Słowo Redemptor

Świętego Barnaby, apostoła

 

 

 

Wtorek, 11 czerwca 2013 roku, X tydzień zwykły, Rok C, I

 

 

 

 

 

Wpatrujemy się dziś w postać św. Barnaby. Postać bez wątpienia znaczącą w początkach Kościoła. Czemu takim się jawi?

 

 

Przede wszystkim dlatego, że uwierzył bez reszty w Jezusa. Jak czytamy w Dziejach Apostolskich sprzedał ziemię jaką posiadał, a pieniądze złożył u stóp Apostołów. Nie lękał się o swoją przyszłość, zawierzył do końca Chrystusowi. Działał w Jerozolimie, w tej pierwszej wspólnocie. Pojawia się ponownie na kartach Dziejów Apostolskich w związku ze św. Pawłem. Ten nawrócony faryzeusz musiał uciekać z Damaszku, bo groziła mu śmierć. Bracia wysłali go do Jerozolimy. Jednak tu nikt nie chciał z nim rozmawiać, wszyscy się go bali. Dopiero Barnaba zainteresował się nim, uwierzył w prawdziwość jego przemiany i przyprowadził do Apostołów. Chyba niezbyt długo popracowali razem, bo działalność  św. Pawła wprowadzała sporo zamętu w Jerozolimie. A może nie wszyscy dowierzali w szczerość nawróconego Szawła? Tak czy inaczej wysłano Pawła do Tarsu. I znowu odnalazł go Barnaba. Miał bowiem przekonanie, że to sam Chrystus wybrał św. Pawła do dzieła ewangelizacji. Jak dziś czytamy – cały rok pracowali w Kościele nauczając wielką rzesze ludzi.

 

Możemy pytać, co by się stało, gdyby Barnaba nie przypomniał sobie o Pawle, który gdzieś tam w Tarsie, poniekąd w odsunięciu i zapomnieniu oczekiwał na wezwanie. Nie wiemy co przeżywał, ale możemy sobie wyobrazić siebie, odsuniętych od spraw ważnych, co do których mamy przekonanie, że to Boża sprawa. Bylibyśmy na tyle pokorni i cierpliwi? Obawiam się, że niekoniecznie!

 

Wyznaczcie mi już Barnabę i Pawła – jakby swoiste zniecierpliwienie Ducha Świętego. Wiem, wiem, to nie jest poprawne teologicznie, bo w Bogu nie istnieją te nasze ludzkie uczucia. Niemniej trzeba jakoś oddać to ponaglenie. Widocznie odpowiedzialni za Kościół w Antiochii mieli obawy co do gotowości Pawła i Barnaby. A może coś innego opóźniało ten krok. Swoiste poczucie bezpieczeństwa. Skoro Słowo Boże rozszerzało się mimo wszystko, to nie widzieli potrzeby, by iść dalej, by oddawać Pawła i Barnabę dla innego zadania, dla innego miejsca. To takie ludzkie i takie zwyczajne. Każdy z nas lepiej się czuje w miejscu sobie znanym, niż tam, gdzie jest nowy i obcy.

 

(Tu pozwolę sobie na taki mały wtręt. Zauważmy, że Duch Święty nie każe iść wszystkim na tę misyjną wyprawę. Wskazuje tylko niektórych, czyli pozostali mają apostołować na miejscu. To jest ich rola i zadanie. Nie można zostawić rzeszy wierzących bez opieki duchowej, tylko dlatego, że mamy przekonanie o konieczności ewangelizacji „na krańcach świata”). 

Jednocześnie mamy ochotę odkładać w nieskończoność, na jakieś „jutro” to co powinno być zrobione już teraz.

Tu każdy z nas może sobie dopowiedzieć wiele rzeczy, które miał zrobić, a odłożył na jakieś „jutro” i nigdy tego już nie udało się zrobić.

Miał się pojednać z kimś, z kim w nieprzyjaźni żył – a ów ktoś nagle pożegnał się z tym życiem.

Założył sobie, że jutro żonie powie jak bardzo ją kocha – i nie zdążył.

Miała poopowiadać córce o swojej drodze do szczęśliwego małżeństwa, ale odkładała na jutro i już było za późno, „znalazł się drań co ją wyręczył”.

Ileż razy na jakieś „jutro” odkładamy nasze pojednanie z Bogiem? I mijają dni, miesiące i lata, a jutro nigdy nie nadchodzi. Jak w opowiadaniu „Nowe życie” Mrożka – gdy się budzi wciąż jest „dziś”.

Czasem odkładamy pogłębianie naszej wiary na jakieś „jutro”, na jakieś „za tydzień”, na jakieś – po następnej spowiedzi itd. A przecież mamy wyznaczone przez Boga zadanie. Już!  Nie kiedyś tam w przyszłości, ale teraz.

 

Tak zostali wysłani apostołowie przez Jezusa na pracę apostolską. Mają iść i głosić. Ale to jeszcze nie wszystko, bo mają uzdrawiać, wskrzeszać, wypędzać duchy złe. A wszystko za darmo, bo odkupienie, zbawienie otrzymujemy od Boga całkowicie darmowo. Nigdy byśmy na to nie zasłużyli i nie zdobyli własnym wysiłkiem.

 

Jezus doskonale zdaje sobie sprawę dokąd, w jakie warunki wysyła swych uczniów. Wie, że przyjęcie nie zawsze będzie piękne, nie zawsze będzie owocne. Dlatego poleca, by najpierw dowiedzieli się, gdzie warto, czy też gdzie można się zatrzymać. Zatem nie na chybił trafił, byle gdzie, byle do kogo. Dlaczego?

Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was.

 

Jezus dopuszcza myśl, że nie wszystkie domy zasługują na pokój, jaki przynoszą Apostołowie. To pobrzmiewa nam niemal obrazoburczo, gdyż przyzwyczajani jesteśmy do innego myślenia. Każdy jest godny, każdy jednakowo uczciwy, każdy jest jednakowo godny szacunku, każdemu należy się Boży pokój.

 

Oczywiście może czasem przytrafić nam się błąd, jaki popełnili Apostołowie nie do końca ufając Pawłowi. Jednak warto, a nawet koniecznie trzeba zauważać obok siebie ludzi, którzy Bogu się przeciwstawiają, z Boga szydzą, z Bogiem walczą. Ich na pewno należy potraktować inaczej niż tych „godnych pokoju”. Może trzeba ich mocnym głosem Jana Chrzciciela przestrzegać, że już siekiera do korzenia przyłożona!  Potrzeba nawrócenia. Tego nawrócenia, które tak gorliwie głosił św. Barnaba.

 

 

Nawrócenia potrzebuje każdy z nas, dlatego słuchamy Jezusowego zapewnienia: „Bliskie już jest Królestwo niebieskie”. Oby ono stawało się wciąż w nas. Amen.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Duszpasterz w Parafii św. Józefa i sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Toruniu (Toruń-Bielany)

o. Marian Krakowski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy