Niedziela, 02 października 2011 roku, XXVII tydzień zwykły, Rok A, I
Czyja winnica ? Czyja jest winnica? Dzierżawcy z ewangelicznej przypowieści wiedzą, że winnica nie jest ich własnością – oni tylko w niej pracują i nie chcą płacić dzierżawy. Czasy nam współczesne stawiają sprawę kategorycznie: winnica jest nasza. Problem w tym, że nie ma „aktu własności”, a twierdzenie: „właściciela nikt nie widział”, trudno uznać za argument, że „winnica jest nasza”. A konsekwencje takiego twierdzenia idą bardzko daleko: bo jeżeli „winnica jest nasza”, to nasze w niej porządki, nasze prawa, a jeżeli winnicę kto inny zakładał, to on jest właścicielem i jego porządki obowiązują w winnicy.
Bezspornym jest faktem, że to nie człowiek zakładał winnicę tego świata, w którym żyjemy. Człowiek przychodzi do winnicy świata nic do niej nie wnosząc i odchodzi z niej nic nie zabierając. Wiemy też z historii i doświadczenia ile zniszczeń i zbrodni dokonywali w tej winnicy ludzie, którzy twierdzili że „winnica jest nasza”. To nam powinno wystarczyć, by wciąż szukać prawdziwego Właściciela winnicy i stosować się do praw, które On dla winnicy ustanowił.
Właściciele winnic z dwu dzisiejszych czytań liturgicznych poświęcają wiele troski swoim winnicom. Ten z księgi Izajasza Proroka jest prawdziwie zakochany w swojej winnicy, pełen nadziei na piękne zbiory. A ten z ewangelicznej przypowieści, ileż wkłada troski i pracy w przygotowanie winnicy dla dzierżawców. Taki jest Bóg – bo to On przygotowuje winnicę dla ludzi – Jemu zależy, by owocowało ludzkie życie wydało dobry plon. To nie wina Boga, ze w pierwszym przypadku zawiodła winnica – naród przez Boga wybrany – i zamiast soczystych owoców wydała cierpkie jagody, a w drugim zawiedli dzierżawcy, którzy chcieli zawładnąć winnicą.
Miłość zawsze ryzykuje, ryzyko jej polega na tym, że może nie doczekać się odpowiedzi na swoją postawę miłości – tak jest nawet w przypadku miłość Boga. Bóg kochając człowieka do granic szaleństwa, ryzykuje, ale nie rezygnuje. Nie zraża się tym, że pobito pierwszych wysłanników, a zabito następnych. Bóg posyła do ukochanej winnicy Ukochanego Jedynego Syna, ale i Syna nie uszanowano: wywleczono za miasto, przybito do krzyża i pilnowano, by z niego nie zstąpił, bo ci którzy to uczynili twierdzili głośno i stanowczo „winnica jest nasza”. Nie wzięto tylko pod uwagę tego, że winnica bez Syna bożego będzie pusta, że nie zostanie z niej kamień na kamieniu.
Tak pierwsza winnica przeszła do historii, bo „powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce” (Mt 1.43) Ale nawet ta groźna zapowiedź daje nadzieję, że winnica będzie i zaowocuje. Bo miłość nie rezygnuje, szczególnie gdy jest to miłość Jezusa Chrystusa – Syna Bożego naszego Odkupiciela i Zbawiciela. Teraz On Sam będzie Winnicą: „Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami” (J 15, 5). A od dnia, kiedy życie oddał na krzyżu i powstał żywy z grobu – ten Krzew winny począł się rozrastać, przybywało Mu latorośli i stał się Kościołem – Winnicą całego świata. Tej Winnicy Gospodarz nie odrzuci i z niej nie zrezygnuje, tej Winnicy nikt nie zniszczy, nawet bramy piekielne Jej nie przemogą (por. Mt l6. 18).
„Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami” (J 15, 5). Winny krzew jest doskonały – latorośle narażone na zdziczenie – dlatego wymagają ciągłej troski: przycinania, oczyszczania, a to zawsze jest bolesne. Tak jest w winnicy – tak jest w życiu. Bo to my jesteśmy tymi latoroślami, to nas trzeba oczyszczać z różnych skłonności do zła, to nam trzeba przycinać różki, byśmy nimi nie ranili bliźnich. Bo owocem naszego życia ma być odpowiedź na Jezusową miłość, która zaprowadziła Go na krzyżową śmierć dla naszego zbawienia. Godną odpowiedzią na miłość może być tylko miłość: na miłość Boga – nasza miłość.
Czy nie mierzymy za wysoko?
Byłoby za wysoko, gdyby On nie zszedł do nas. „Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity” (J 15, 5). Jak życiodajne soki, które dostarcza winny krzew pozwalają gałązkom owocować, tak życiodajna moc Jezusa czyni owocnym nasze życie. Nie musimy się martwić o owocowanie, bo i tak sami o własnych siłach nic dobrego, owocnego nie możemy uczynić – naszym zmartwieniem jest to, by nie odejść od Jezusa, by być zawsze z Nim w łączności, a przez to czerpać od niego życie. Bo to On jest dla nas Źródłem Życia. Po to dał nam konfesjonał, byśmy do Niego powracali – po to gromadzi nas przy swoim stole, by nam wciąż powtarzać: bierzcie i jedzcie… To wszystko dla nas – nie dla Niego. To wszystko po to, byśmy owocami naszego życia byli bogaci i piękni – bo przecież zdążamy do domu Jego Ojca, gdzie także dla nas przygotował miejsce – byśmy byli Jego radością i by radość nasza była pełna.
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Bardo Śląskie
o. Stanisław Mróz CSsR