Słowo Redemptor

XIII niedziela zwykła

 

 

 

Niedziela, 26 czerwca 2011 roku, XIII tydzień zwykły, Rok A, I

 

 

 

 

 

„Kto nie bierze swego krzyża, a Idzie za Mną…”

 

Ludzie współcześni Chrystusowi, a szczególnie Galilejczycy, wiedzieli, co to jest krzyż – straszliwe narzędzie męki i śmierci. Wiele razy byli świadkami publicznej egzekucji. Rzymianie często skazywali Żydów, a szczególnie buntowniczych Galilejczyków na śmierć przez ukrzyżowanie. Dlatego sama wzmianka o krzyżu budziła w ich umysłach obrazy straszliwej rzeczywistości. Słowa Jezusa w takim kontekście historycznym brzmiały niezwykle radykalnie i u słuchaczy z pewnością wywoływały skurcz serca.

 

Dziś z perspektywy czasu, oświeceni światłem zmartwychwstania, na krzyż patrzymy zupełnie inaczej. Jednak i tak usłyszane przed chwilą słowa Ewangelii wywołują w nas duże zdumienie: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je.... Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż mnie nie jest mnie godzien …” (por. Mt 10, 37–39).

 

 

Wsłuchując się w te słowa, czujemy jak wielka rozterka budzi się w naszych sercach. Nie lubimy dokonywać takich wyborów, po jednej stronie miłość matki, ojca, dziecka, po drugiej jest sam Jezus. Nie lubimy rezygnować z życia i z tego co życie nam potrafi zaoferować. Lękamy się własnego krzyża i najczęściej bronimy się przed nim omijając go z daleka.

 

Dlaczego Chrystus proklamuje taką naukę wobec swoich uczniów?

Co Jezus chce dziś nam powiedzieć kładąc przed nami tak bezwzględne wymagania?

 

Zanim zaczniemy zagłębiać się w treść tej Ewangelii, to wcześniej musimy uświadomić sobie jeden ważny fakt, iż Jezus kierując owe pouczenia do uczniów, odnosi je do siebie „nie jest Mnie godzien. A zatem kluczem do odczytania właściwego sensu dzisiejszej Ewangelii jest osoba Jezusa i jego dzieło miłości dokonane na krzyżu.

 

Krzyż jest bowiem wielkim skrótem idei, której Jezus Chrystus pozostał wierny do końca. Jest to wierność powołaniu, które On przyjął od Ojca, aby umiłowawszy świat, do końca umiłować tych, do których został posłany. Ta miłość najpełniej wyraziła się właśnie w ofierze krzyża.

 

I mogło się wydawać, że Jezus Chrystus poniósłszy śmierć na krzyżu, odrzucony niemalże przez wszystkich, przegrał i został zdecydowanie przekreślony. Gdy tymczasem to w śmierci na krzyżu, a więc także w samym znaku krzyża, objawiło się Jego zwycięstwo. Ponosząc bowiem śmierć, stał się sprawcą i pośrednikiem życia, które trwa. Mówi więc: „kto krzyż swój weźmie…, i kto z Jego powodu życie straci, ten je na pewno znajdzie”. Jednak owo „tracenia życia”, „obumieranie”, z powodu Chrystusa i dla Chrystusa nie jest niszczeniem siebie, nie jest drogą ku śmierci lecz jest drogą ku życiu, gdyż jest uczestnictwem w Jego powołaniu. Uczeń Chrystusa, który chce kroczyć za Panem i chce włączyć się w Jego dzieło musi z ewangeliczną logiką doświadczyć „swego krzyża”. Bez tego kroczenie za Jezusem staje się bezowocne. Przyjęcie z wiarą i miłością własnego krzyża jest kluczem pełnego zjednoczenia z Chrystusem i szkołą pełnienia Jego woli.

 

Przyjęcie własnego krzyża i pójście za Jezusem wpisuje w życie każdego wierzącego wprost niewyobrażalną przemianę.

 

To co dla nas wydaje się stratą, w rzeczywistości jest zyskiem, to co jest obumieraniem w rzeczywistości jest doświadczeniem pełni życia, a krzyż przestaje być niewolą lecz staje się wyzwoleniem.

 

Aby jednak takich darów Chrystusa doświadczać musi zachodzić jeden waży warunek, nasze zjednoczenie z Jezusem musi dokonywać się w bezkompromisowej miłości. Ta miłość musi być ponad wszystkim. Nie może jej przesłonić nawet to, co nam na ziemi najbliższe i najdroższe, matka, ojciec, dziecko.

 

Analizując historię, odkrywamy iż powyższe słowa Chrystusa sprawdziły się. Można by tu przytoczyć postać – kardynała Stefana Wyszyńskiego. Po ludzku sądząc, w pewnym okresie swego życia przegrywał, kiedy został internowany i uwięziony. Wystarczy wziąć dziś do ręki jego „Zapiski więzienne”, by przekonać się, jak boleśnie przeżywał rozłąkę z tymi, dla których był pasterzem i przewodnikiem. Ostatecznie odniósł jednak wielkie historyczne zwycięstwo. Pokazał, że człowiek nie może być chorągiewką na wietrze. Przypomniał współczesnym, że nie można służyć Bogu, i temu, co jest dziełem szatana. W imię miłości Boga dźwigał ciężki krzyż, cierpiał i płacił za swoją postawę, ale dzięki temu nasze świątynie nie zostały zamienione na magazyny, muzea czy lokale rozrywkowe, jak miało to miejsce w sąsiednich krajach. Dzięki temu, że właśnie wziął swój krzyż na ramiona i Boga umiłował ponad wszystko, „zyskał życie”, odniósł wielki historyczny sukces.

 

 

Liturgia słowa dzisiejszej niedzieli uczy nas dbania o świeżość naszej wiary, która potrzebuje nieustannie odważnych, radykalnych postaw. Uczy nas takiej wiary i tak nas uwrażliwia, aby nigdy nie zabrakło w niej kierowania się w naszym życiu właściwą hierarchią wartości. Stawia przed nami szczytny cel, który zdobywamy przez przyjęcie własnego krzyża oraz przez spotkanie się z krzyżem Chrystusa w każdej Mszy św. We Mszy św. Jezus daje nam moc do dźwigania krzyża i uczy, że do chwały i życia wiedzie droga przez krzyż.

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów

o. Henryk Zienkiewicz CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy