Niedziela, 25 stycznia 2015 roku, III tydzień zwykły, Rok B, I
Słowo Boże skierowane do nas dzisiaj zachęca nas jednoznacznie do dokonania radykalnego zwrotu w naszym życiu, czyli do nawrócenia od zła, grzechu lub bylejakości do Boga, aby dla Niego i przez Niego czynić dobro, mówić prawdę i być sprawiedliwym dla każdego spotkanego człowieka, który dla nas chrześcijan jest zawsze naszym bratem lub siostrą. Nawrócenie jest jednak trudnym, żmudnym i nieraz bardzo długim procesem. Wszystko zależy od fundamentalnego faktu, czy człowiek szuka prawdy i czy jest otwarty na działanie Boga. Ponadto, proces nawrócenia jako radykalnej i całkowitej zmiany dotychczasowego kierunku i stylu życia musi objąć wszystkie wymiary mojego bycia i działania jako człowieka. Dzisiejsze pierwsze czytanie, zaczerpnięte z Księgi Proroka Jonasza, pragnie nam „pokazać” w sposób bardzo konkretny i obrazowy nawrócenie człowieka wybranego przez Boga, który nie od razu stał się prorokiem czy świętym. Jako refleksję na dzisiejszą niedzielę proponuję bliższe przyjrzenie się całemu procesowi nawrócenia się proroka Jonasza (Jon 1-4) z wyszczególnieniem jego podstawowych etapów, w celu dokonania świadomej i owocnej autorefleksji.
1. Pierwsze powołanie Jonasza: ucieczka i powrót do Boga. Jonasz („Gołąb”), syn Amittaja, żyjący w czasach króla izraelskiego Jeroboama II (782-753 przed Chr.), nie należał do ludzi pokornych, „ułożonych” i posłusznych. I może dlatego jest nam bliższy i sympatyczniejszy, a przynajmniej ciekawszy pod względem biograficznym i medialnym. Już sam początek jego powołania do odpowiedzialnej misji prorockiej potwierdza powyższe słowa: „Pan skierował do Jonasza te słowa: «Wstań, idź do Niniwy»... A Jonasz wstał, aby uciec do Tarszisz przed Panem” (Jon 1, 1-3). Jonasz, przestraszony lub przekorny, przez swoją zamierzoną i dobrze zaplanowaną ucieczkę na przeciwległy kraniec świata (Tarszisz – miasto położone w południowej Hiszpanii, było dla ówczesnych ludzi najbardziej wysuniętym na zachód punktem świata), stara się uwolnić od powierzonej mu przez Pana misji w asyryjskiej stolicy Niniwie.
Czy jednak można uciec od Boga? Wiemy, jak kończy się ucieczka proroka od Boga. Zostaje on wrzucony do morza, potem połknięty przez wielką rybę – „którą zesłał mu Pan” – i w jej wnętrznościach będzie przebywać „trzy dni i trzy noce”. Do tego zdarzenia nawiąże oczywiście Jezus, mówiąc o swojej śmierci i zmartwychwstaniu. „Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia” (Mt 11, 30). Te trzy dni i noce Jonasza w otchłani morza i Szeolu (kraina wszystkich zmarłych) były prawdziwym czasem nawrócenia i powrotu do innego życia. Ucieczka przed Bogiem prowadzi zatem Jonasza w miejsce (Szeol), o którym – jak wierzyli Izraelici – Bóg nie pamięta. Bóg jednak nie zapomniał o Jonaszu.
