Niedziela, 06 czerwca 2011 roku, VII tydzień wielkanocny, Rok A, I
– Co mi ksiądz opowiada, on naprawdę mnie rzucił, to już koniec… teraz tylko pozostaje, żebym ja skończyła z sobą, rzucając się z jakiegoś mostu…
Tego samego popołudnia ksiądz spotyka żonę skarżącą się na męża:
– Zupełnie nie mogę go zrozumieć! Ma dom, żonę, zdrowe i szczęśliwe dzieci, pracę, którą przecież lubi, a nic mu się nie podoba, nic go nie cieszy, odkąd wykrył w samochodzie jakąś usterkę i czeka na sprowadzenie odpowiednich części zamiennych. Czy naprawdę ja i nasze dzieci jesteśmy mniej ważni, niż ten samochód? Uśmiechał się niedawno na myśl, że na urlop razem wyjedziemy… Czas urlopu się zbliża, a jego nic nie cieszy, tylko dlatego, że w samochodzie „coś stuka”…Czy naprawdę od technicznego stanu samochodu musi zależeć nasze szczęście?
Dlaczego tak się dzieje?
Pascal zapisał w jednym ze swoich dzieł następującą myśl:
Nasza wyobraźnia tak wyolbrzymia czas przez nieustanne o nim rozmyślanie i tak bardzo pomniejsza wieczność, przez brak rozmyślania o niej, że z wieczości nie robimy sobie nic, a z teraźniejszością wiążemy wszystkie nasze nadzieje i oczekiwania.
Dziewczyna, którą rzucił chłopak i mężczyzna z uszkodzonym samochodem ulegli złudnemu przekonaniu, że stan z dnia dzisiejszego to już jest wieczność. Wtedy nic nie cieszy, a człowiek taki nie widzi optymistycznych horyzontów.
Jednym ze skutków grzechu pierworodnego jest przekonanie, że możemy zbudować raj na ziemi. Ludzie jeżdżą po świecie, zakładają i zostawiają rodziny, „robią kasę”, tracą zdrowie, życiem ryzykują, żeby tylko mieć raj tu – po tej stronie życia.
Dzisiejsza uroczystość przypomina nam, że nie tędy droga. Jezus nie przyszedł „remontować” zepsutego świata, ale ogłosił, że nadejdzie jego koniec. Dziś jest coraz więcej urządzeń (np. elektronicznych), które po zepsuciu okazują się bezużyteczne – nie da się ich już naprawić, trzeba zakupić nowe. Świat, który znamy, został własnie tak zepsuty, że nie da się go już naprawić. Ratunek, z którym przychodzi Jezus, nie polega na „łataniu dziur”, ale na obietnicy nowego życia w królestwie Bożym, czyli tam, gdzie rządzi wyłącznie Bóg i gdzie obowiązują jedynie Jego prawa. To jest NIEBO, do którego Chrystus dziś wstępuje.
My pozostajemy na ziemi, w świecie, który jak wiemy będzie miał swój koniec. Ale jeśli wierzymy Jezusowi, musimy pamiętać o Jego słowach: „w domu Ojca mego jest mieszkań wiele…” (J 14, 2). I te mieszkania są dla nas! Warunek wstępny jest taki, że to nam powinno zależeć, aby się tam znaleźć.
Poważną przeszkodą w pielęgnowaniu tego pragnienia są infantylne obrazy nieba, które nieraz wyniesione z dzieciństwa, skutecznie blokują duchowość wielu dorosłych już ludzi. Opowiadał kiedyś jeden z duszpasterzy o pewnej rozmowie na ten temat. Romówcą księdza był student, który przed laty należał do dziecięcej scholki parafialnej. Gdy dzieci niezbyt gorliwie przykładały się do śpiewu, wówczas prowadząca scholę nauczycielka muzyki upominała dzieci mniej więcej tak: Śpiewajcie ładnie, kochane dzieci, bo przecież przez całą wieczność będziemy chwalić Pana Boga naszym pięknym śpiewem. Dzisiajsze echo tych słów u dorosłego już studenta brzmi w ten sposób: Jeszcze długo po zamknięciu czasu dzieciństwa dostawałem drgawek na myśl, że 10 miliardów lat śpiewam w chórku, pod dyrekcją niezbyt sympatycznej pani od muzyki. Miałbym zgodzić się na to, że przez całą wieczność będę z wiankiem na głowie, w białej koszuli wyśpiewywał nudne pieśni, a niekończący się widok pani w za dużych okularach ma być kresem wszystkich moich pragnień? Przenigdy!
Ze zdziwieniem słuchałem kiedyś kaznodziei, wykazującego, że mężczyzna, który idzie do agencji towarzyskiej, TĘSKNI ZA NIEBEM…
…inny, który wszystkie swe siły angażuje w zarabianie pieniędzy, TĘSKNI ZA NIEBEM…
…jeszcze inny, który w głupi sposób chce być silny (używa przemocy) TĘSKNI ZA NIEBEM…
W pierwszym momencie trudno się z tym zgodzić, ale jednak to prawda. Kto wymyślił tęskniące ludzkie serce? Bóg! I On, który jest miłością, życiem, pięknem, doskonałością, pociąga nas do siebie. Problemem naszym jest to, że zamiast iść do Boga z naszymi pragnieniami, szukamy ich zaspokojenia poza nim i wcześniej czy później kończy się to rozczarowaniem... Taka właśnie jest strategia szatana! Bóg nas „przyciąga”, a szatan jedynie „przestawia zwrotnicę”, kierując nas na ślepy tor, po czym „lądujemy” w nienawiści, kłamstwie, masturbacji, plotkarstwie, czy innym kombinowaniu… Efekt końcowy ma być taki, abyśmy już nie mieli ochoty tęsknić za niebem…
Nasze tęsknoty mają różne oblicza; tęsknimy za różnymi sprawami, ale wszystkie one mają coś wspólnego: gdy dochodzą do głosu, OŻYWAMY. Gdy robimy to, co naprawdę lubimy, przestajemy patrzeć na zegarek, nasze prawdziwe fascynacje angażują nas wyjątkowo łatwo.
W psalmie dzisiejszym powtarzaliśmy refren: Pan wśród radości wstępuje do nieba. Prawdziwe niebo, to prawdziwa radość, to wypełninie naszych pragnień w ich dojrzałej formie. Niebo na pewno nie jest infantylnym marzeniem, które zostało jedynie powiększone i pomnożone przez czas. Wielu małych chłopców wyobraża sobie, że jak już będą dorośli i będą sami zarabiać pieniądze, kupią sobie co najmniej 500 samochodzików na resorach i taką kolejkę elektryczną, która z trudem zmieści się w mieszkaniu. „Problem” polega na tym, że gdy już będą dorośli, odechce się im samochodzików i kolejki…
Gdy poznam w pełni Boga (a niebo to Bóg!), to odechce mi się tego, co nie jest Bogiem.
Naprawdę! Takie jest orędzie dzisiejszej uroczystości. Może nieco „zaszyfrowane”, a przez to niejasne, ale taką drogę wybrał Bóg; nie chce nas zniewolić pełną wizją prawdziwego nieba, a jednocześnie chce zachęcić, abyśmy wszystkie nasze tęsknoty i pragnienia adresowali w Jego stronę. Idąc taką drogą doczekamy się kiedyś radości pełnej…
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów
o. Jarosław Krawczyk CSsR