Niedziala, 24 czerwca 2012 roku, XII niedziela zwykła, Rok B, II
Dzisiejsza Uroczystość Narodzenia św. Jan Chrzciciela przenosi nas do domu Zachariasza, gdzie zbierają się sąsiedzi i krewni, aby radować się narodzinami dziecka i uwolnieniem jego matki od brzemienia bezpłodności. Każde poczęcie, każde narodziny dziecka są wielką radością. Czasem są wielką niespodzianką, ale zawsze darem od Boga. Dla kobiety izraelskiej bezpłodność była wielkim doświadczeniem i hańbą. Dlatego rodzice Jana odczuwali radosną wdzięczność za Boży dar, mieli jednak świadomość, że ten dar to także zadanie nałożone na nich przez Boga. Wiedzieli, że radość z otrzymanego dziecka trzeba przełożyć na codzienny, żmudny wysiłek, by ich chłopiec „rósł i wzmacniał się duchem”. I wiemy jaki był efekt tej świadomości – Jan Chrzciciel – „największy spośród narodzonych z niewiasty”.
Dla współczesnych rodziców niezrozumiałe jest to, że w Starym Testamencie widocznym znakiem opieki i błogosławieństwa Bożego było liczne potomstwo. Dzisiaj bowiem da się zauważyć strach przed dzieckiem, dzisiaj nie w modzie liczna rodzina. Ile kobiet przeżywa paraliżujący lęk, gdy trzeba mężowi lub najbliższemu otoczeniu powiedzieć: będziemy znowu mieli dziecko. Dlaczego? Bo dziecko to nie tylko „skarb”, „pociecha”, ale także pomnożenie obowiązków, pomniejszenie budżetu domowego i czasu na swoje życie, konieczność rezygnacji z wielu przyjemności. Dla ludzi nastawionych na konsumpcję wielodzietna rodzina to ofiara ponad siły.
Jeżeli chcemy wypełnić jak najlepiej swoje obowiązki wobec danych nam przez Stwórcę dzieci, trzeba popatrzeć na nie, nie tylko od strony trudności, jakie nam one niosą, ale jako na bezcenną wartość, jaką mają dla nas i dla społeczeństwa. Najlepiej doceniają wartość dzieci ci małżonkowie, którzy ich nie mogą mieć albo je stracili.
Ksiądz odwiedza parafian. Wchodzi do komfortowo urządzonego domu. Są tu wszelkie wygody, drogocenne przedmioty, drogie auto przed domem. W rozmowie ze starszym małżeństwem stwierdza:
„Wam to już niczego nie trzeba, czyli: żyć, nie umierać”. Ale reakcja tych małżonków jest zaskakująca: „To się ksiądz pomylił. Nie mamy dla kogo żyć, ani umierać. Brakuje nam tego, co nadałoby sens temu, czegośmy się w ciągu wielu lat dorobili, nie mamy dzieci. Bóg nam ich nie dał. Nie umieliśmy się zdecydować na adopcję. Teraz już jest za późno i wiemy, że zmarnowaliśmy życie, bo małżeństwo bez dzieci to jak drzewo bez owoców”.
Jeżeli przygniata was nieraz ciężar codziennych obowiązków, to wiecie dla kogo je podejmujecie. Przecież to wszystko dla tych, którzy są przedłużeniem waszego życia. Nie grozi wam jałowa nuda, ani przedwczesna duchowa starość, która rozpoczyna się wtedy, gdy człowiek przestaje być aktywny.
Dzieci nie tylko nadają sens waszym życiowym zmaganiom, ale są też umocnieniem trwałości waszego małżeństwa. Ileż to małżonków przezwyciężyło pokusę rozwodu jednym zdaniem: „a co będzie z naszymi dziećmi”?
Oto wypowiedź pewnej kobiety:
„Zaczęło się niedobrze dziać w naszym małżeństwie. I wreszcie zjawiło się „Ono”. Wtedy stało się coś, czego nie przeczuwałam: oboje przeżyliśmy cudowną metamorfozę. Teraz jestem spokojna, bo wiem, że mąż spieszy się do domu, gdzie czeka na niego jego mały. Uszczęśliwia nas nasza wspólna radość. Miłość zaczęła się od nowa”.
A oto wyznanie męża:
„Nie potrafię określić uczuć związanych z moim ojcostwem. Natomiast jedno jest dla mnie pewne: dopiero chyba teraz naprawdę zakochałem się w swojej żonie”.
Ktoś mądrze powiedział, że pełnia miłości nie może być osiągnięta bez dzieci, bo małżeństwo to nie tyle związek współmałżonków, ile związek między rodzicami i dziećmi.
Rodzice często zadają sobie pytanie: kim będą nasze dzieci? To jest twórcza troska. Dzieci mogą być waszym najcenniejszym kapitałem i najlepszą nagrodą. Ale musicie także wiedzieć, że przede wszystkim od was zależy drodzy czy ukształtujecie je na dobrych czy pogubionych złych ludzi. Do pełni człowieczeństwa możecie doprowadzić swoje dzieci tylko w Bogu. Dlatego wychowanie religijno-moralne musi być na pierwszym miejscu. Uda się wtedy stworzyć rodzinę, która będzie „Kościołem domowym”, gdzie pierwszymi kapłanami będą rodzice. Możecie być wtedy pewni, że „ręka Pańska” będzie z Wami i Waszymi dziećmi we wszystkich problemach życiowych.
Zapytajcie się dzisiaj siebie szczerze: co robimy by nasze dzieci „wzmacniały się duchem”? Czy nie staramy się za bardzo o ich rozwój w wymiarze wyłącznie doczesnym, ze szkodą dla ich rozwoju nadprzyrodzonego? Czy nasz stosunek do Boga i ludzi może być dla nich budującym wzorem? I prośmy Wszechmogącego Boga o mądrość i moc, abyście nie zmarnowali Bożego daru w sobie i w waszych dzieciach i wnukach.
Przełożony domu zakonnego oraz misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Szczecinek
o. Jan Ćwikowski CSsR