Wtorek, 25 grudnia 2012 roku, Uroczystość Narodzenia Pańskiego, Rok C, I
„Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16).
Święta Bożego Narodzenia – to święta bezgranicznej miłości Boga do człowieka.
Bóg tak bardzo nas ukochał, że przyjął naszą ludzką naturę i stał się jednym z nas.
Przeszedł całą ludzką drogę – jaką każdy z nas przechodzi – od poczęcia do śmierci, uświęcając każdy jej etap, nadając wszystkiemu wartość i sens.
Tajemnicę Wcielenia Jezusa Chrystusa wyznajemy codziennie w modlitwie: „Anioł Pański” wypowiadając słowa Jana Ewangelisty: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”.
Po grecku „Słowo” to „Logos”. A „Logos” ma jeszcze jedno znaczenie – „Sens”. Poprzez Wcielenie w naszym życiu pojawił się więc sens. „Odwieczny Sens” - jak mówił Benedykt XVI w jednej ze swoich środowych katechez – „stał się dostępny dla naszych zmysłów i dla naszego rozumu: teraz możemy Go dotknąć i kontemplować”.
Poprzez Wcielenie Bóg pokazuje nam, że interesuje się każdym z nas, bo w Nim – obecnym pośród nas – możemy odnajdywać sens swojego życia.
Bardzo dobrze wiemy, że kocha ten, kto jest obecny. Nie ten, kto tylko zapewnia o miłości, ale ten, kto jest obok i towarzyszy we wszystkich wydarzeniach życia. Nawet kiedy życie zmusza, aby opuszczać ukochanych i jakiś czas żyć w rozłące, to i wtedy można być obecnym poprzez wyrażaną miłość wieloma znakami, poprzez tęsknotę i duchową łączność. Dlatego Bóg zechciał przyjąć ludzkie ciało, aby być „namacalnie” obecnym w ludzkim życiu i doświadczać tego wszystkiego, co my doświadczamy w różnych sytuacjach życiowych. Dzięki temu, że Bóg stał się człowiekiem, nigdy nie możemy powiedzieć: „jestem sam”, „nikt mnie nie rozumie”. W Bogu, który przyjął naszą naturę, możemy odnaleźć towarzysza w naszej samotności i tego, kto nas bardzo dobrze rozumie, bo zna ludzką biedę i cierpienie nie z opowiadań, ale z własnego doświadczenia.
Dlatego pragniemy dzisiaj dziękować Bogu za to, że tak bardzo nas ukochał, że stał się jednym z nas. Chcemy iść do Betlejem, jak pasterze, aby oddać Nowonarodzonemu pokłon i nieustannie przyjmować Go do swojego życia i naśladować każdego dnia.
Rodzice wiedzą, co to znaczy, gdy w rodzinie pojawia się dziecko. Życie do urodzenia dziecka zdecydowanie różni się od życia, które się zaczyna po jego urodzeniu. Ich plany, marzenia, potrzeby odchodzą w cień, już się nie liczą. W centrum jest dziecko! Jego potrzeby, gesty, znaki, które czyni są dla rodziców najważniejsze. Obserwują je, wsłuchują się w nie, starają się zrozumieć je i na wszelkie potrzeby odpowiadać. Troszczą się o dziecko i nieustannie jemu towarzyszą, po prostu kochają Je!
Kochani! Taka sama postawa ma być i w naszym życiu, kiedy do niego przyjmujemy Jezusa Chrystusa. Powinien On zająć centralne miejsce w naszym życiu! Jego Wola, Jego pragnienia i znaki powinny być dla nas najważniejsze. Powinniśmy zabiegać o to, aby Jemu towarzyszyć, aby rozeznawać Jego pragnienia i pełnić Jego Wolę. Przecież nie wyobrażamy sobie, aby matka pozostawiła dziecka bez opieki na tydzień, czy na miesiąc! Tak też i my starajmy się być nieustannie przy Bogu, nie tylko z okazji Bożego Narodzenia, czy Wielkanocy! Przyjęcie Jezusa Chrystusa do swojego życia, to przyjęcie realnej Jego Osoby, z którą na co dzień powinniśmy przebywać, rozmawiać, kochać Ją! Benedykt XVI w Madrycie w 2011 roku mówił do młodzieży:
„Bóg nas kocha. To jest wielka prawda naszego życia i to ona nadaje sens wszystkiemu innemu. (...) Trwanie w Jego miłości oznacza zatem życie zakorzenione w wierze, wiara nie jest bowiem po prostu akceptacją pewnych prawd abstrakcyjnych, lecz głęboką relacją z Chrystusem, który prowadzi nas do otwarcia naszego serca na tę tajemnicę miłości i do życia jako osoby świadome, że są kochane przez Boga”.
Pasterze, zaraz jak odszedł od nich Anioł, zwiastujący wielką radość o narodzeniu Zbawiciela, mówili do siebie: „Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił”. Nie posłuchali „słów rozsądku”, które im zapewne podpowiadały: „a może nam się przewidziało?”, „a może jutro pójdziemy, przecież jest noc, a poza tym mamy stado owiec, które nie wolno rzucić na pastwę losu”, „a co inni powiedzą, gdy się okaże, że pójdziemy, a tam nikogo nie spotkamy?”, „przecież mamy jutro ważne sprawy do załatwienia, odłużmy więc tę wizytę na potem”. To co usłyszeli od Anioła, wydało się im nadzwyczajne, ale uwierzyli Dobrej Nowinie i natychmiast poszli i byli pierwszymi, którzy zobaczyli Nowonarodzonego i oddali Jemu pokłon. Poszli pośpiesznie, bezzwłocznie dając nam przykład, że sprawy Boże w naszym życiu muszą zajmować pierwsze miejsce. Benedykt XVI mówił:
„Bóg ma najwyższe pierwszeństwo. Jeżeli cokolwiek w naszym życiu zasługuje na pośpiech bez zwłoki, to jest to tylko sprawa Boga”.
Czy tak jest w naszym życiu?
Większość współczesnych ludzi nie uznaje spraw Bożych za priorytetowe. W wykazie spraw ważnych, Bóg znajduje się prawie na ostatnim miejscu, albo nie ma Go tam. Zwyczajnie człowiek pozwala się pochłonąć wszystkim pilnym sprawom życia codziennego, a sprawy Boże (niedzielna Msza Św., sakrament pojednania, codzienna modlitwa, życie w miłości według przykazań Bożych itp.) odkłada na potem, bądź wykonuje w pośpiechu.
Drodzy Bracia i Siostry!
W te Święta Bożego Narodzenia poczujmy się kochanymi przez Jezusa Chrystusa! Przyjmijmy Go do swojego życia tak, jak rodzice przyjmują nowonarodzone dziecko! Pozwólmy Bogu zająć centralne miejsce w naszym życiu! Starajmy się zawsze być z Nim i na Jego miłość odpowiadać naszą miłością.
Radosnych Świąt Bożego Narodzenia!
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów, który pelni funkcje Przełożonego Regii Świętego Gerarda (Regia obejmuje placówki
w Kemerowie, Orenburgu, Orsku, Pioniersku, Togliatti i Pietropawłowsku) – Kazachstan, Rosja
o. Dariusz Paszyński CSsR