W życiu człowieka ucieczka od Boga stanowi prawie zawsze jedynie dłuższą drogę do Boga. Prędzej czy później droga ucieczki od Boga – motywowana prawdziwą lub fałszywą pokorą, strachem lub małodusznością, przekorą lub słabością – zostaje zwykle rozpoznana i uznana za krętą i dłuższą, lecz powrotną drogę do Boga. Doświadczenie dłuższej, krętej i wyboistej drogi powrotnej do Boga nie jest jednak nigdy czasem straconym. Szukanie Boga „gdzie indziej” i na innych niż dotychczas szlakach staje się błogosławionym czasem refleksji nad sensem swego dotychczasowego życia i powołania. Kto był choć raz naprawdę głodny, doceni smak kromki chleba. Kto żył w ciemnościach, zatęskni za promykiem słońca. Kto doświadczył w sobie samym śmierci i piekła, zatęskni za powtórnym narodzeniem, przyrzekając sobie, że w nowym darowanym życiu już nigdy nie popełni dawnych błędów oraz, że obierze życie zgodne z zasadami prawdy, dobra i miłości. Modlitwa „z głębokości Szeolu” i uroczysta przysięga Jonasza zostały wysłuchane przez Boga, ponieważ „zbawieniem jest Pan” (Jon 2, 11). Nowo narodzony, a raczej zmartwychwstały Jonasz, staje w tym samym, co poprzednio miejscu – w punkcie wyjścia. „Pan nakazał rybie i wyrzuciła Jonasza na ląd” (Jon 2, 11). Od tego momentu biografia Jonasza będzie pisana na nowej i czystej karcie.
2. Drugie powołanie Jonasza: rekolekcje wielkopostne w Niniwie. Skoro „Pan przemówił do Jonasza po raz drugi”, jak przed chwilą słyszeliśmy, „Jonasz wstał i poszedł do Niniwy, jak Pan powiedział”. Trzy „stracone dni” w misji prorockiej Jonasz musiał teraz „odrobić” w Niniwie, „mieście bardzo rozległym – na trzy dni drogi”. Z jego wielkopostnych trzydniowych rekolekcji znamy tylko jedno zdanie: „Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona”. Z tekstu biblijnego jasno wynika, że Jonasz nie tylko nie był wielkim retorem i erudytą czy zbyt wylewnym misjonarzem-rekolekcjonistą, ale przede wszystkim nie wierzył, że jego słowa – wygłaszane w stolicy okupanta jego umiłowanego narodu – powinny coś zmienić, a tym bardziej uratować znienawidzonego wroga od zesłania przez sprawiedliwego i wszystko wiedzącego Boga zasłużonej, nieuniknionej i ciężkiej kary (zburzenie miasta i zabicie wszystkich mieszkańców). Jakie było jego zdziwienie, kiedy siedząc na wzgórzu – dzisiaj zwanym od jego imienia Nebi Yunus („prorok Jonasz” w Ninawa w Iraku) – i oczekując na „ogień trawiący z Nieba”, zobaczył, że Bóg ulitował się nad ich niedolą i nie zesłał na ich miasto zniszczenia. Dlaczego? Bo „mieszkańcy Niniwy uwierzyli Bogu”, a nie jemu, potem „ogłosili post i oblekli się w wory pokutne od największego do najmniejszego”. Należy podziwiać tych ludzi, którzy potrafili przejść na wyższy i właściwy poziom odbioru słów proroka i nie zatrzymali się na mizerności jego kazania, co w konsekwencji oznaczałoby fiasko jego misji, lecz odczytali słowa Jonasza jako „Słowa Boga”. Prorok zapomniał, że głoszenie Słowa Bożego jest wyraźnym i widomym znakiem obecności Boga. Niniwici nie potrzebowali szczególnych dowodów, znaków czy cudów. Od słuchania przeszli od razu do czynu. „Niech każdy odwróci się od swojego złego postępowania i od nieprawości, którą popełnia swoimi rękami” (Jon 3, 8). Mieszkańcy Niniwy wraz z ich pokornym królem, który wstał z tronu, zdjął swój królewski, okazały płaszcz, oblókł się w pokutny wór i siadł na popiele (Jon 3, 6), wykorzystali daną im ostatnią szansę na przeżycie. I „zobaczył Bóg ich czyny, że odwrócili się od swojego złego postępowania... i ulitował się nad ich niedolą” (Jon 3, 10).
