Słowo Redemptor

Nagich przyodziać... – Uczynki miłosierne… – Kazania nowennowe

 

 

 

Konferencje Nowennowe

– Uczynki miłosierne…

 

 

 

Nauka IV

– Nagich przyodziać...

 

 

 

 

Bracia i siostry, uczestnicy nabożeństwa nieustannej nowenny

 

Pozostajemy w nurcie uczynków miłosierdzia co do ciała. Nurt nie musi oznaczać od razu lania wody, choć nie udało się tego uniknąć przed tygodniem. To tak trochę żartem…

Dziś podejmujemy refleksję nad kolejnym – „nagich przyodziać”.

 

 

Żyjemy w takim klimacie i w takiej kulturze, że odzienie jest potrzebne. Gdybyśmy mieszkali w amazońskiej dżungli, byłoby inaczej, co można wyczytać czy zobaczyć w rozmaitych książkach, reportażach, filmach, ot, choćby w książkach pana Wojciecha Cejrowskiego. Tam, jeśli Indianin ubrał spodenki, przestawał być „dziki”; jeśli chciał wejść do wioski dzikich, musiał spodenki zdjąć. Można sobie wyobrazić, na jakie trudności natrafiłby ten, co by chciał za wszelką cenę wprowadzić w życie ten uczynek miłosierny. Być może skończyłoby się jak kilkadziesiąt lat temu u Papuasów. Rozdawano garderobę, nieprzystosowaną do klimatu i na siłę tych ludzi ubierano. Zakrywano nagość, która w oczach ubierających została uznana za budzącą pożądanie. Od tego czasu zaczął panoszyć się świerzb, grzybica, łuszczyca, rak piersi u kobiet. Czy zatem ten uczynek miłosierdzia dotyczył i tamtych ludzi?

 

Zostawmy na razie Indian czy Papuasów, bo jednak jesteśmy w Polsce, gdzie jako tako umiemy i chcemy się ubierać i potrafimy też dzielić się tym, co mamy.

 

Dziś nierzadko to, co wyprodukowane – przeważnie w Chinach, bo przecież u nas się nie opłaca – jest zasadniczo jednorazowego użytku. Raczej nie ponosi tego ktoś następny, chyba że kloszard. Chociaż nie zawsze tak było i nie zawsze tak jest. W rodzinach wielodzietnych młodsze dziecko nosi to, z czego starsze wyrosło.

 

Trudniej mają ci, co są rodzicami jedynaka, bądź jedynaczki, a już nie daj Boże, jak uwierzyli, że koniecznie muszą mieć najmodniejsze ciuchy. W krótkim czasie szafy pękają w szwach, a latorośl siedzi przed nią i mówi, że nie ma się w co ubrać! Niejedna mama ma za sobą takie doświadczenie i takie domowe boje – „Ja tego nie ubiorę! Ja w tym nie pójdę!” I mała albo nawet wielka wojna wybucha.

 

Nie każdy ma tyle szczęścia, by doświadczyć takiej sceny.

Dorastająca córka latem chce wyjść z domu do miasta ze znajomymi. Ot, taka sobie przechadzka bez wielkiego celu. Ubrała się i wychodzi, rzucając: „Mamo, to ja wychodzę!”.

Mama spojrzała kątem oka i spokojnym głosem powiedziała:
 – „Tak nie wyjdziesz do ludzi”.
– „Ale dlaczego?”
- „Pomyśl sama!”
Chwila zastanowienia się i po niedługim czasie ubrana w koszulkę z krótkim rękawem wychodziła z domu. Mama uznała, że poprzedni strój nie pasował do ludzi. Na plażę, na jakąś wędrówkę po pustkowiach – owszem.

 

„Nagich przyodziać…” Może czasem trzeba by taki uczynek spełnić wobec niektórych pań i dziewcząt wchodzących do kościoła. One bardziej „rozdziane” niż odziane. Widocznie zabrakło takiej mądrej, a spokojnej mamy, która powiedziałaby: „Tak nie wyjdziesz z domu, zwłaszcza do kościoła!”

