Słowo Redemptor

Świętego Szczepana, pierwszego męczennika – święto

 

 

 

Niedziela, 26 grudnia 2010 roku, Oktawa Narodzenia Pańskiego, Rok A, I

 

 

 

 

Porażka, która jest zwycięstwem...

 

Nikt nie lubi przegrywać. Kto ponosi klęskę, zwykle oblewa się rumieńcem wstydu, gdyż okazał się kimś słabszym i gorszym od innych.

 

Smutny to widok, kiedy bokser na ringu pada pod ciosami przeciwnika, kiedy nie może utrzymać się na nogach, kiedy nie jest w stanie zadać skutecznego ciosu, który powaliłby rywala. Wtedy sędziowie ogłaszają zwycięzcą tego drugiego. Smutny to widok, kiedy kandydat w wyborach opuszcza centrum wyborcze jako ten, który przegrał. Jego słowa okazały się mało przekonywające, a on sam mniej popularny od kontrkandydata, dlatego ponosi klęskę i odchodzi w zapomnienie. Nikt nie chce przegrać. Każdemu marzy się pierwsze miejsce na podium, hymn na cześć zwycięzcy i podziw tłumów.

 

A my dzisiaj czcimy człowieka, który po ludzku przegrał. Chodzi o Szczepana. Jesteśmy świadkami męczeństwa kogoś, kto okazał się słabszym, kto uległ pod naporem tłumu i został pokonany. A jest to porażka straszliwa w skutkach – Szczepan zginął, gdyż silniejsi od niego odebrali mu życie.

 

I na co mu to było? Był zapewne jeszcze młody. Mógł nie stawiać oporu, wycofać się we właściwym momencie i uniknąć tak tragicznego obrotu wydarzeń. Mógł jeszcze przez długie lata służyć Bogu i głosić Ewangelię. Ale jednak stało się inaczej. Szczepan przegrał. Wdał się w konflikt i zginął.

 

A gdzie wtedy był Bóg? Bóg jest wszechmocny. Mógł więc Szczepana pozostawić przy życiu. Młody Diakon mógł przecież jeszcze tak wiele dla Niego uczynić. Dlaczego zginął człowiek w kwiecie wieku, napełniony Duchem Świętym i oddany bez reszty Jezusowi? Dlaczego przegrał?

 

Szczepan przegrał, gdyż poszedł za Jezusem, a droga za Jezusem wiedzie do śmierci, a więc do klęski. Jezus stał się jego mistrzem. Szczepan zawierzył Mu całkowicie. Był gotów znosić najstraszniejsze cierpienia i poświęcić wszystko, byleby tylko nie zawieść Mistrza i wiernie przy Nim trwać do końca. Jego klęska była konsekwencją wyboru, jakiego dokonał. Zginął, gdyż poszedł śladami Jezusa. A kto idzie za Jezusem, ten wie, że jego droga skończy się na krzyżu, choćby go prowadziła wśród radosnych okrzyków nad Jeziorem Genezaret albo przez bramę tryumfalną u wejścia do Jeruzalem (D. Hammarskjöld).

 

Skąd te myśli w okresie Bożego Narodzenia? Dlaczego dzisiaj, kiedy patrzymy na małego Jezusa, który dopiero co narodził się w Betlejem, mówimy o krzyżu, o klęsce i śmierci?

 

W pewnym klasztorze widziałem kiedyś obraz, który przedstawiał scenę Bożego Narodzenia. Wszystko było tak, jak należy: Święta Rodzina opromieniona blaskiem chwały, zadziwieni pasterze i klęczące przed Jezusem zwierzęta. A jednak było tam jeszcze coś, co przykuło moją uwagę: Dzieciątko Jezus trzymało w ręku krzyż. „Jak to wygląda? – pomyślałem sobie. – Dzieciątko z krzyżem w dłoni? Skąd ten krzyż w dzień narodzenia Jezusa? Czy trzeba było zakłócać radość tej sceny znakiem męki i śmierci?”