3. Jonasz oburzony miłosierdziem i wspaniałomyślnością Boga. Prorok, tak jak chrześcijanin, kapłan czy misjonarz, musi być posłuszny Słowu, które głosi, ponieważ tylko Ono czyni z niego człowieka wierzącego i wiarygodnego w swym przepowiadaniu. Aby się tak stało, Słowo musi być wpierw usłyszane, przyjęte i zasymilowane przez samego głosiciela: pierwszego słuchacza Słowa Bożego. Innymi słowy, Słowo Boże musi dotknąć i radykalnie przemienić proroka jako przyszłego apostoła i misjonarza tegoż Słowa. Paradoksalnie, Słowo głoszone przez Jonasza nie odniosło żadnego widomego znaku jego przemiany tak duchowej, jak i mentalnej czy egzystencjalnej. Na podkreślenie zasługuje bardzo ciekawy fakt teologiczno-pedagogiczny, że w opowieści o zbuntowanym i upartym proroku wszyscy uczestnicy tego dramatu okazali swoje posłuszeństwo względem Boga (żywioły morskie, żeglarze, mieszkańcy Niniwy, król, nawet robaczek i krzew) oprócz Jonasza.
Co więcej, miłosierdzie i wspaniałomyślność Boga względem nawróconych Niniwitów nie spodobały się Jonaszowi i był oburzony na Boga (Jon 4, 1). Podobnie zareagowal ewangeliczny starszy brat na miłosierny gest swojego ojca względem jego marnotrawnego młodszego brata. Faryzeusze i uczeni w Piśmie wielokrotnie mają za złe Chrystusowi, że brata się i jada z grzesznikami i celnikami. Oni, podobnie jak Jonasz, nie zgadzają się ze sposobem, w jaki Jezus obchodzi się z grzesznymi poganami.
Oburzony i pragnący umrzeć Jonasz wyjawia nam w końcu, dlaczego uciekał od Boga: „wiem, żeś Ty jest Bóg łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą” (Jon 4, 2). Prorok uciekał zatem nie dlatego, że był nieposłuszny, małoduszny czy przestraszony, ale wiedział, że w jego małym i niezaradnym słowie, podobnym do łupiny pustego orzecha, na rozkaz samego Boga, zamieszka życiodajne i wszystko mogące ziarno Słowa Bożego. Ono nie tylko stworzyło wszystko, co istnieje, ale również to samo Słowo może wszystko i wszystkich przemienić. Jonasz, jako wierny syn Narodu Wybranego, nie chciał dobra dla innych, obcych ludzi, postrzeganych zawsze jako poganie i niewierni. Ponadto, musimy sobie uświadomić jeszce inny fakt, że dla Hebrajczyka mieszkańcy Niniwy byli kimś więcej niż tylko poganami. Izrael doświadczał przemocy ze strony wielu narodów, lecz okrucieństwo Asyryjczyków przewyższało w najwyższym stopniu zbrodnie innych krajów starożytnego Bliskiego Wschodu. Niniwa, tak jak Babilonia, symbolizowała wszystko to, co było najbardziej nieprawe i okrutne. Trudno się zatem dziwić, że Jonasz był zdecydowanie przeciwny jakimkolwiek gestom życzliwości wobec Niniwitów. Zamiast ofiarować im drogę ku życiu poprzez wezwanie ich do nawrócenia, należałoby raczej zniszczyć ich tak, jak stało się to z Sodomą i Gomorą, innym starożytnym symbolem niegodziwości. Sprawiedliwość domaga się kary, a nie przebaczenia i miłosierdzia. Wygląda na to, że Jonasz chciał zawłaszczyć miłosierdzie Boga tylko dla siebie i dla swojego narodu.
Skoro Bóg jest „łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą”, nie może przejść obojętnie również wobec „niedoli swojego proroka”. Bóg z nas nigdy nie rezygnuje. Bóg zawsze wierzy w człowieka, choć nie każdy człowiek wierzy w Niego. Bóg zawsze kocha człowieka, ale równocześnie próbuje zachwiać tym, przy czym uparcie obstajemy, tak jak to było w przypadku Jonasza. I tu rozpoczyna się wspaniały wykład czy po prostu indywidualna nauka rekolekcyjna Boga, wygłoszona i zrelacjonowana nam przez samego Jonasza.