 

Jakiś czas temu pewna pani w radiu mówiła o strojach na różne okazje. Prowadzący audycję zapytał też o strój do kościoła w czasie wakacji. Pani poszerzyła nieco i dała mniej więcej taką radę: „Im więcej nałożymy ubrań do kościoła, tym lepiej. W kościele mamy dbać o duszę, zatem ciało powinno być zakryte”.

 

O mój Boże! To marzenie każdego proboszcza i każdego księdza na ślubach, chrztach czy też zwyczajnie, gdy ciepło na dworze. Chyba trzeba by zastosować tę indiańską restrykcję – jeśli chcesz wejść do nas, musisz się stosownie ubrać.

 

Gdy podzieliłem się swoistą trudnością z tym rozważaniem na temat trzeciego z uczynków miłosiernych, ktoś mi odpowiedział: a może to jest tak, że uboga moralność, ubogie życie duchowe skutkuje skąpym ubraniem? W naszej kulturze pozbawienie kogoś ubrania i wystawienie na publiczny widok najczęściej było chęcią głębokiego upokorzenia. Tak należy widzieć dziesiątą stację drogi krzyżowej: Jezus z szat obnażony. Ale można i ubraniem kogoś wyszydzić. Wspomnijmy Jezusa ubranego w szkarłatny płaszcz, z trzciną w ręku i koroną na głowie.

 

Nie bez powodu w naszym języku funkcjonuje słowo „chamstwo”. To wspomnienie biblijnej historii Noego, który doświadczył mocy wina albo też wina, które moc odbiera. A jako że człowiek nietrzeźwy kiepsko nad sobą panuje, tak i jemu zdarzyło się lec, jak go Pan Bóg stworzył. Synalek, o imieniu wtedy jeszcze neutralnym, zobaczywszy ojca, zamiast po cichu przykryć go, chciał zrobić z tego widowisko niemal publiczne. No i ostało nam się „chamstwo” do dziś. Z jednej strony nierzadko ubrane w dobre garnitury i na stanowiskach, co możemy dość wyraźnie obserwować choćby w debatach sejmowych albo studyjnych. Z drugiej strony, jakaś część rozbiera się publicznie i dobrowolnie; jedni dla ideologii, inni dla zysku, a jeszcze inni obnażają się wewnętrznie, pokazując rozmaite brudy swego życia przeszłego albo i obecnego. Tym się żywią wszelkie kolorowe piśmidła, tak chętnie kupowane i czytane przez znaczną część naszego społeczeństwa, zwłaszcza tego młodego, wykształconego, z dużych miast, by posłużyć się tą dość wyrazistą frazą.

 

Wracając do naszego uczynku miłosiernego w sensie ścisłym, to wydaje się, że każdy może go spełnić. Wystarczy, jeśli jeszcze dobra używana, ale już niewykorzystywana odzież zamiast do kubła trafi do kogoś następnego. Tak było przed laty, gdy zachód odziewał nas Polaków, przy okazji robiąc porządki u siebie w szafach i garderobach. Niemniej wiele z tych ubrań było do wykorzystania i znam wielu takich, co w ciuchach z darów chodzili. Zresztą i dziś to się dzieje i niekoniecznie musimy się bardzo wstydzić zakupów w rozmaitych ciucholandach.

 

Oczami wyobraźni widzimy betlejemską grotę, a w pamięci brzmią słowa kolędy: Bo uboga była, rąbek z głowy zdjęła, w który Dziecię owinąwszy, siankiem je okryła.

 

 

Prośmy Maryję, by nas uczyła, jak wprowadzać w życie miłosierdzie wobec tych, co cierpią niedostatek okrycia. Jednocześnie byśmy sami umieli poprzestawać na tym, co nam faktycznie potrzebne. Amen.

 

 

 

 

 

 

Kazanie wygłoszone na Nowennie Nieustannej w Toruniu na Bielanach
w Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w 2012 roku

 

 

 

Drukuj...

Duszpasterz w Parafii św. Józefa i Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy
w Toruniu (Toruń – Bielany)

o. Marian Krakowski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy