Słowo Redemptor

Wielki Poniedziałek

 

 

 

Poniedziałek, 02 kwietnia 2012 roku, Wielki Tydzień, Rok B, II

 

 

 

 

 

Pamiętam taki czas (choć nie pamiętam kiedy to było dokładnie – przecież jestem staruszkiem i mam prawo nie pamiętać…),  kiedy przed kolejną pielgrzymką Ojca Świętego Jana Pawła II do naszej Ojczyzny, wybuchła dyskusja (a może komuś zależało na tym, by taka dyskusja stała się udziałem narodu, by te wieści dotarły do mediów, i przez to wprowadziły zamieszanie, oburzenie, nieufność, podejrzliwość…) jakie wielkie koszty Państwo będzie musiało ponieść, tylko dlatego, że przyjeżdża Papież – Jan Paweł II. Nawet sugerowano, że lepiej te pieniądze wydać na coś bardziej konkretnego, tyle ludzi potrzebujących w kraju.

 

 

A teraz słyszę i czytam, że nie może być w kraju „świętych krów” w czasie kryzysu, że wszyscy sprawiedliwie powinni ponosić ciężary, a mówi to ten, który biblijnie ciężary nakłada na innych sam ich nie podejmując (przecież może być spokojny, Jego emerytura czy renta, czy temu podobne świadczenia, które otrzyma nie będą w wysokości 600 – 900 złotych, które otrzymuje jakże ogromna ilość naszych obywateli – i kto tu jest „świętą krową”). Teraz słyszę i czytam,  że roszczenia Kościoła dotyczące rekompensat za zabrane mienie są nieuzasadnione, bo Kościół już zagarnął – zawładnął z nawiązką wszystko co od Kościoła „wypożyczono” i teraz nawet będzie musiał oddać i wyrównać swoje nadużycie, oczywiście finansowe. A nawet między zdaniami przemyca się wiadomość, że to, iż jest źle u nas, w kraju, to dlatego, że ten cały Fundusz Kościelny, z którego wypłaca się ubezpieczeniedla wielu kapłanów,  zakonników, sióstr  zakonnych (a to przecież darmozjady i nieroby…), tak bardzo obciąża budżet państwa, iż na inne cele w Państwie nie starcza.

 

Tylko jakoś nikt nie przelicza, i nie podaje ile kosztowała „podróż życia”. Nikt nie podaje ile kosztuje nieustanny przelot samolotem z Warszawy do Gdańska i z Gdańska do Warszawy (kiedyś ponoć – tak słyszałem, a że jestem staruszkiem mogę się mylić, to Pani Gierkowa rządowym samolotem latała do Paryża, do fryzjera bo to ponoć było taniej…, czyli to, czego doświadczamy dzisiaj, dzieje się zgodnie z zasadą „historia kołem się toczy” i „nic nowego pod słońcem”)  Nikt też nie przelicza ile kosztuje wynajmowanie dla drużyn kolesiów grających dla przyjemności w piłkę nożną stadionu (chyba to kosztuje, bo nic nie ma za darmo…).

 

To wszystko tak mi przyszło do głowy, w świetle dzisiejszej Ewangelii. A szczególnie w świetle tego niesamowicie – hojnego gestu Marii, która wzięła funt (ok. 325 g.) szlachetnego i drogocennego (ta ilość mogła kosztować 300 denarów – to jest wartość rocznej pensji robotnika) olejku nardowego i namaściła nim nogi Jezusa.

 

I właśnie w świetle, tego wydarzenia opisanego w Ewangelii, które miało miejsce w Betanii, tak mi jakoś przyszło na myśl, że niektórym (tu trzeba rozumieć dość dużej grupie ludzi, którym Bóg, Kościół, wiara, przykazania w naszej Ojczyźnie przeszkadzają…) to łatwo przychodzi zaglądać do talerza innych i wyliczać im, „ile oni jedzą, i ile ich posiłek będzie kosztować”. Łatwo im przychodzi mówić o innych, omawiać innych, siebie natomiast w wielkiej pokorze i skromności (oczywiście tej cnoty u tych osób nie zakładam…) stawiać w cieniu. A może by tak postąpić zgodnie z Ewangeliczną zasadą:

 

 

„Jak możesz mówić swemu bratu: Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku, gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata” (Łk 6, 42).

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Misjonarz, wykładowca w wyższym Seminarium Duchownym Redemptorystów w Tuchowie oraz Administrator
Redemptorystowskiego Portalu Kaznodziejskiego – Tuchów

o. Grzegorz Jaroszewski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy