Niedziela, 08 kwietnia 2012 roku, Oktawa Wielkanocna, Rok B, II
Miłość jest możliwa...
Są takie kamienie, które Boga ranią, ale nie ma takiego, który by Go zabił...
Każdy człowiek o czymś marzy, za czymś tęskni. Tęsknimy za lepszym życiem, że się problemy rozwiążą, a może nawet się skończą. Może też wreszcie kiedyś pożyjemy pełnią życia.
Czasami dziwny jest człowiek, nieporadny ze swoimi marzeniami. Tęskni choćby za wygodniejszym życiem, co jest niby zrozumiałe. Póki więc ma zdrowie, ugania się za groszem, by mu się żyło lepiej, ciągle o tym tęskni i często ... traci zdrowie. Gdy się wreszcie nieco dorobi, gotów dać wszystkie pieniądze by zdrowie wróciło.
Czasami biedny jest człowiek, bo tęskni za szczęściem, a ciągle daje się nabierać na pozory – obietnice łatwego, wygodnego zdobycia pełni szczęścia. I choć dość szybko spostrzega, że to iluzja, wręcz grzech, że rani siebie i innych – mimo tego brnie dalej. Zawsze jest tak samo. Grzech szczęścia nie daje, choć go zawsze obiecuje, niesie pustkę i pogardę do siebie. Zawsze jest tak samo.
Czy marzenia o prawdziwym – może nie doskonałym – ale choć trochę trwałym dobru, o miłości są możliwe do spełnienia? I wreszcie, czy religia – uznająca Boga, który jest Miłością, Jezusa, który zmartwychwstał – to mit, czy prawda?
Kamienie – mają w sobie coś niezwykłego. Pozostają niezmienne przez wieki. Mają w sobie jakiś spokój, trwałość ale i chłód, niedostępność. Czym się różnią od człowieka? Kamień nie ma marzeń. A w czym są podobne? Potrafią ranić, boleśnie i głęboko.
Zadziwiające, że do dzisiaj są kamienie, po których stąpał Jezus gdy obchodził wszystkie miasta i wioski (Mt 9, 35), nauczając i uzdrawiając. Nie zrażał się, że kamienie ranią Jego stopy. Przemierzał drogi, szukał ludzi, chciał im powiedzić, że życie jest piękne gdy się umie żyć. Że żyć warto, gdy się wie po co i dla kogo. Głosił – że każdy człowiek ma w sobie dobro. Każdy – bo przecież nie ma nikogo, kogo można by uznać za niepotrzebnego, przegranego, do końca podłego. Dobra Nowina o zbawieniu jest dla każdego, kto uwierzy, że życie ma sens, skoro Bóg je daje. Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony (J 3, 17).
Kiedyś ludzie chcieli Jezusa ukamienować (J 10, 22-30). Patrzyli na Niego z nienawiścią. Mieli kamienie w rękach i w sercach. Jezus nie przez wszystkich był podziwiany. Tak jest do dzisiaj. On spokojnie przeszedł pomiędzy nimi i się oddalił. A bo to ludzie wiedzą, co czynią, gdy się na Boga oburzają? Gdy im się wydaje, że są ważniejsi? Może ktoś potrzebuje czasu, by zrozumieć. Innego znów życie przemieli tak, że wreszcie padnie na kolana, bezradny, ale na tyle jeszcze pokorny, że przypomni sobie by Boga poprosić o pomoc. Nie można Jezusa Chrystusa rozpoznać na co dzień w twarzach innych osób, gdy się ma dłonie zaciśnięte w pięść.
Wreszcie i o tym kamieniu wspomnijmy, którym przywalono grób Jezusa. Gdy Jezus skonał, gdy ucichł wrzask tłumu, opadł pył po gapiach i wreszcie zaszło słońce na Golgocie. Na Jego grób zatoczono ciężki kamień.
Jednakże, wczesnym rankiem okazało się, że głaz jest odwalony, a grób pusty. Nie ma takiego kamienia, który dla Boga mógłby być przeszkodą nie do pokonania. Nie da się wyeliminować Boga na zawsze. Na próżno oburzenie niektórych, darmo cyniczne drwiny innych. Pytanie o Boga zawsze wróci. On nie dlatego jest tak ważny, że jest na coś potrzebny człowiekowi. On po prostu jest, jest Życiem, Miłością, Sensem, Odniesieniem, Przyjacielem, Ojcem. I człowiek ma ten fakt wyryty w sercu. Boga można ranić ale nie zabić.
A gdy człowiekowi serce kamienieje? Gdy traci wiarę? Gdy tak w grzechy się zaplącze, że nie widzi drogi wyjścia, może już nawet jej nie szuka? Gdy już tak skostnieje bez pacierza, tak przywyknie do łamania przykazań, gdy już tak obrośnie znieczuleniem na zło, że go nawet sumienie nie drapie. Nic nie czuje. Nic sobie nie robi z moralności, drwi i z Boga, i z wiary, i z Kościoła. Gdy sam staje się jak kamień. Co wtedy?
Wówczas Bóg – Dawca życia, który człowieka z gliny ulepił i dał mu serce żywe, nie wypuszcza go ze swoich dłoni. Odwieczny Garncarz trzyma swe ręce blisko, tym bliżej i tym troskliwiej, im więcej tam skamieniałych, twardych skorup grzechu. Delikatne ma dłonie Bóg. Wrażliwy jest na zło, bardziej niż człowiek. Choć skorupy zagubionego serca ranią Go boleśnie, jak krzyżowe gwoździe, nie porzuci człowieka. Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość Boga nie odstąpi od człowieka (por. Iz 54, 10).
Zna On nas lepiej niż my sami siebie. Wie, że w naszych grzechach nie jesteśmy podli, ale biedni. Wie, że bez Niego skazani jesteśmy na samotność i rozpacz. Bóg, który dał życie człowiekowi, nie porzuci go nigdy. Przecież ma żywe serce, które nie umie nie kochać.
Potrzeba nam bliskości żywego Boga, ciepła Jego dobrych, poranionych dłoni. Byśmy nie skostnieli w sobie i dla siebie nawzajem. By nasze słowa nie stały się kamieniami, które rzucane ze złością tylko ranią. By w nas nie umarły przekonania, że można żyć i lepiej, i piękniej. Wszak o tym wszyscy marzymy. Śpiesz się, by żyć dobrze, i myśl o tym, że każdy dzień sam w sobie jest już życiem – mawiał Seneka.
Jezus żyje! Zmartwychwstał, jak zapowiedział. Przeszedł drogami ludzkimi, pełnymi kamieni, trudów, zaciśniętych pięści, cierpienia. Pokazał, jak żyć – by życie każdego człowieka, który pójdzie jego śladami miało sens i wartość. Życie człowieka ma wymiar wieczny.
Chrystus zmartwychwstał byśmy uwierzyli, że prawdziwa miłość jest zawsze możliwa, można ją ranić, ale nie można zabić...
Prowincjał Prowincji Warszawskiej Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela (Redemptoryści) – Warszawa
o. Janusz Sok CSsR