Słowo Redemptor

Niedziela Chrztu Pańskiego – święto

 

 

 

Niedziela, 13 stycznia 2013 roku, I tydzień zwykły, Rok C, I

 

 

 

 

 

Przeżywając jakąś uroczystość chcemy mieć przynajmniej ogólną orientację – jak zrozumieć dane święto i odpowiadające mu biblijne wydarzenie? To nasze rozumienie powinno też stopniowo dojrzewać. Jak więc mamy rozumieć chrzest Jezusa w Jordanie? Po co Jezus przyjął ten „słaby chrzest” od Jana, jeśli miał wprowadzić „mocniejszy”? Przecież Jezus nie potrzebował chrztu nawrócenia.
 

 

 

Pamiętam z dzieciństwa, że dzisiejsze święto kojarzyło mi się ze zwykłą pobożnością Jezusa. Nie musiał przecież przyjmować od Jana chrztu nawrócenia, ale zrobił to jako pobożny Żyd. A może chciał po prostu wyrazić uznanie dla misji Jana Chrzciciela. Z czasem jednak taka interpretacja powinna być dla nas niewystarczająca. Jak to bowiem mamy rozumieć – ludzie przyjmowali chrzest w swojej grzeszności jako wyraz nawrócenia i przygotowania się na przyjście Mesjasza, a Jezus miałby go przyjąć tylko z pobożności, uznania dla Jana Chrzciciela, z grzeczności względem Jego osoby?

 

Kiedyś, przy kolejnej uroczystości Chrztu Pańskiego dotarła do mnie nowa interpretacja – wszyscy wchodzili do Jordanu ze swoimi grzechami i ten brud grzechów zostawiali w rzece, a Jezus wszedł w wody Jordanu, żeby ten brud grzechów wziąć na siebie i zanieść na krzyż. Obrazowo – Jezus jest jak gąbka, która wchłania  brud naszych grzechów, Jezus jest jak filtr, który zbiera zło tego świata, by umrzeć za nasze grzechy i nieprawości na Drzewie Krzyża, gdzie przez śmierć z miłości do człowieka dokonał Odkupienia człowieka i świata.

 

Wielu ludzi zafascynowanych Jezusem zadaje sobie pytanie – skąd tak po ludzku Jezus wziął tę wielką siłę, że podjął się dźwigania naszych grzechów, aż do odkupieńczej śmierci? Skąd ta siła, że przeszedł przez ziemię nie tylko dobrze czyniąc, ale także uzdrawiając, działając cuda. Przemierzając Ziemię Palestyny, karmił głodnych, uzdrawiał, a nawet wskrzeszał do życia, nie potrafił przejeść obojętnie obok potrzebujących. Tworzył wspólnotę uczniów i nie poddał się rozczarowaniom doświadczając braku ich zrozumienia i jakże często braku wiary. A na koniec wystarczyło Mu sił, by za nas cierpieć, umrzeć i zmartwychwstać. Skąd miał siły do życia tak wielkiego, pełnego działania i poświęcenia?

 

Odpowiedzi możemy szukać na różne sposoby, oczywiście najważniejsze są te rozważania teologiczne o Jego Bożym Synostwie, o jedności z Ojcem i przedwiecznym życiu. Natomiast bardzo pomocna może być także odrobina psychologicznego spojrzenia. A psychologowie mówią, że Jezus miał tę wielką siłę, którą ma mężczyzna, gdy jest akceptowany przez swego ojca. To pozwala nam dostrzec szczególnie ten moment, kiedy słyszymy w dzisiejszej Ewangelii głos z nieba: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”.

 

To słowa, które Bóg Ojciec skierował do Jezusa Chrystusa nad brzegiem Jordanu brzmią jak marzenie każdego syna „przyznaję się przed całym światem, że to jest mój syn umiłowany i mam w nim upodobanie, podoba mi się jaki jest i wszystko, co robi”!

 

Gdyby każdy syn i każda córka na świecie słyszeli takie słowa od swojego ojca i wiedzieli, że słowa te nie są puste, ale że są prawdą i znajdują potwierdzenie w życiu, to mielibyśmy społeczeństwo mądrych, dojrzałych i silnych mężczyzn i kobiet, którzy potrafią kochać i poświęcać się, którzy na drodze sewgo duchowego rozwoju są umacniani przez miłość ojca. Gdybyśmy mieli synów, którzy ze strony swoich ojców słyszą takie zapewnienie – kocham cię bezwarunkowo i będę cię zawsze kochał, to mielibyśmy społeczeństwo mężczyzn, którzy potrafią dokonywać wszystkich cudów.

 

Jezus był Synem bezwarunkowo kochanym przez Ojca, ale nie możemy zapomnieć o najważniejszym przesłaniu Jezusa, które brzmi: w Moim Ojcu macie swojego Ojca. Mój Ojciec nie jest Bogiem groźnym i karzącym, ale jest kochającym Ojcem.

