Niedziela, 30 marca 2014 roku, IV tydzień Wielkiego Postu, Rok A, II
Liturgiczny okres Wielkiego Postu ma podwójny charakter: chrzcielny i pokutny. Jest to czas, w którym wszyscy, jako wspólnota Kościoła, wstępujemy na świętą górę Paschy. Ochrzczeni, poprzez pokutne praktyki, przygotowują się do odnowienia swych chrzcielnych przyrzeczeń, katechumeni natomiast, poprzez specjalne ryty i skrutinia, zmierzają do przyjęcia sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego podczas nocy paschalnej (por. List okólny o przygotowaniu i obchodzeniu Świąt Paschalnych, 6). W tym też kluczu katechetycznym napisane są poszczególne Ewangelie III, IV i V Niedzieli Wielkiego Postu. Chrystus objawia się w nich jako „woda życia” (Ewangelia III Niedzieli Wielkiego Postu – wiara Samarytanki), „światłość świata” (Ewangelia IV Niedzieli Wielkiego Postu – oświecenie ludzi przez Chrystusa) oraz „zmartwychwstanie i życie” (Ewangelia V Niedzieli Wielkiego Postu – wskrzeszenie Łazarza).
Oczywiście, choć większość z nas przyjęła sakrament chrztu świętego w dzieciństwie, a gwarantami przekazania nam wiary byli rodzice i chrzestni, to jednak czujemy potrzebę nieustannego odnawiania się w wierze, zstępowania do wód chrztu, aby jeszcze pełniej zrozumieć nasze chrześcijańskie powołanie. Temu służy właśnie okres Wielkiego Postu, jego bogata symbolika, odpowiednie lektury biblijne, zewnętrzne znaki. Kościół zaprasza nas do wyruszenia w tę drogę, której zwieńczeniem będzie blask paschału przypominający i uobecniający tę noc, „która światłem ognistego słupa rozproszyła ciemności grzechu” i „uwalnia wszystkich wierzących w Chrystusa na całej ziemi od zepsucia pogańskiego życia i od mroku grzechów”. Tej nocy, na którą czekamy, rozbrzmi ponownie radosne „Alleluja!”, a my będziemy mogli ponownie wyrzec się zła i odnowić naszą przynależność do Chrystusa.
Trzeba nam więc wsłuchiwać się w dzisiejszą Ewangelię, dać się przez nią dotknąć, skonfrontować, zidentyfikować się z tym ślepcem, który zostaje w cudowny sposób uzdrowiony przez Chrystusa. Co oznacza być niewidomym? Mogę tutaj tylko teoretyzować, próbować wyobrazić sobie, jak takie życie może wyglądać. Jakaś ogromna niepewność w stawianiu kolejnego kroku, poczucie krzywdy bycia okradzionym z piękna tego świata. Uporczywe poszukiwanie kogoś, kto mógłby tę ślepotę wyleczyć – chwytanie się każdej nadarzającej się okazji… Na płaszczyźnie czysto ludzkiej czy nie jest tak, że nasza umiejętność widzenia jest dla nas tak oczywista, że przestaliśmy praktycznie doceniać ten dar? Przyzwyczailiśmy się, że widzimy, że jesteśmy świadkami (świadek, to ten, który widział i może o tym zaświadczyć) tysięcy zdarzeń, nie zadziwiają nas zmieniające się pory roku, blask słońca, biel śniegu czy kwitnące kwiaty… Warto może czasem, zamiast narzekania, ucieszyć się tym, co mamy.
Ewangeliczny ślepiec symbolizuje człowieka, który bez światła wiary, bez spotkania z Chrystusem pozostaje niewidomy: nie widzi albo też nie widzi właściwie, jego obraz rzeczywistości jest zafałszowany. Sposób życia, działania, myślenia i mówienia takiego człowieka nie wypływa z relacji z Chrystusem, ale ma swoje źródło w osobistych przekonaniach i osądach. Jego natura jest bowiem zraniona grzechem pierworodnym i nie została jeszcze całkowicie uleczona. Trzeba w tym miejscu powtórzyć nauczanie Kościoła, mianowicie że grzech ma swoje skutki w życiu człowieka. Nie jest, jak to wielu pojmuje, dobrą rzeczą, a zakazaną przez księży, lecz destrukcyjną siłą, upokarzającą każde Boże dziecko. I więcej, grzech, obok niszczenia relacji z Bogiem i bliźnim, sprawia w człowieku to właśnie, że nie potrafi on właściwie widzieć rzeczywistości. Jest przedziwna zależność między życiem w łasce a trzeźwym osądem rozumu, który pozwala właściwie wybrać! Znów możemy powrócić do nocy paschalnej, kiedy to ciemności świątyni zostają przełamane, zwyciężone blaskiem paschalnej świecy. Ta ciemność, zanim rozbłyśnie światłem, jest przerażająca. Człowiek uświadamia sobie, że nie może zrobić ani kroku, bo nie wie, co go czeka – czy się nie potknie, czy kogoś nie zrani… Nie zna drogi, jest bezradny. I to właśnie pokazuje relacja Chrystusa i ślepca z dzisiejszej Ewangelii. Jezus jest tym, który przywraca wzrok, pozwala widzieć świat, fakty, własne życie takimi, jakie są.
Sposób, w jaki Chrystus uzdrawia ślepca, może wydawać się dziwny, wprost upokarzający. Jezus spluwa i czyni ze swej śliny i piasku błoto, którym okłada jego niewidzące oczy. Jest niczym Stwórca, który ponownie kształtuje człowieka, odnawia jego zepsutą grzechem naturę. Błoto nałożone na jego oczy to również symbol Bożego słowa, które sprawia, że powoli, niełatwo, ten, kto słucha, zaczyna widzieć. Jedynie ono bowiem ma do nas, jako dzieci Kościoła, pełne prawo! Tylko Chrystus ma prawo interpretować nasze życie! Ileż to razy cierpieliśmy, słuchając innych nauczycieli, pozwalając się dotykać innym lekarzom! Ważne jest również posłuszeństwo ślepca. Robi dokładnie to, co nakazuje mu Jezus. Bez dyskusji, bez negocjacji, czy innego mojego „widzimisię”. To także wyzwanie dla naszego indywidualizmu: poddać się Jemu, jedynemu, który wie, co jest dla mnie najlepsze i gdzie znajduje się moje uzdrowienie.Niech więc nasza droga ku górze Paschy będzie bogata w rozmyślanie nad naszą ślepotą. Nie bójmy się analizować naszego życia, nazywać po imieniu te wszystkie rzeczywistości, które zasklepiają bielmem nasze oczy. Dziś, na tej liturgii, obecny jest Boski Lekarz, światłość świata. Pozwólmy się Mu dotknąć, poprowadzić do obmywających źródeł sakramentów, aby żyć i widzieć naprawdę.
Studia doktoranckie z zakresu teologii fundamentalnej na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim – Rzym (Włochy)
o. Sylwester Pactwa CSsR