Środa, 25 grudnia 2013 roku, Uroczystość Narodzenia Pańskiego, Rok A, II
Wszyscy, którzy są rodzicami, dobrze wiedzą co znaczy pojawienie się w rodzinie nowonarodzonego dziecka. Wielu rodziców przyznało się, że przyjście na świat pierwszego dziecka o wiele bardziej zrewolucjonizowało ich życie niż choćby sam ślub; wydarzenie ważne i przełomowe, ale – jak się często okazuje – nie aż tak bardzo zmieniające codzienność. Wielu rodziców z pewnością zgodzi się z wyznaniem pewnego młodego ojca, który stwierdził tak:
Po ślubie w zasadzie nadal żyliśmy z żoną „młodzieżowo”… Owszem – spaliśmy i mieszkaliśmy razem, coś się zmieniło, ale zasadniczo dotychczasowy styl życia nie uległ jakimś radykalnym zmianom. Wstrząsem (życiowym) było dopiero narodzenie się dziecka. Gdy położna w szpitalu podała mi do potrzymania mojego synka, zrozumiałem że „żarty się skończyły”… Rzeczywiście – życie się zmieniło. Środki, które wcześniej można było przeznaczyć na hobby, zainteresowania, teraz okazały się bardziej potrzebne rodzinie. Z biegiem czasu zdałem sobie sprawę, że nie tylko nie przybywa mi płyt z najnowszą muzyką, ale również te stare muszę zacząć chronić przed działalnością raczkującego odkrywcy. Poza tym oczywiście kryształy czy ozdobne naczynia musiały „powędrować” na górne półki, a my z żoną niemal codziennie rozpoznawaliśmy jakieś nowe zagrożenie i zmienialiśmy coś w domu, aby niebezpieczeństwa wyeliminować. Dziecko stało się najważniejsze. Wiedzieliśmy, że „alarm” może nastąpić w każdej chwili. Doświadczaliśmy – często boleśnie – że wszystkie nasze plany i zamiary zostaną zweryfikowane obecnością i potrzebami naszego dziecka…
Dziecko wymaga czasu, opieki, zaangażowania… Dziecko „potrafi” zmienić rodzicom ważne plany, bo ono jest najważniejsze i dla jego dobra rodzice zdobędą się na liczne i daleko idące wyrzeczenia…
Bóg dziś przychodzi jako dziecko…
Aby „mieć Boga”; mieć udział w Jego życiu, potrzebujemy, czujności, determinacji, troski, nastawienia porównywalnego z postawą rodziców, dla których najważniejsze jest dziecko. Wiemy jak kruche i narażone na nasze błędy jest życie, którym dzieli się z nami Bóg. Pewna mama, patrząc na blizny na rękach swego synka, wspominała: …zostawiłam cię tylko na pięć minut! Wystarczyło, aby zaczęła lać się krew… Którzy z rodziców nie mają takich czy podobnych doświadczeń? Wystarczy chwila nieuwagi, a dziecko może zrobić sobie krzywdę. Wystaczy trochę „rozluźnienia”; trochę braku koncentracji, a życie Boże w nas – łaska uświęcająca – może zostać zachwiana czy nawet całkiem utracona. Kibice sportowi odliczają dni do rozpoczęcia zimowych igrzysk olimpijskich. Przy tej okazji można śledzić „wędrówkę” olimpijskiego ognia i liczne zabiegi, aby ten ogień nie zgasł, aby bezpiecznie dotarł do miejsca przeznaczenia. Uświadamiamy sobie wówczas jak niewiele potrzeba, aby narazić niepozorny płomień na niebezpieczeństwo zgaszenia, a tych, którzy się nim opiekują – na medialną niesławę jeśli nie na skandal…
A Bóg przychodzi jako dziecko i – można też powiedzieć – jak płomień ognia w ciemną noc…
Czy może liczyć, że przejmiemy się tym wydarzeniem i zaangażujemy się w Jego ochronę?
