Wtorek, 03 lipca 2012 roku, XIII tydzień zwykły, Rok B, II
Wyznanie niewiary – i wyznanie wiary żarliwej
Podczas każdej Mszy Św. niedzielnej – oraz przy większych liturgicznych uroczystościach wyznajemy naszą wiarę; przywykliśmy do tej znanej powszechnie formuły – i bywa, że recytujemy ją mechanicznie; bezrefleksyjnie. Krótsze wyznanie wiary wchodzi w skład codziennego pacierza – odmawiamy je również przy modlitwie różańcowej – czy w przypadku koronki do Bożego Miłosierdzia…
Szokuje sformułowanie: wyznanie NIE-wiary. Taki szok przeżyłem, gdy słuchałem ongiś transmisji radiowej z Miejsca Piastowego – z okazji stulecia śmierci założyciela Księży Michalitów. Przed Mszą św. michalicka młodzież realizowała program artystyczny, prezentujący osobę bł. ks. Bronisława Markiewicza. Otóż w programie tym odczytano tekst, w którym przyszły kapłan, salezjanin i założyciel zakonny – na etapie szkoły średniej oficjalnie wymówił Panu Bogu wiarę, stwierdzając, że musi się już puścić tej życiowej «poręczy» – i realizować życie wyłącznie «na własne konto». Oficjalne wyznanie niewiary!
Takie gwałtowne nawet wyznanie niewiary spotykamy w Ewangelii czytanej z okazji liturgicznego wspomnienia Św. Tomasza Apostoła. W związku z tym pragnę wypowiedzieć dwie myśli, z których każda może być inspiracją do osobnego kazania.
1. Zdeklarowana niewiara ze strony młodych ludzi nie koniecznie musi oznaczać ostateczny życiowy pogląd. Osoby szczerze wierzące przeżywają boleśnie częsty dzisiaj fakt. że ktoś z młodych członków rodziny przestaje chodzić do kościoła i zarzuca religijne praktyki. Trudno się tym nie martwić, tym bardziej, że nie wszyscy oni w miarę lat do wiary powrócą, zwłaszcza, gdy po drodze zdążą już poważnie pokomplikować sobie sprawy sumienia (jakże często od tego się właśnie zaczyna…).
Ale też warto się modlić i nie tracić nadziei, bo wykrzyczany w młodości bunt niekoniecznie musi ostatecznie zamknąć ewolucję poglądów. Po wspomnianej transmisji z Miejsca Piastowego, na poły humorystycznie napisałem list do matki niejakiego Józika, który po bardzo dobrej formacji religijnej w rodzinie nagle, aż niegrzecznie reagował na każdą uwagę by wrócił do praktykowania wiary. Pisałem – niech Józik szykuje sobie już powoli walizkę do seminarium duchownego …
No bo nie tylko bł. Bronisław Markiewicz; … dłuższy okres niewiary przeżył jako warszawski student…
Bł. Honorat Koźmiński – późniejszy kapucyn, heroiczny spowiednik i założyciel wielu rodzin zakonnych w czasach caratu…
Zaś Św. Rafał Kalinowski na etapie wojskowych studiów inżynieryjnych w Petersburgu czy syberyjskiej niewoli przez lata nie korzystał z sakramentu pokuty, by ostatecznie stać się «więźniem konfesjonału» i reformatorem własnej rodziny zakonnej. Gdy po okresie kryzysu zbliżył się do konfesjonału od zewnętrznej strony, tak się poczuł uszczęśliwiony odnalezieniem Boga, że na lata zamknął się we wnętrzu tej zakratowanej skrzynki, aby innym ofiarować to, czym sam poczuł się tak ubogacony.
Jeden z naszych młodzieżowych duszpasterzy w Polsce użył interesującego określenia: «Święci z odzysku».
Doradzam lekturę tomu «Brulion» – z roku1999, (Nawrócenia), w którym religijny redaktor radiowy i gorliwy katolicki działacz Robert Tekieli prezentuje wypowiedzi wielu polskich inteligenckich konwertytów, którzy wywodzą się z kręgu laickich ludzi kultury lub ateistycznych polityków. Sam stał się apostołem Chrystusa, choć ok 10 lat wcześniej napisał w pierwszych numerach «Brulionu»: Baranku Boży od…erdol się ode mnie! (Cfr – wywiad Bogny Świątkowskiej w czasopiśmie «Machina» – przeprowadzony w Centrum Sztuki Współczesnej – Zamek Ujazdowski w Warszawie – po ukazaniu się wspomnianego tomu Brulionu) – Istnieje więcej podobnych publikacji na temat współczesnych Szawłów-Pawłów.
2. Św. Tomasz Apostoł nie tylko przeszedł od niewiary do wiary, ale ta jego wiara posiada bardzo ważny charakterystyczny rys. Idzie o zdanie: Pan MÓJ – i Bóg MÓJ.
Istnieje wielu ludzi daleko niekonsekwentnych, którzy zdają się wierzyć w Boga «nie-swojego». Wierzę, ale stoję na boku, wierzę, ale się nie angażuję – ale nie praktykuję.
Tzn. uznaję istnienie Boga – ale nie nawiązuję z Nim kontaktu…
By od razy sprowadzić sprawę do absurdu, powiem, że tak można «wierzyć» np. w któregoś z faraonów egipskich, ale nie w Boga. Tzn. można «uznawać istnienie» – i zupełnie nie nawiązywać osobistego kontaktu.
By było jeszcze jaśniej, odwołajmy się do sceny z jednego z polskich filmów wojennych («Stawka większa niż życie»). Po burzliwych perypetiach lat wojny spotyka się dwu sfatygowanych żołnierzy w niejednakowym wieku…: starszy rozpoznał w młodszym syna; młodszy rozeznał w starszym ojca!
Otóż, czy możemy sobie wyobrazić, że obydwaj spojrzawszy na siebie zatrzymali się na poziomie jedynie poznawczym: Tak jest – ZGADZA SIĘ – ty jesteś mym rodzicielem – ty jesteś synem przeze mnie zrodzonym i wychowanym. Naturalną konsekwencja jest rzucenie się sobie w ramiona, by przy żołnierskich twardzielach nie mówić jeszcze o łzach, choć i one byłyby nie do uniknięcia…
Jeśli chcemy być elementarnie rozumni, podobnie musimy traktować także Pana Boga – skoro człowiek już uznał jego istnienie zwłaszcza w rozumieniu Biblii.
Jeśli jakiś tam zidentyfikowany historycznie faraon nie musi być «moim» faraonem, to w odniesienie do Boga musi być inaczej:
Jeśli Bóg jest Bogiem – to jest On moim Stwórcą – a Jezus Chrystus Odkupiciel człowieka jest moim Wybawcą.
Jeżeli spotkam kogoś, kto mi DAŁ życie – lub życie URATOWAŁ, to nie mogę poprzestać na etapie: «zgadza się»…
Przyznamy, że więcej chyba pisać tu nie trzeba,
rozwinąć temat zdoła bez trudu każdy kaznodzieja.
Redemptorysta Prowincji Warszawskiej, historyk sztuki, wieloletni Misjonarz; wykładowca Wyższego Seminarium Duchownego Redemptorystów
w Tuchowie oraz w Szczecinie; ojciec duchowny kapłanów diecezji – Szczecin
o. Mieczysław Witalis CSsR