Niedziela, 13 lutego 2011 roku, VI tydzień zwykły, Rok A, I
Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków (Mt 6, 17)
Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków (Mt 6, 17) – tymi słowami Chrystusa rozpoczyna się dzisiejsza Ewangelia. Z pewnością niejeden z Jego słuchaczy mógł zaskoczyć się takim stwierdzeniem. Gdy wypowiadał te słowa, wieść o niezwykłej działalności Jezusa zdążyła już rozejść się wśród Jemu współczesnych. Oto Ten, Który głosił Ewangelię o królestwie i leczył wszystkie choroby i słabości wśród ludu oznajmia, że nie zniesie Prawa i Proroków, ale je wypełni.
Spróbujmy wyobrazić sobie, co w takiej sytuacji mogli myśleć Jego słuchacze. Z pewnością nie brakowało takich, którzy Jezusowi nie dowierzali i takie, a nie inne deklaracje z Jego strony stanowiły dla nich zgorszenie. A może zdarzali się również i tacy, którzy na słowa Mesjasza doznali pewnego zawodu? Może pragnęli, by Cudotwórca z Nazaretu rzeczywiście ogłosił jakiś nowy porządek, w którym to, co ustanowił Bóg na górze Synaj, przestało odgrywać jakąkolwiek rolę?
Jeśli ktokolwiek tego od Niego oczekiwał, Jezus szybko rozwiał jego nadzieje. Co więcej, w swej mowie Chrystus zawarł wprost niezwykłą, bo bardzo radykalną interpretację Bożych Przykazań. Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Syn Boży idzie jeszcze dalej – uważa bowiem, że jeśli któryś z członków ludzkiego ciała jest powodem do grzechu, lepiej się go wyzbyć niż przez wzgląd na niego utracić Boże Królestwo.
Chrystus swoją postawą wyraźnie staje w opozycji do faryzeuszów, którzy przywiązywali wagę do tego, co zewnętrzne, lubowali się w zachowywaniu pewnych rytuałów, a także mieli zdolność do zmyślnego omijania Bożego Prawa, które doskonale znali. Nazarejczyk proponuje inny rodzaj radykalizmu – nie oparty na zachowywaniu obrzędów i zwyczajów, ale na dbaniu o czystość własnego serca wypływającemu z umiłowania dobrego Boga Ojca.
Te realia, o których mowa w dzisiejszej Ewangelii, mają też przełożenie na naszą dzisiejszą rzeczywistość. Oczywiście my, chrześcijanie XXI wieku, wiemy, że Jezus rzeczywiście był zapowiadanym Mesjaszem, Synem Bożym, i że istotnie przyszedł wypełnić Prawo i Proroków – jednak nawet pomimo tego wielokrotnie chielibyśmy z Chrystusa uczynić kogoś na nasze wyobrażenie, wygodnego nam samym. Ile razy w naszym kraju, który wciąż – choć zdecydowanie na wyrost – określany jest jako katolicki, słyszymy stwierdzenia, że Dekalog to przeżytek, że nie ma zastosowania w dzisiejszym świecie? Jak często próbujemy zagłuszyć w naszych sercach mocne, ostre słowa naszego Pana, które tak wyraziście wybrzmiewają w dzisiejszej Ewangelii? Taki Chrystus – wymagający, radykalny, apelujący do naszych sumień – przestaje być dla wielu atrakcyjny, a Jego nawoływanie zostaje brutalnie odrzucone. Lubimy czytać w Biblii o narodzinach Jezusa, o tym, jak uzdrawiał chorych czy stawał w obronie ubogich. Jednak Mesjasz apelujący o czystość naszych myśli albo nakazujący pogodzić się z bliźnim, z którym jesteśmy skłóceni – to często niestety zbyt wiele dla nas. Cóż nam więc po naszej wiedzy o życiu, śmierci i zmartwychwstaniu naszego Pana, jeśli nosimy w sobie zniekształcony obraz Jego samego – tak samo, jak to mogło być w przypadku Jemu współczesnych, nie znających Nowego Przymierza.
Może warto zadać sobie dziś pytanie, jaki jest mój stosunek do Bożego Prawa. Czy określając siebie katolikiem, rzeczywiście przyjmuję wszystko to, czego naucza Kościół, czy może raczej podchodzę do własnej religijności wybiórczo i biorę ze skarbca wiary tylko to, co jest mi wygodne.
Pewien młody chłopak opowiadał mi kiedyś o rodzinie, którą spotkał w trakcie pielgrzymki na Jasną Górę. Gościnni gospodarze podjęli pątkników iście po królewsku. Przy suto zastawionym stole nie zabrakło też rozmów dotyczących wiary – i chociaż wcześniej nic by na to nie wskazywało, to po pewnym czasie ojciec rodziny zaczął krytykować Kościół za Jego przestarzałe nauczanie. Niemal grzmiał pytając, jak można krytykować praktykujących katolików, którzy popierają metodę in vitro. Niedługo potem opowiadał o pracy na czarno, by po chwili prosić, by pielgrzymi modlili się o uczciwość ludzi pracujących. Nie obyło się też bez mało konstuktywnej krytyki księży czy zakonników, choć można było mieć podstawy by myśleć, że ci ludzie nie bywają w kościele tylko od święta. Przykład tej rodziny wyraźnie pokazuje, że można podawać się za chrześcijanina, ale tak naprawdę stawać w opozycji do samego Jezusa. On sam nawołuje nas dzisiaj, by nasza mowa była tak, tak; nie, nie. Jak można powiedzieć Synowi Bożemu pełne, świadome tak – jeśli odrzuci się wszystko to, co w Bożym Prawie jest nam nie w smak?
"Proszę księdza, ale to jest zbyt trudne, proszę księdza, to tylko święci dadzą sobię radę żyć w pełni zgodnie z przykazaniami" – tak mógłby ktoś odpowiedzieć na powyższe refleksje i być może trudno byłoby odmówić takiemu myśleniu racji. Jednak pierwszym czytaniu słyszymy dziś takie zdanie: Jeśli zechcesz, zachowasz przykazania: a dochować wierności jest Jego upodobaniem. Bóg nie zaprasza nas do samotnej walki z naszymi ludzkimi słabościami i cielesną naturą, bo niemożliwe jest dla nas, by je własną mocą przezwyciężyć. Jednak jeśli nasze tak dla niego będzie pełne i bezwarunkowe, on zachowa wierność i wspomoże nas w realizowaniu dobrego, zgodnego z Jego wolą życia.
Jezus, choć dziś jawi się jako bardzo surowy w swoich słowach, umarł z miłości do Ciebie – czy myślisz, że mógłby zostawić Cię w osamotnieniu, jeśli zechcesz prawdziwie pójść za Nim i naśladować Go w czasie swojego ziemskiego pielgrzymowania? Owszem, często przyjdą porażki, bo często zdarza nam się upaść przez podszepty złego ducha – jednak Chrystus niezawodnie pomoże nam się podnieść, jeśli tylko mu na to pozwolimy – zwłaszcza w sakramencie pokuty. Wtedy z pewnością uda nam się osiągnąć to, czego – jak pisze św. Paweł - ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów
o. Maciej Ziębiec CSsR