 

W Jezusa Chrystusa każdy człowiek może odkryć, że nawet jeśli jego Ojciec nie dał mu zapewnienia o miłości, to jest większy Ojciec w niebie, Bóg który przyjął nas za synów i kocha nas jak swoich synów. On w Jezusie Chrystusie mówi do nas: „ty jesteś mój syn umiłowany”. Więc nawet jeśli twoje życie jest pełne cierpienia i wątpliwości, nawet jeśli myślisz, że twoi Rodzice nie potrafili cię kochać, to jest jeszcze Bóg na niebie, który ukochał cię jak Jezusa Chrystusa. On kocha każdego z nas i zapewnia o swojej miłości.

 

Myślę, że nie trzeba jechać do Rosji, by się przekonać jak wielu jest ludzi, którzy podchodzą do chrztu bardzo formalnie. Przynoszą do chrztu dziecko nie z powodu swojej głębokiej wiary, a tylko dla formalnego obrzędu, żeby wszystko było dobrze i żeby dziecko było zdrowe. Albo po prostu z podświadomej grzeczności wobec tradycji, że tak trzeba, bo tak robili rodzice, dziadkowie, pradziadkowie... Są także i dorośli nieochrzczeni, którzy chcą szybko przyjąć sakrament chrztu, żeby mieć bilet do nieba, gdyż bez sakramentu chrztu tam się nie dostaną, nie zostaną tam wpuszczeni.

 

Natomiast ci, którzy chcą świadomie żyć łaskami sakramentu chrztu świętego w dzisiejszej uroczystości mogą otrzymać niezbędne światło. Właśnie dziś powinna dotrzeć do nas ta podwójna prawda o chrzcie, przez który Jezus gładzi grzech pierworodny i wszystkie nasze grzechy oraz przywraca nam synostwo dzieci Bożych.

 

Świadomość, że jesteśmy dziećmi Bożymi daje nam tak bardzo potrzebne męstwo w przeciwnościach. Słyszany dzisiaj w Ewangelii głos Ojca, który o tym zapewnia skierowany jest do każdego z nas.

Na wschodzie, w kręgu kultury prawosławnej Uroczystość Chrztu Pańskiego (19 stycznia) obchodzona jest bardzo wymownie. W większości Prawosławnych Parafii świętowanie tego dnia skupia się nie w cerkwi, ale nad rzeką, gdzie przybywa bardzo wielu ludzi. Także muzułmanie i wyznawcy innych religii, a nawet ateiści przychodzą nad rzekę by zaczerpnąć żywej wody uświęconej przez tę Uroczystość. Nawet niewierzący wierzą, że woda ta ma bardzo dobre, lecznicze właściwości i przez cały rok się nie psuje.

Jednak największą atrakcją (dostępną tylko dla prawdziwych śmiałków) jest kąpiel w wodach rzeki w specjalnie przygotowanych przeręblach, do których schodzi się po schodkach. Można sobie wyobrazić moc wrażeń z takiej chłodnej kąpieli w rzece, podczas gdy temperatura powietrza spada poniżej -25° C. Z pewnością jest to szok nie tylko w religijnym znaczeniu. Szkoda, że niektórym chłodnym chrześcijanom wystarcza tego doświadczenia na cały rok i nie narzucają się Bogu w innych praktykach religijnych.

 

Nikomu nie polecam takiej duchowości i kąpieli. Kościół to przecież coś innego niż klub morsów. Natomiast wymiar symboliczny tych obchodów jest bardzo wymowny. Prawdziwy sakrament chrztu jest bowiem jak rzeka – ciągle dostarcza czystej wody. Prawdziwe życie chrztem to świadomość, że ciągle spotykają nas nowe rzeczy i potrzebujemy nowej pogłębionej świadomości chrztu świętego i pewności, że Ojciec jest z nami we wszystkich naszych życiowych doświadczeniach.

 

 

Miejmy świadomość, że dla prawdziwego życia łaskami chrztu świętego musimy czerpać, także ze źródła innych sakramentów, szczególnie Sakramentu Eucharystii i Sakramentu Pojedniania i Pokuty. One są jak źródła krystalicznej wody, która oczyszcza, obmywa i gasi pragnienie naszego serca. Tym źródłem jest Jezus Chrystus.

 

Niech ta dzisiejsza Uroczystość przypomni nam, że jesteśmy ukochanymi dziećmi Bożymi i doda sił do mężnego apostolstwa. Pamiętajmy, że świat potrzebuję mężnych chrześcijan, świadomych swojego wybrania i przekonanych o miłości Boga do swoich dzieci.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów pracujący w Regii Świętego Gerarda (Orsk) – Rosja

o. Piotr Łacheta CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy