Niedziela, 02 listopada 2014 roku, XXXI tydzień zwykły, Rok A, II
Jakże inny nastrój dziś w liturgii. Już nie białe szaty radości, alefiolet oznaczający i żałobę, i pokutę. Dawniej tę odmianę podkreślała jeszcze pusta trumna stojąca na katafalku. Dziś z tego zrezygnowano, ale przecież czujemy, że jakby trochę już za nami wczorajsza euforia nieba. Jej miejsce zajęła świadomość, że jeszcze nie wszyscy są w pełni chwały, że są jeszcze tacy, którzy muszą oczyszczać się ze śladów ludzkiej ułomności. Bo do nieba nie może dostać się nikt, kto jeszcze skalany jest grzechami powszednimi, czy też ma do spłacenia dług za grzechy odpuszczone już co do winy.
Św. Katarzyna z Genui mówi, że niebo nie ma bram, a Bóg chce każdego przyjąć z miłością i czeka z otwartymi ramionami. Jest jednak tak czysty i święty, że gdy dusza przychodząca zobaczy w sobie najmniejszy ślad niedoskonałości i widzi możliwość oczyszczenia w czyśćcu, wchodzi do niego, by się udoskonalić. Największym cierpieniem tej duszy jest to, że zgrzeszyła przeciw miłości Bożej i nie oczyściła się w tym życiu.
Stąd potrzeba naszej modlitwy za tych oczyszczających się. Bo choć mają już pewność zbawienia, to idą do widocznego już celu niczym wędrowiec przez pustynię, gdzie nadmiar żaru słońca, a wody ani kropli. Taką dobrą intuicją wykazał się powieściowy Kmicic, gdy rozmyślał o swym zbawieniu, a dopuszczając możliwość i stu lat czyśćca orzekł:
Ciężka to rzecz z jakie sto lat się prażyć... No, ale niech by tam już! Siła człek zniesie, gdy mu nadzieja zbawienia świeci, a przy tym i modlitwy mogą coś wskórać i mękę skrócić.
Chyba nie od rzeczy będzie zapytać, co ludzi ciągnie na te cmentarze? Co nas ciągnie na ten czy inny cmentarz! Siła tradycji? Przyzwyczajenie? Czy to miłość niewygasła jeszcze? A może jeszcze jakieś inne niezałatwione sprawy z tymi, co odeszli. Gdyby tak było, to dziś jest ten szczególny dzień, a nawet Kościół daje nam kolejnych 8 dni, byśmy mogli pomagać naszym zmarłym poprzez modlitwę i zyskiwane odpusty. Na nic to morze świateł, na nic ten kobierzec kwiatów, jeśli zabraknie chrześcijańskiej wizji. Na czym ta wizja chrześcijańska ma polegać? Na czytaniu z nadzieją! Co mamy czytać? Ot choćby dzisiejsze słowo.
"Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje, i oczyma ciała będę widział Boga. To właśnie ja Go zobaczę".
Spierają się egzegeci i komentatorzy Biblii, co miał na myśli Hiob wygłaszając powyższe zdania. Niemal wszyscy są zgodni, że nie mógł mieć jeszcze przeczucia co do zmartwychwstania ciała. Św. Hieronim – twierdzą niektórzy – tłumacząc Wulgatę zinterpretował te słowa już w świetle Jezusowego nauczania.
Nam dziś wolno z pełną świadomością powtarzać słowa Hioba, wiem, że wybawca mój żyje, wierzę, że na własne oczy zobaczę Boga. Wierzę, że grób nie jest kresem, a śmierć nie ma ostatniego słowa.
Tu przychodzi nam z pomocą św. Paweł, gdy pisze: Jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć.
Czy może być coś bardziej pocieszającego dla człowieka, który wciąż doświadcza przemijania?
Czy może być coś bardziej pocieszającego dla człowieka, który musi stawać raz po raz nad trumną czy mogiłami swoich bliskich?
Czy może być coś bardziej pocieszającego dla człowieka chorego, tego, którego ziemska pielgrzymka dobiega kresu?
Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, jak trudno jest przyjąć to wszystko z wiarą wielką i jak wiele jest rozpaczy i braku wiary na niejednym pogrzebie. A przecież Kościół w jednej z pieśni na ostatnie pożegnanie wkłada w usta zmarłego słowa: I chociaż teraz śmierć mnie pokonała, On moje ciało z prochu ziemi wskrzesi.
Pobrzmiewa tu Hiob, ale jeszcze bardziej to, co rzekł był anioł do niewiast: Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj, zmartwychwstał.
Na cmentarzach obserwujemy w tych dniach morze światła, ale czy w duszach odwiedzających również tak jasno? Czy płonie w nich światło Bożego życia, by móc wesprzeć tych, co sami sobie już pomóc nie mogą?
Na grobach i grobowcach mnóstwo kwiatów, które mają być wyrazem pamięci, ale chyba znacznie mniej prawdziwej modlitwy.
Gdzieś nam, ludziom XXI wieku, umyka mimo wszystko ta prawda o Bożej sprawiedliwości, o konieczności oczyszczania się. W konsekwencji zanika również świadomość łączności Kościoła pielgrzymującego z tym cierpiącym.
Wielu chodząc po cmentarzach bardziej szuka umarłych niż żywych. Tymczasem powinniśmy, chodząc po cmentarzach, myśleć o sobie i naszym kiedyś stanięciu przed Bogiem. Czeka nas bowiem ostateczna odpowiedzialność nie tylko przed Bogiem, ale i za Boga. Czeka nas odpowiedzialność za Boga w nas. Będziemy sądzeni za to, czy pozwoliliśmy Chrystusowi, aby mieszkał w naszych sercach codziennie przez miłość.
Odpowiemy również za Boga w drugich, za to czyśmy Chrystusa wprowadzali do serc naszych braci i sióstr w wierze.
Redemptorysta Prowincji Warszawskiej, duszpasterz w Parafii pw. św. Józefa i Sanktuarium
Matki Bożej Nieustającej Pomocy Toruń – (Toruń – Bielany)
o. Marian Krakowski CSsR