Szczęśliwe życie…
Stając nad trumną bliskiej osoby, zadajemy sobie pytanie: czy to miało sens, ta gonitwa za szczęściem, te wszystkie troski i starania, by życie było szczęśliwe. Odpowiedź może być tylko jedna: tak, to miało sens. Bo życie tylko wtedy ma sens, gdy jest szczęśliwe. Po prostu taka jest ludzka natura – zostaliśmy stworzeni do szczęścia i innego życia człowiek nie zaakceptuje.
Dlatego – mówiąc językiem handlu – tak wielki popyt na szczęście. Człowiek w poszukiwaniu szczęścia poświęca czas, pieniądze, a czasem nawet szczęście bliskich. Tam, gdzie jest popyt, pojawia się podaż – stąd tyle recept na szczęśliwe życie. Zazwyczaj są to propozycje łatwego szczęścia, drogi na skróty, by przy najmniejszym wysiłku osiągnąć maksimum szczęścia. Propozycji jest wiele – jest w czym wybierać, ale też jest się w czym pogubić. A skutki pobłądzenia mogą być fatalne, bo reklama szczęścia, to coś więcej niż reklama towaru. Gdy w pięknym opakowaniu kupię byle jaki towar, to stracę tylko pieniądze, ale gdy reklamowane szczęście okaże się bublem, to mogę zmarnować życie.
Posługując się dalej terminologią handlu, spotykamy wielu ludzi, którzy recepty na szczęśliwe życie reklamują, a my patrząc na skutki tej reklamy, podejrzewamy, że nie robią tego z dobrego serca. Dlatego dobrze, że jest ktoś, kto i receptom na szczęście i tym, którzy je wystawiają, mówi „sprawdzam”. Tym sprawdzającym jest śmierć. Szczęście, aby było prawdziwe, nie może podlegać żadnym zagrożeniom. Jak więc ma być szczęśliwe życie człowieka, skoro od początku wisi nad nim groźba śmierci. Patrząc z perspektywy śmierci, można zwątpić w sens życia i szczęścia, bo co za sens ma coś, co tak pięknie się zapowiada, a tak tragicznie się kończy. Można byłoby zwątpić, gdyby nie człowiek, który udowodnił, że jest życie, któremu nie zagraża śmieć.
Tym Człowiekiem jest Jezus Chrystus, który głosił ludziom swoją receptę na szczęśliwe życie. Ponieważ był człowiekiem, więc i wobec Niego śmierć powiedziała swoje: „sprawdzam” – i przegrała. Przegrała, bo On zmartwychwstał, dalej żyje, dalej wskazuje ludziom drogę do szczęścia, któremu nic nie zagraża, bo śmierć straciła władzę nad życiem. Bóg staje się człowiekiem, aby mógł umrzeć – Bóg staje się człowiekiem, aby mógł zmartwychwstać. Dlaczego tak robi? Bo kocha, bo Bóg jest miłością, a miłość buntuje się przeciw śmierci. Miłość ludzka zawsze buntowała się przeciw śmierci, ale wobec potęgi śmierci była bezsilna – trzeba było Bożej Miłości, by zwyciężyła śmierć. Ten, który powiedział: Nikt nie ma większej miłości niż ten, kto życie oddaje za przyjaciół... (por. J 15, 13), oddał swoje ludzkie życie i zmartwychwstał, by odtąd każdy z Jego przyjaciół, który umiera, też mógł zmartwychwstać.
Co więc pozostaje nam, stojącym nad trumną bliskiego nam człowieka? Cieszyć się tym, że zmarły nasz brat wybrał w życiu drogę, którą wskazuje Jezus Chrystus. A jeżeli zdarzało się, że czasem wybierał drogę na skróty, to mamy nadzieję, że powracał na drogę przykazań, a nasza modlitwa do Boga pomoże mu wyrównać te życiowe pomyłki.
A jaką naukę ma dla nas Przewodnik po drogach życia? Czego chce nauczyć nas, którzy tak chętnie szukamy w życiu łatwych dróg do szczęścia, bo droga Ewangelii wydaje się nam zbyt trudna? Nasz Zbawiciel, ten który zmartwychwstając, dał nam pewność, że my też zmartwychwstaniemy, zachęca nas, byśmy wybrali drogę, którą On wskazuje, bo to jedyna droga, która nadaje sens wszelkim trudom, a w konsekwencji czyni życie szczęśliwym na miarę czasu już w tym ziemskim odcinku, a bez żadnej miary w wieczności. Amen
Drukuj...
Emeryt (Bazylika Mniejsza i Sanktuarium Matki Bożej „Strażniczki Wiary”) – Bardo Śląskie
o. Stanisław Mróz CSsR