„Bierzcie to jest Ciało moje” – tak usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, tak słyszymy podczas każdej Mszy Świętej. Wystarczy wyciągnąć rękę, otworzyć usta, brać i jeść. Bóg jest bardzo hojny, daje samego siebie, daje wszystko… Można w tej chwili zadać pytanie: A ty ile dajesz? Ile ja daję z siebie? Czy jestem zdolny dawać wszystko? Można byłoby uderzyć się w pierś i powiedzieć „nie”, może się zawstydzić swoim egoizmem i tylko tym, że biorę zamiast dawać. Tylko, czy zmieniłoby to cokolwiek? Bo wychodząc z kościoła, wracamy w życie, do naszych obowiązków, pracy, rodziny. Wracamy na ten utarty szlak naszego życia, trosk, radości. W tym momencie jednak warto się zapytać siebie: Dlaczego biorę i jem Jego Ciało? Dlaczego przyjmuję to Jego „wszystko”? Co to zmienia w moim życiu? Na to pytanie każdy z nas powinien znaleźć odpowiedź w swoim sercu.
Warto jednak wspomnieć, że Jezus, dając wszystko, nie chodził utartymi szlakami. On łamał schematy. Wychodził na manowce, aby szukać tych, którzy odrzuceni, poranieni, chorzy szukali nadziei. Dawał im nadzieję, a potem pozostawił Siebie w Eucharystii. My często chodzimy utartymi szlakami. Unikamy tych, którzy się wykoleili, gorszymy się grzesznikami, bo nie żyją sakramentami, bo odrzucają Boga.
Niedawno brałem udział w ewangelizacji ulicznej. Wraz z innymi ewangelizującymi podchodziliśmy do ludzi, mówiąc im o miłości Boga, głosząc kerygmat, zachęcając, by przyjęli Chrystusa jako swego Pana i Zbawiciela. Różne były reakcje. Pamiętam dziewczynę, która była przygnębiona, bo spotkało ją coś przykrego, nie miała komu o tym powiedzieć, więc podzieliła się tym z nami. Pamiętam chłopaka, który na słowa „chcemy Ci coś powiedzieć” odparł z ironią i irytacją: ”Tak, że Bóg mnie kocha!” Nic nie można było mu powiedzieć, ale pomodliliśmy się za niego, kiedy odszedł. Zrozumiałem wtedy, że jako ksiądz żyję bardzo bezpiecznie. Mam wokół siebie praktykujących katolików, uformowanych chrześcijan i dotarło do mnie także, że boję się wyjść do tych, którzy są na manowcach. Tak, chodzę utartymi szlakami!
Dzisiaj też Pan Jezus pójdzie utartym szlakiem procesji, być może takiej, jak co roku. Będzie Mu towarzyszyło bicie dzwonów, będą przed Nim sypane kwiatki, wielu ludzi będzie śpiewało eucharystyczne pieśni. Jak najbardziej się Mu to należy, trzeba Mu oddać cześć i chwałę. Trzeba w Najświętszym Sakramencie zaprosić Go na ulice naszych parafii. Jednak ważne jest to, że kiedy przyjmujemy Go w Eucharystii, jemy jego Ciało, to po to, aby On w nas i przez nas dotarł tam, gdzie nawet trudno pomyśleć, że mógłby się pojawić. Pośród tych opuszczonych, samotnych, chorych na ciele i na duszy, którą może zżera grzech. On daje nam siłę, dodaje odwagi, byśmy mogli dawać Go innym, mówić o Nim. Daje siłę do tego, żeby opuścić bezpieczne szlaki naszego życia i pójść na te manowce, tam gdzie inni, nawet nie wiedząc, czekają na Jego miłość.
„Bierzcie i jedzcie to jest Ciało moje”. Dlaczego mamy brać i jeść? Nie tylko dlatego, żeby samym się nasycić, lecz po to, aby inni mogli także przez nas przyjść do Niego i sami brać i jeść Tego, który daje wszystko!
Duszpasterz Akademicki „D.A. Redemptor” w Parafii Najświętszej Maryi Panny Matki Pocieszenia – Wrocław
o. Mariusz Simonicz CSsR