4. Jak krzew i robaczek nauczali Jonasza teologii. Na początku Bóg zadał Jonaszowi podstawowe pytanie: „Czy uważasz, że słusznie jesteś oburzony?”. Jonasz nic nie odpowiadając Bogu, odszedł od Niego i od miasta. Jakże ta scena przypomina nam Adama po grzechu nieposłuszeństwa. Oburzony i zniechęcony prorok czekał na „deszcz ognia i siarki” na znienawidzone miasto wroga i okupanta. Minęło czterdzieści dni i nic się złego nie wydarzyło! Dobry i miłosierny Bóg nie opuszcza jednak zbuntowanego Jonasza, tak jak nie opuścił Adama i Ewy. Aby „ująć goryczy” zniechęconemu i wciąż oburzonemu prorokowi, „Bóg sprawił, że krzew rycynusowy wyrósł nad Jonaszem... Jonasz bardzo się ucieszył tym krzewem” (Jon 4, 6). „Ale z nastaniem brzasku dnia następnego Bóg zesłał robaczka, aby uszkodził krzew, tak że usechł” (Jon 4, 7). Bardzo ciekawe wyjaśnienie znajdujemy w Biblii Tysiąclecia odnośnie tego krzewu, zwanego przez Egipcjan „kiki”. Wspomniana roślina rycynusowa, wysoka na kilka metrów, ma szerokie liście, ale zraniona, szybko więdnie i usycha. Wygląda na to, że Bóg chciał coś ważnego powiedzieć Jonaszowi na temat jego niestałego charakteru. Zbytnie myślenie i zajmowanie się tylko sobą i własną wygodą sprawia, że każde, nawet najmniejsze doświadczenie straty tego, co się uprzednio otrzymało w sposób niezasłużony, wywołuje nieproporcjonalne reakcje. Wcześniej Jonasz był oburzony na Boga, że nie ukarał mieszkańców Niniwy. Niespodziewany zwrot wydarzeń z krzewewm i robaczkiem pogłębił gorycz i rozpacz już „śmiertelnie rozgniewanego” proroka. Nieproporcjonalność reakcji Jonasza zostanie wskazana przez samego Boga. Zobacz, „tobie żal tylko tego krzewu, którego nie uprawiałeś i nie wyhodowałeś”, który żył tylko przez jedną noc. Wpadasz w gniew i rozpacz z powodu utraty tak małej i prostej formy życia, a „czyż Ja – chciałoby się dodać: Pan i Ojciec wszelkiego stworzenia i wszystkich ludzi – nie powinienem mieć litości nad Niniwą, gdzie znajduje się więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, a nadto mnóstwo zwierząt” (Jon 4, 10-11). Zapewne ktoś od razu może skonstatować, że Bóg był i jest pierwszym i największym ekologiem. Z pewnością tak, ponieważ Boża ekonomia zbawienia obejmuje swoją miłością wszystkie stworzenia. Bóg nie zapomina o nikim i o niczym. Nawet ten pustynny krzew i robaczek odegrali swoją rolę w procesie teologicznego dokształcania Jonasza i ocalenia Niniwy.
Były to ostatnie słowa Boga do Jonasza. Nie znamy odpowiedzi Jonasza, ani nie wiemy, jakie były jego dalsze losy. Myślę, że Słowa Prawdy zamknęły usta proroka, lecz otworzyły mu głowę i serce. W końcu Jonasz musiał zrozumieć, że on ocalał, aby ocaleli inni – sto dwadzieścia tysięcy Niniwitów. Jeszcze inna myśl. Skoro Słowo Boga zostało skierowane dzisiaj do nas, to myślę, że każdy z nas musi sam odpowiedzieć – wcześniej lub później – na to Boże pytanie: „Tobie żal tylko «czegoś», a czyż Ja – mówi Pan – nie powinienem mieć litości nad «nim», nad «nią», nad «nimi» lub nad «tym narodem»”. Nie możemy zatem nigdy zapomnieć, że przez nasze codzienne wybory wciąż dopisujemy ciąg dalszy do Księgi Proroka Jonasza. Stąd moją codzienną modlitwą powinny być słowa z dzisiejszego psalmu: „Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami” (Ps 25, 4).
(Zainteresowanych powołaniem, misją i charyzmatem proroków odsyłam do moich opracowań:
„Ludzie Słowa” i „Ludzie Ducha”, Homo Dei, Kraków 2006).
Profesor nadzwyczajny Istituto Superiore di Teologia Morale (antropologia filozoficzna
– specjalność bioetyka), Accademia Alfonsiana – Rzym
o. Edmund Kowalski CSsR