Warto postawić sobie dziś to proste pytanie: Czy ja chcę mieć dziecko? Oczywiście niech to pytanie będzie odpowiednio „zmodyfikowane” w zależności od tego, kto je stawia… Czas adwentu, czas oczekiwania miał nas do czegoś przygotować… Do czego? Otóż właśnie do tego, aby dziś przyjąć dar i od razu zaangażować się w troskę o ten dar. Tym darem jest Bóg, który przychodzi w postaci bezbronnego dziecka. Czy chcę mieć dziecko? Albo inaczej: czy widok dziecka napełnia mnie nową nadzieją, siłą nowego życia, optymizmem i czy tęsknię za życiem, za radością, pokojem? Przez Uroczystość Bożego Narodzenia Bóg chce nam coś ważnego przypomnieć i o coś ważnego się upomnieć. Przypomina, że Bóg przychodzi do nas w bezbronności dziecka i oczekuje, że my tym Dzieckiem się zaopiekujemy.
Opowiedały kiedyś panie pracujące w domu dziecka, jak trudnym i bolesnym przeżyciem jest dla dziecka powrót do placówki opiekuńczej po nieudanej „próbie” adopcji… Nie znam szczegółów takich spraw, ale zdarza się czasem, że konkretny i zaawansowany już proces adopcji zostaje z jakichś przyczyn przerwany, odwołany… Dziecko, mające już nadzieję na rodzinę, na dom, odbiera takie zdarzenie jako wielkie rozczarowanie, bolesną porażkę, odrzucenie. Głęboko nosi w sobie wrażenie, że się „nie spodobało” i przeżycie takie nie jest obojętne dla dalszych losów takiego dziecka.
Uroczystość dzisiejsza to również ze strony Pana Boga apel o naszą dojrzałość i odpowiedzialność. Łatwo odpowiedzieć TAK na pytanie CZY CHCĘ MIEĆ DZIECKO,… ale to Dziecko chce wejść w nasze życie z wszystkimi prawami dziecka i konsekwencjami, które wiążą się z pojawieniem się dziecka w domu. Dla kapłanów spowiadających przed świętami najbardziej bolesne jest nie tyle słuchanie o popełnionych ciężkich grzechach, ile obojętność wszystkich, którzy grzeszą, a jednocześnie pojednanie z Bogiem odkładają do „następnych świąt”…
Bóg przychodzi w sposób jakoś „znany” (wszak co rok celebrujemy Boże Narodzenie), ale jednocześnie za każdym razem przychodzi w sposób nowy i na nowo ma nadzieję, że tym razem „zaopiekujemy się Nim”; że tym razem weźmiemy bardziej na serio potrzebę naszej troski o Boże życie w nas – przez częstą, szczerą spowiedź, przez bardziej gorliwą modlitwę…
Znamienne oczywiście jest w tym wszystkim to, że On przychodzi nie dla siebie, ale przecież dla nas i dla naszego zbawienia. To On tak naprawdę obdarza życiem, a nasze zaangażowanie i troska jest potrzebna, by to życie podtrzymywać, by go nie utracić. Symbolicznie, ale i bardzo trafnie skomentował to mały Maciuś z przedszkola, gdy opowiadając o świętach Bożego Narodzenia, stwierdził, że to takie dziwne i najbardziej radosne urodziny. To urodziny PANA JEZUSA, ale z tej okazji WSZYSCY dostają prezenty! Tak – wszyscy dostają prezenty, aby każdy mógł sobie przypomnieć o największym prezencie, jaki otrzymujemy – o udziale w życiu samego Boga! Wielkość i wartość tego prezentu tym bardziej staje się dla nas widoczna, im bardziej angażujemy nasze siły, czas, zdolności, możliwości w troskę o obecność Boga w naszym życiu, tak jak w oczywisty sposób rodzice troszczą się o swoje dziecko. Jeśli Bóg będzie tak przyjęty, tak goszczony, tak pieczołowicie „pilnowany”, jak małe dziecko, z pewnością uczyni widocznym swoje obfite błogosłwieństwo w życiu tych, którzy nie odmawiają Mu miejsca w swoich domach.
Zatem… CZY CHCESZ MIEĆ DZIECKO?
Wychowawca oraz wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Redemptorystów – Tuchów
o. Jarosław Krawczyk CSsR