Niedziela, 12 grudnia 2010 roku, III tydzień Adwentu, Rok A, I
Kto zdejmie z naszych rąk kajdany?
Chociaż czasy niewolnictwa należą do przeszłości, niewolników nie brakuje także i dzisiaj. Być może spotykamy ich na ulicy, być może sami należymy do nich. Tak, na pierwszy rzut oka jesteśmy wolni, nie nosimy na rękach kajdan ani nie ciągniemy za sobą ciężkiej, żelaznej kuli, przywiązanej do nogi. A jednak coś nas krępuje – jakieś niewidzialne kajdany i jakaś niewidzialna metalowa kula u nogi.
Co to może być?
W sąsiedztwie mieszkają dobrzy ludzie, którzy sami założyli sobie kajdany, a są to w tym przypadku kajdany pracy. Biegają od świtu do nocy albo i od świtu do świtu. Nie mogą sobie pozwolić na poobiednią drzemkę ani na jednodniową wycieczkę, o urlopie już nie wspominając. Praca czeka, klienci czekają, a i w obejściu trzeba czasem posprzątać. Owszem, kajdany ciążą, bo nogi puchną i ciśnienie za wysokie, ale bez pracy nie ma kołaczy, a i klientów stale przybywa. Nie ma czasu na wytchnienie.
Po drugiej stronie ulicy mieszka następna para niewolników. Ich żelazną kulą u nogi są pieniądze i komfort. Od dwunastu lat są małżeństwem i mają jedno dziecko. On rzadko bywa w domu. Jeśli potrzebuje czegoś od swojej żony, zostawia kartkę z informacją. Ona też się nie oszczędza. Trzeba przecież zapracować na utrzymanie nowoczesnej willi, dwóch nie najgorszych samochodów, a na domiar złego, jest jeszcze dziecko, które musi mieć wszystko, co sobie tylko zamarzy. Widują się tylko wtedy, gdy mijają się w drzwiach. Pieniądze same nie przyjdą do domu, a bez nich nie ma życia na odpowiednim poziomie. Dlatego pieniądze decydują, co i kiedy mają zrobić. One i tylko one wyznaczają kierunek ich życiu.
Kiedyś urządzano polowania na ludzi, by potem zakuć ich w dyby i sprzedać jako niewolników. Dzisiaj ludzie najczęściej sami nakładają sobie kajdany albo przywiązują sobie kulę do nogi. Z dnia na dzień prowadzą życie niewolnika, które wcale nie jest łatwe. W końcu przychodzi moment, gdy wyczerpani idą po rozum do głowy i stwierdzają, że wcale nie muszą biegać z kajdanami pracy i ciągnąć za sobą ciężkiej kuli komfortu życiowego za wszelką cenę. Ale jak teraz uwolnić się od nieznośnych więzów i przykrego ciężaru?
Najpierw próbują wyzwolić się sami. Szukają banku, w którym będą mogli bezpiecznie ulokować pieniądze i żyć dostatnio z samych procentów albo przynajmniej zabezpieczyć się na starość. Aby wypełnić czas czymś przyjemnym, organizują przyjęcia, odwiedzają salony piękności albo i wędrują po świecie w poszukiwaniu przygód. Szybko jednak przekonują się, że dalej żyją w niewoli, a kajdany nabrały tylko nowego kształtu i kula u nogi z żelaznej zamieniła się w miedzianą. Jak kiedyś, tak i dzisiaj nie mogą w nocy zmrużyć oka. Nie są pewni, czy dobrze ulokowali pieniądze. Do tego jeszcze coraz częściej kłócą się ze sobą, bo pojawia się alkohol, który powoli bierze ich w niewolę. Ale co pozostaje, skoro życie ma być radosne i trzeba czymś wypełnić wolny czas?
Trudno jest samemu zdjąć sobie z rąk kajdany i rozkuć łańcuch, którym metalowa kula przywiązana jest do nogi. Nie każdy posiada takie zdolności jak słynny baron Munchhausen, który potrafił sam siebie złapać za czuprynę i wyciągnąć z bagna. Kto wyrwie nas z niewoli? Kto zdejmie z naszych rąk kajdany i uwolni nas od ciężaru, który krępuje nasze ruchy?
Te same pytania stawiali sobie Izraelici, których obce mocarstwa brały w niewolę. Ci, których Bóg wybrał sobie jako lud umiłowany i wprowadził niegdyś w kraj mlekiem i miodem płynący, muszą służyć obcym panom. Ich marzeniem jest, by ktoś zdjął z nich kajdany i poprowadził ich do wolnej ojczyzny. Któż może to uczynić? Tylko Bóg może przywrócić sprawiedliwość uciśnionym i wypuścić więźniów na wolność (Ps 146,7). Tylko On może z pustyni uczynić rajski ogród i rozgrzany w słońcu piach pokryć dywanem kwitnących kwiatów (Iz 35,1-2). Tylko On może swoich umiłowanych wyzwolić z ucisku i w radości poprowadzić do domu (Iz 35,10). Dlatego Prorok Izajasz wzywa zniewolonych, by podnieśli głowy i zawierzyli Bogu, który przychodzi, aby ich wyzwolić (Iz 35,4). Tylko Bóg może zdjąć z człowieka ciężar trosk i smutku, serce ludzkie napełnić radością.