 

Dzisiaj krzyż w dłoniach boskiego Niemowlęcia już mnie nie dziwi. To znak, który zapowiada ostatnią stację ziemskiej wędrówki Jezusa. Droga, którą Syn Boży rozpoczyna w Betlejem, kończy się straszliwą klęską na krzyżu – oczywiście, jeśli popatrzymy na życie Jezusa tylko po ludzku. A jednak nie jest to klęska ostateczna. Przegrana Jezusa staje się zwycięstwem. Po Jego śmierci na krzyżu przychodzi zmartwychwstanie. Jezus tryumfuje jako Zwycięzca śmierci i szatana. Dlatego znak krzyża nie jest dzisiaj znakiem klęski i hańby, ale znakiem zwycięstwa. Podobnie i Szczepan – po ludzku przegrał. Ale czy naprawdę jest to klęska? Czyjego śmierć niczym nie zaowocowała? Czy nie jest to zwycięstwo podobne tryumfu Jezusa, który przez swoją śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie zadał zwycięski cios szatanowi?

 

Tak, klęska Szczepana jest konsekwencją wyboru, jakiego dokonał. Szczepan zawierzył Jezusowi i poszedł Jego drogą do końca. Ukamienowanie i śmierć Diakona nie są dla niego klęską ostateczną, ale drogą do zwycięstwa, do zmartwychwstania, do życia wiecznego. Wspominając męczeństwo Szczepana, sławimy człowieka, który cieszy się dzisiaj oglądaniem Boga twarzą w twarz. Jego śmierć jest dla niego chwilą narodzin dla nieba. Jego męczeństwo nie jest porażką, lecz zwycięstwem.

 

Jego klęska jest tryumfem w jeszcze innym sensie. W męczeństwie Szczepana dobro zwycięża nad złem. Szczepan nie przeklina swoich prześladowców, nie złorzeczy im i nie grozi, ale w chwili największego cierpienia modli się za swoich oprawców. Nie odpłaca im złem za zło, lecz modli się tak jak Jezus na krzyżu: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”. Ożywia go moc zmartwychwstałego Jezusa i Duch Boży umacnia go do mężnego znoszenia prześladowań. To już nie on żyje, ale żyje w nim Chrystus, który przebacza swoim prześladowcom.

 

Klęska Szczepana przyniosła z pewnością jeszcze inny pozytywny skutek. Krew męczenników użyźnia ziemię, która wydaje owoce. Ich świadectwo pobudza innych do wiary. Kto wie, czy to właśnie niezłomna postawa Szczepana nie przyczyniła się do wewnętrznej przemiany Szawła? Być może męstwo i dobroć Szczepana były tą niewidzialną iskierką, która rozpaliła u Szawła pragnienie miłowania Jezusa nade wszystko, zanim spotkał zmartwychwstałego Pana pod Damaszkiem.

 

Kto wybrał się w drogę za Jezusem – nawet jeśli w oczach ludzkich przegrywa – odnosi zwycięstwo jak Jezus, który umiera, by zmartwychwstać i jak Szczepan, który poprzez śmierć męczeńską staje się uczestnikiem chwały Jezusa.

 

Także i dzisiaj nie każdy, kto przegrywa, musi się wstydzić. Bywają porażki, które w rzeczywistości są zwycięstwem. Gdy kolarz, który ma szansę na zwycięstwo w wyścigu, schodzi z roweru, by pomóc rannemu koledze, ryzykuje, że nie dojedzie pierwszy do mety. I chociaż wtedy nie otrzyma złotego medalu, to jednak tak naprawdę odnosi zwycięstwo. Wtedy właśnie zwycięża w nim to, co najbardziej ludzkie i najszlachetniejsze w człowieku: współczucie i ofiarna miłość. Wtedy właśnie dobro bliźniego odnosi tryumf nad dążeniem do sukcesu nawet „po trupach”. I chociaż wtedy człowiek przegrywa w oczach kibiców sportowych, to jednak w świetle wiary odnosi wspaniałe zwycięstwo.

 

Ile razy w moim życiu wspaniałomyślność zwycięża nad egoizmem, miłość nad nienawiścią, dobro nad złem, tyle razy odnoszę tryumf, chociażbym wyglądał na nieudacznika albo musiał zginąć. Jeśli kroczę za Jezusem i jestem wierny natchnieniom Jego boskiego Ducha, chociażbym poniósł klęskę w oczach ludzkich, nie muszę się wstydzić, gdyż jestem zwycięzcą – jak Jezus, jak Szczepan Męczennik...

 

 

 

Homilia zamieszczona na portalu internatowym została zaczerpnięta za pozwoleniem Redaktorów książki:
„Homilie Adwentowe”. Red. R. Hajduk, G. Jaroszewski. „Homo Dei”. Kraków 1998 s. 124-126.

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów

o. Ryszard Hajduk CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy