Konferencje Nowennowe
– Uczynki miłosierne…
Nauka II
– Głodnych nakarmić...
Bracia i siostry uczestnicy nabożeństwa Nowenny Nieustannej
Uczynki miłosierdzia, albo jak czasem nazywamy je – uczynki miłosierne względem ciała, to temat naszych rozważań w bieżącym cyklu. Po wstępnych uwagach na temat Bożego i ludzkiego miłosierdzia dziś idziemy do pierwszego z nich: głodnych nakarmić.
Na początek dwa obrazki z własnego doświadczenia.
Kilka lat temu podjechałem pod pewien sklep, taki nieco większy. Do samochodu podchodzi chłopiec 7- może 8-letni. Umorusana buzia, w ręku reklamówka. „Da mi pan na słodką bułkę!” Ja na to: „Wiesz, sam bym taką zjadł”. Na co chłopaczek otwiera reklamówkę i mówi: „Chce pan, bo mam już 4”. Okazało się, że ludzie nie dawali mu pieniędzy, ale kupowali bułkę i teraz nie wiedział, co z tym zrobić.
Parę dni później, niemal w tym samym miejscu podchodzi pan, taki nieco „wczorajszy”, widać, że trunkowy, ale grzecznie prosi: „Niech pan mi kupi chleb”. Dobrze. Wchodzimy do sklepu. „Który pan chce?” – zapytałem. „Wszystko mi jedno, byle był!” Pani podała, a zanim zdążyłem zapłacić, on już go rwał na kawałki i jadł. Był naprawdę głodny.
Nikomu nie jest obce uczucie głodu, ale nam raczej w takim znaczeniu – „mam ochotę coś zjeść”. Nie doświadczamy raczej tego, co jest udziałem niestety potężnej części ludzkości. Nie wystarczy wpisać w powszechnej deklaracji praw człowieka ONZ, że „każdy człowiek ma prawo do poziomu życia zapewniającego zdrowie i dobrobyt jemu i jego rodzinie, włączając w to wyżywienie, odzież, mieszkanie, opiekę lekarską i niezbędne świadczenia socjalne oraz prawo do zabezpieczenia na wypadek bezrobocia, choroby, niezdolności do pracy, wdowieństwa, starości lub utraty środków do życia w sposób od niego niezależny”. Ale potrzebne jest solidne współdziałanie i to bardzo szerokie. Dziś bowiem głód to nie tylko sprawa konkretnego głodnego człowieka, choć to winniśmy też zauważać, bo to nam najbliższe. Istnieje wiele różnych przyczyn niedostatku i głodu. Bywają one niezależne od człowieka, jak choćby katastrofy naturalne, klęski żywiołowe. Na mniejszym lub większym obszarze następuje wtedy gwałtowne załamanie produkcji żywności.
Oczywiście klęskom żywiołowym trudno zapobiegać, ale można przynajmniej minimalizować skutki. Niestety, ponoć nie ma pieniędzy, bardziej jednak chyba brak woli, by ludzi chronić – trudno o widoczne efekty. Nie obronimy się przed gradem, ulewą czy wichurą, ale przed płynącą wodą nieco można się obronić. Skoro jednak na nic nie ma pieniędzy… Mamy to, co mamy. Wielką politykę, gdzie mały człowiek się nie liczy.
Jeszcze większą przyczyną głodu jest strukturalna bieda. Pracujący zarabia tak mało, że nie potrafi utrzymać rodziny na odpowiednim poziomie. Tu koniecznie trzeba by wspomnieć o tej niesprawiedliwości, która niemal woła o pomstę do nieba. I myślę, że Pan Bóg o to się upomni kiedyś. Dotacja do produkcji żywności pozwala na to, by w sklepie było w miarę tanio. Co jednak jest skutkiem? Widzimy to doskonale na naszym polskim przykładzie po tzw. transformacji. Opłaca się sprowadzić zboże z Niemiec czy Francji, a nasze pola leżą odłogiem. Może gdyby nie te dotacje, to żywność pewnie byłaby droższa. Natomiast na pewno mniej byśmy jej marnowali.
Tu chcę się odwołać do wielkiego Prymasa Tysiąclecia, który mówił:
Polska w tym wymiarze, w tym areale ziemnym, jaki posiada, może wyżywić sama nie 40, ale 80 milionów ludzi. […] Kraj, który był spichlerzem całej niemal południowej i północnej Europy, dzisiaj chodzi „po proszonym” z garnuszkiem od drzwi do drzwi. To jest anomalia!
Czy wasza (rolników) praca może mieć przyszłość? Oczywiście! Bo to jest naturalna zemsta dziejów, że kraj rolniczy, w którym udręczono rolników, przestał żywić naród. (do rolników z „Solidarności” w 1981 roku)
Czy wiele się mieniło teraz? Zamiast liczyć na siebie, wciąż liczymy na unijne dotacje, to jest teraz owo chodzenie „po proszonym”.
Jesteśmy chyba zbyt krótkowzroczni i zadufani w to, że zawsze tak będzie. To znaczy, że nie będzie kataklizmów, żadnych konfliktów ani wojny. Gdyby sobie tak wyobrazić, że wybucha wojna, toć w krótkim czasie nastaję potężny głód – i to również na wsiach.
Iluż ludzi żyje bez żadnych zapasów, bo po co, skoro można wszystko kupić każdego dnia? Ale co by to było, gdyby zabrakło gazu, prądu? Czy ktoś z nas próbuje to sobie wyobrazić i przewidzieć? Wiem, to takie katastroficzne wizje, ale przecież mamy i w Biblii słowa przestrogi:
Kiedy bowiem będą mówić: «Pokój i bezpieczeństwo» – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada.
Wiem, że św. Paweł mówi to w kontekście dnia ostatecznego, ale w końcu dla każdego z nas moment śmierci jest dniem ostatecznym, dniem sądu.
Schodząc do naszej codzienności, spotykamy często zwłaszcza przed kościołami – ale nie tylko – ludzi żebrzących. Trudno wtedy rozeznać, czy jest to ktoś podobny do tego chłopaczka od słodkiej bułki, czy też jednak ten prawdziwie głodny. Roztropność jest nam potrzebna, by ktoś nie żerował na naszym litościwym sercu i żył jako obibok, co się żadną pracą nie skala. Czasem wystarczy zaproponować jakąś pracę do wykonania, by ten „głodny” przestał być głodny. W sumie jednak lepiej dać się naciągnąć, niż odesłać kogoś faktycznie głodnego.
Istnieje jednak i inny głód i Ktoś inny zaradza tej potrzebie. Śpiewamy:
Ty sycisz głody ludzkich serc swym Ciałem i swą Krwią.
O, przyjdź i daj nam, Panie nasz, Chleb życia ręką swą!
Niech Matka Boża Nieustającej Pomocy wspiera nas w naszym dziele miłosierdzia, ale niech również pomaga nam zachować zdrowy rozsądek i mądrość, byśmy jako naród nie stawali się żebrakami, ale umieli wykorzystać Boże dary. Amen.
Kazanie wygłoszone na Nowennie Nieustannej w Toruniu na Bielanach
w Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w 2012 roku
Drukuj...
Duszpasterz w Parafii św. Józefa i Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy
w Toruniu (Toruń – Bielany)
o. Marian Krakowski CSsR