Poniedziałek, 24 czerwca 2013 roku, XII tydzień zwykły, Rok C, I
Święty Jan Chrzciciel to jedyny chyba święty, którego urodziny czcimy (podobnie jak samego Jezusa Chrystusa), co pokazuje jego ważką rolę w historii naszego zbawienia i jego związanie z życiem samego Mesjasza.
Wielkie znaki towarzyszyły mu od początku.
Ojciec, Zachariasz, gdy miał służbę w świątyni, przy najświętszym miejscu Żydów, przeżył szczególne doświadczenie, spotkanie z Bogiem – anioł jest wszak wysłannikiem i wyrazicielem woli Boga, z którym przecież nikomu (poza Mojżeszem) nie można rozmawiać „twarzą w twarz”...
Niedowierzający mimo tego doświadczenia – został ukarany milczeniem (można powiedzieć: czasem na przemyślenie i zastanowienie się...), mowę bowiem odzyskał, gdy odbył „karę”, gdy spełnił wszystko, co miał nakazane... Św. Augustyn widzi w tym milczeniu Zachariasza obraz spraw i proroctw zasłoniętych i niejasnych, które staną się jasne w momencie narodzin Jezusa.
Jego narodziny z Elżbiety będącej już w podeszłym wieku symbolicznie przypominają jego starotestamentalne korzenie, zarazem jednak jego otwartość na nadchodzącego Mesjasza (przypomnijmy sobie spotkanie Maryi i Elżbiety i radość małego Jana w łonie swej matki) jest już zapowiedzią nowych czasów i nowego porządku – Nowego Przymierza...
Stanowi niejako granicę Starego i Nowego Przymierza, on – największy z proroków, a zarazem ten, który zapowiada wydarzenia i Osobę jeszcze ważniejsze...
Jan był głosem zapowiadającym Mesjasza, ale prawdziwą treścią, ten głos wypełnił się dopiero w i poprzez osobę Jezusa Chrystusa. Dźwięk bez słowa (treści) zwykle jest niezrozumiały (i często niepotrzebny), słowo zwykle potrzebuje głosu (choć czasem potrafi zabrzmieć potężnie nawet szeptem, a nawet – wymownym milczeniem...).
Jan był zatem przygotowaniem i „nośnikiem” – „głosem” Słowa Bożego, Jezusa Chrystusa.
Dodajmy: głosem, który nie zasłaniał sobą tego, co ważniejsze, czyli Słowa (pamiętne słowa: „potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał”...). Jan bowiem jako pierwszy wskazał swoim uczniom, ale i tłumom, na Jezusa jako oczekiwanego przez wieki Mesjasza.
Zaprawdę nie ma nikogo większego spośród narodzonego z niewiast niż Jan Chrzciciel...
Pewna legenda żydowska głosi, iż każdy człowiek ma w życiu do wypowiedzenia określoną liczbę słów – każdy inną. Gdy przekroczy „limit” i wypowie wszystkie „przeznaczone” mu słowa, wówczas odchodzi do Pana, by zdać Mu z nich sprawę. Może warto zatem w tę uroczystość narodzenia Jana Chrzciciela przypomnieć sobie naszą odpowiedzialność za to, co mówimy, byśmy wypowiadali słowa, które leczą, a nie ranią, które niosą pocieszenie i pokój, które przybliżają nas i innych do dobra, miłości i wiary. Które – jak słowa Jana Chrzciciela – wskazują i prowadzą do Jezusa...
„Wypełniajmy” zatem Żywym Słowem nasze słowa, byśmy mieli życie i my, i ci, których spotykamy na naszej drodze... A pamiętając o milczeniu Zachariasza, o wielu latach „milczenia” Jana Chrzciciela przed rozpoczęciem publicznej działalności, jak i o jego „usunięciu się” w cień, gdy wskazał na prawdziwego Nauczyciela i Mesjasza, może też przypomnimy sobie o wartości milczenia? Nie tyle z obawy, byśmy zbyt dużo nie mówili, ale by samemu usłyszeć głos Boga...
Obyśmy więc potrafili być takim „głosem” jak Jan Chrzciciel, głosem, który niesie ożywcze i prawdziwe Słowo – Jezusa Chrystusa, głosem, który niesie nadzieję, Dobrą Nowinę. Nawet jeśli to będzie nas kosztowało i nie spotka się z przychylnością tłumów czy dzisiejszych Herodów , którzy – być może – oczekują innych słów i innego przesłania... Bądźmy głosem samego Jezusa, pozwólmy, by On stał się treścią naszych słów i naszego życia...
Redemptorysta Prowincji Warszawskiej, wykładowca psychologii w Wyższym Seminarium Duchownym w Tuchowie – Kraków
o. Jarosław Liebersbach CSsR