Niedziela, 27 lipca 2014 roku, XVII tydzień zwykły, Rok A
Opowiedziane dzisiaj przez Jezusa dwie przypowieści o Królestwie uświadamiają nam, że jest ono wartością, dla której warto poświęcić wiele, albo nawet wszystko. Rzeczywiście, było w historii wielu ludzi, którzy to zrozumieli i dla Królestwa Bożego poświęcili wszystko. Żadna wartość, nawet obiektywnie dobra, nie była w stanie zasłonić im tej największej, dla której warto było poświęcić wszystko inne. Dzisiaj niektórych spośród nich czcimy jako świętych, a innych otaczamy szacunkiem z racji ich czytelnego, jednoznacznego świadectwa życia. „Drogocenna perła”, „skarb ukryty w roli” rozbudzają naszą wyobraźnię i przenoszą w sferę marzeń o łatwym sukcesie, podobnym do wygrania miliona w totolotka, który zapewniłby spokój i dobrobyt na długie lata. Ile można by za to kupić… Tymczasem inwestycja w Królestwo jest po ludzku nieopłacalna, bo nagroda wykracza poza granice tego świata. Wielu ludzi nie zamierza inwestować w ten „interes ani centa”. Dla nich przestało ono stanowić bezcenną wartość. Czy można ich przekonać, że ta „lokata” się opłaca? Na pewno nie stanie się tak, dopóki będziemy na tę rzeczywistość patrzeć w kategoriach „a co ja z tego będę miał”. Gdy młody chłopak zakochuje się w swojej wybrance serca nie kalkuluje miarami opłacalności. On dla ukochanej umie poświęcić wiele, a nawet bardzo wiele, bo ONA zdaje się przesłaniać mu świat. Po prostu się zakochał i to tłumaczy wszystko. Jesteśmy zwykle wyrozumiali nawet dla pewnego rodzaju młodzieńczego szaleństwa spowodowanego zakochaniem. Mówimy – zwariował na punkcie swojej wybranki i to tłumaczy nawet nielogiczne zachowania. Czy nie to samo zdaje się nam sugerować Jezus w dzisiejszej Ewangelii? Czy na rzeczywistość Królestwa Bożego nie należy patrzeć przez analogię do ludzkiego doświadczenia największej życiowej miłości? Jeśli kocham, to nie ma takiej wartości, łącznie z życiem, której nie byłbym w stanie poświęcić. Gdy spytamy młodą dziewczynę, która postanowiła wstąpić do klasztoru kontemplacyjnego o spodziewane korzyści, to nas wyśmieje, odpowiadając, że jej wybór podyktowany jest miłością, a nie wyrachowaniem. Nasza zatem relacja z rzeczywistością Królestwa Bożego jest relacją osobową, określaną pięknym polskim słowem „umiłowanie”. A jest tak dlatego, gdyż Królestwo ma charakter osobowy – to Jezus, który znaleziony jak skarb, jak drogocenna perła, roztacza przed nami perspektywę wiecznego szczęścia, które jest nieustannym miłowaniem. Nie zrozumie tego ktoś, kto chciałby traktować Boga tylko jako jedną z wielu równorzędnych, lub drugoplanowych wartości.
Kupiłem kiedyś telefon „brandowany dla Plusa”, a ja byłem w innej sieci. Nic nie wiedziałem na temat „brandowania”, a polega ono na fabrycznym ustawieniu wielu aplikacji w telefonie dostosowanych do danej sieci, dzięki czemu użytkownik ma ułatwiony dostęp do nich a telefon bardzo trudno używać w innych sieciach i czasem trzeba byłoby zmienić całe oprogramowanie, żeby działał normalnie. Pomyślałem wtedy, że każdy z nas, ze swojej natury, albo lepiej – dzięki otrzymanej łasce chrztu świętego, został „zbrandowany” do uczestnictwa w Królestwie Niebieskim. Mamy całe wyposażenie potrzebne, żeby to Królestwo osiągnąć. A jednak stale próbujemy się przeprogramować i myślimy, że będzie nam lepiej w „innej sieci”, na siłę zmieniamy „ustawienia”, zamiast dać się porwać „ustawieniom fabrycznym”, które nas właściwie ukierunkowują. Zaprogramowani zostaliśmy do udziału w Królestwie niebieskim i nie znajdziemy szczęścia poza nim.
W dłuższej wersji dzisiejszej Ewangelii czytamy jeszcze inną przypowieść o sieci pełnej ryb, których selekcja dokonuje się dopiero na końcu. To nic, że dzisiaj ci, którzy nie przyjmują stylu życia właściwego dla uczestników Królestwa mają się lepiej i wydają się beztroscy. Rozrachunek dopiero nastąpi i „będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Ów „rozpalony piec” jest wprawdzie przenośnią, ale mającą wskazywać na realną możliwość potępienia i surowej kary. Trzeba sobie z tego jasno zdawać sprawę, jako z dramatycznej alternatywy wyraźnie zapowiedzianej przez Chrystusa, w czasach banalizowania piekła i „oswajania” diabełków.
I jeszcze słowo o ostatnim fragmencie. Głoszona przez Jezusa nauka nie jest całkiem nowa – zarysowana była już w starym Przymierzu, dlatego nawrócony rabin będzie ze skarbca wiary wydobywał rzeczy nowe i stare, tak jak Jezus, który nie przeciwstawiał starego i nowego Przymierza, ale łączył je w całość. Podziwiam bohaterów Ksiąg Świętych, którzy nie znając Jezusa i nie mając pełni Objawienia, żyli nadzieją Królestwa i dla Niego poświęcali wszystko. Czy nie zawstydzają nas swoją radykalną postawą?
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Kraków
o. Piotr Andrukiewicz CSsR