Także dzisiaj Bóg nie śpi i widzi nasze skrępowane ręce i nogi. Wcale nie jest Mu obojętne, co się z nami dzieje. Podobnie jak swój umiłowany lud, chce nas wyzwolić i poprowadzić bezpieczną drogą do domu. Chce uwolnić nas od więzów, które sami sobie nałożyliśmy i zdjąć z nas wszystko, co nie pozwala nam spokojnie zasnąć. W jaki sposób Bóg jest w stanie to uczynić?
Po śmierci ojca stał się właścicielem sieci supermarketów. Nie chciał jednak zadowolić się tym, co odziedziczył. Pracował więc w pocie czoła, aby jak najszerzej rozbudować sieć swoich sklepów. Powędrował nawet do Ameryki Południowej, gdzie udało mu się zbudować kilkanaście potężnych supermarketów i zająć mocną pozycję na tamtejszym rynku. Dla niego ciągle jednak to było mało. Chciał być potentatem, chciał udowodnić sobie i innym, że coś potrafi. Noce spędzał w samochodzie albo w samolocie. W dzień biegał od urzędu do urzędu, od banku do banku, z zebrania na zebrania. Nie założył rodziny, bo nie miał na to czasu. Stał się niewolnikiem przedsiębiorczości i sukcesu. Ciągle nie był zadowolony, ciągle mu było mało.
Dzisiaj jest innym człowiekiem. Udało mu się zerwać kajdany kariery za wszelką cenę, a ściślej mówiąc – uczynił to Bóg. Przynajmniej on sam tak twierdzi i nie ma powodu mu nie wierzyć. Kiedy pewnego razu przebywał w Brazylii, do jego sklepu przyszły dwie młode siostry zakonne. Chciały rozmawiać z właścicielem. Pracują w sierocińcu i szukają sklepów, które zamiast wyrzucać przeterminowaną żywność na śmietnik, byłyby gotowe dostarczyć ją do sierocińca. Liczy się każda kromka chleba, gdyż trudno siostrom wyżywić setkę dzieci. Na prośbę sióstr odpowiedział pozytywnie. Nic go to przecież nie będzie kosztowało.
Kilka dni później pojechał zobaczyć, jak wygląda sierociniec, w którym dzieci odżywiają się przeterminowaną żywnością z jego sklepu. Tam otwarły mu się oczy – jak sam mówi – tam przejrzał. Setka dzieci i kilka sióstr siedzą przy jednym stole, na którym stoi parę misek z ryżem i jakieś mięso. Nieprawdopodobne, żeby starczyło dla wszystkich. Potem widzi, jak naczynia wędrują od jednego do drugiego. Nie do wiary, ale każdy coś otrzymał do jedzenia. Dzieci modlą się i dziękują Bogu, że ich tak hojnie obdarował. A potem modlą się za niego – za dobrodzieja, którego Pan Bóg im dał, aby mogli zobaczyć, jak bardzo je kocha. Wtedy wydawało mu się, że coś pęka – może było to serce, a może kajdany na rękach, a może łańcuch z kulą u nogi? Bóg go uwolnił od jego pogoni za sukcesem, Bóg przywrócił mu pokój serca.
Dzisiaj już nie myśli tylko o swoich sklepach. Dzisiaj już nie spędza nocy w podróży i nie biega po urzędach, aby zaspokoić swoje pragnienie sukcesu. Częściej myśli o innych. Już niejeden kontener z żywnością i odzieżą popłynął dzięki niemu do ubogich w Ameryce Południowej. Bóg zamienił jego żywot niewolnika sukcesu w radosną służbę dla drugich.
Prośmy Boga, aby przyszedł dzisiaj także do nas i zdjął z nas kajdany pracy i pieniędzy. Niech rozerwie łańcuch z kulą u nogi i uwolni nas od ciężaru sukcesu i władzy. Niech przyjdzie i ożywi nasze serca, abyśmy szukali tylko Jego Królestwa i Jego sprawiedliwości z wiarą, że wszystko inne będzie nam przydane (Mt 6,33). Niech Boże Narodzenie będzie radosnym świętem tych, których Bóg przez Jezusa odkupił i wyzwolił.
Homilia zamieszczona na portalu internatowym została zaczerpnięta za pozwoleniem Redaktorów książki:
„Homilie Adwentowe”. Red. R. Hajduk, G. Jaroszewski. „Homo Dei”. Kraków 1998 s. 63-66.
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów
o. Ryszard Hajduk CSsR