Sobota, 15 sierpnia 2015 roku, XIX tydzień zwykły, Rok B, I
Rzymski poeta Owidiusz pisze o królu Pigmalionie, który kazał sobie sporządzić posąg idealnej kobiety, ponieważ żadna żyjąca kobieta nie spełniała jego wymagań. I zakochał się w tym posągu, zaś Afrodyta, bogini miłości, z litości do niego ożywiła ten posąg.
No cóż, pragnienie uformowania sobie swojego partnera czy partnerki na jakiś własny, idealny obraz wydaje się odwiecznym ludzkim marzeniem...
Dziś to pragnienie rozszerzamy na samych siebie: mianowicie próbujemy modelować swoje własne ciało według swych idealnych wyobrażeń. I można tu dość dużo zdziałać odpowiednim treningiem fizycznym, sposobem odżywiania się czy zażywaniem sztucznych środków w rodzaju anabolików lub hormonów, wizytami w solarium czy kosmetyką z operacjami kosmetycznymi włącznie. Do tego dochodzi sztuka ubierania się, tatuaż, piercing czy inne sposoby ozdabiania ciała, które Stwórca najwidoczniej przeoczył. Nasze własne ciało stało się dla nas przedmiotem kształtowania tak jak kamień dla tego rzeźbiarza, który wyrzeźbił idealną kobietę dla Pigmaliona. I przedmiotem uwielbienia tak jak ta kobieta dla Pigmaliona...
Nie każde wprawdzie ciało da się dowolnie ukształtować i nie zawsze to kształtowanie jest korzystne dla zdrowia nawet fizycznego, a tym bardziej duchowego, ale o tym już nie mówi się chętnie. Odpowiedzialni lekarze ostrzegają, najczęściej daremnie, nieodpowiedzialni zbijają na tych ludzkich marzeniach majątek.
Ludzkie ciało stało się przedmiotem kultu. Z jednej strony świadczy to o tym, że ceni się je wysoko, ale z drugiej w jakimś stopniu się je poniża, usiłując je nagiąć siłą do swoich wyobrażeń, czyli po prostu manipulując nim. Czyli nie ma ono wartości samo w sobie, lecz tylko w jakiejś określonej postaci – dziś w takiej, jutro, gdy moda się zmieni, może w całkiem innej.
Kościół katolicki święci dzisiaj uroczystość Wniebowzięcia Maryi. Istniejąca już w I wieku chrześcijaństwa tradycja mówi, że Maryja została wzięta do nieba z duszą i ciałem. W Kościele wschodnim to święto jest obchodzone od Soboru Efeskiego w roku 431, w Kościele zachodnim od VII wieku. Papież Pius XII podniósł przekonanie o wniebowzięciu Maryi do rangi dogmatu. Wyraził go następująco:
Ogłaszamy, wyjaśniamy i określamy jako dogmat przez Boga objawiony, że Niepokalana Bogarodzica zawsze Dziewica Maryja po zakończeniu biegu ziemskiego życia została z ciałem i duszą wzięta do niebieskiej chwały.
To zdanie to ostateczne zakończenie trwających przez stulecia dyskusji na temat wartości ludzkiego ciała. Bo zawsze występowały w chrześcijańskiej tradycji – ale i niemal wszędzie poza nią, co trzeba koniecznie podkreślić – tendencje do traktowania ciała jako zwykłej siedziby ducha, co oznacza jego (ciała) instrumentalizację i pośrednio lekceważenie. Nazywano je więzieniem duszy i porównywano do jucznego zwierzęcia niosącego duszę na swym grzbiecie. Dla niektórych teologów przykra była myśl o tym, że Syn Boży był poddany procesom cielesnym jak każdy zwyczajny człowiek. I w swoich teoriach starali się ten przykry fakt omijać szerokim łukiem.
Stosunek do ciała to zawsze trudny temat zarówno w chrześcijaństwie, jak i poza nim, czego dowodzi nasz dzisiejszy kult ciała, o czym była mowa powyżej. Każda epoka od nowa stawia sobie pytanie, jak teoretycznie pogodzić i praktycznie przeżywać jednocześnie wysokie cenienie tego, co duchowe, i tego, co cielesne, jak te dwa wymiary człowieczeństwa ze sobą pojednać, tak by się wzajemnie wspierały, a nie szkodziły sobie.
Według mnie święto wzięcia Maryi do nieba z duszą i ciałem to wielkie wezwanie do krytycznego przemyślenia sobie naszego podejścia do ciała – przemyślenia, które może być owocne nie tylko dla katolików. Bowiem zarówno współczesne wybryki kultu ciała, jak i lękliwe podejście do ciała i seksualności, które cechowało myśl chrześcijańską przez stulecia, nie oddają sprawiedliwości wysokiej wartości ludzkiego ciała w tym rozumieniu, jak ją formułuje przytoczony dogmat z konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus, ale zresztą też i inne dogmaty maryjne począwszy od dogmatu o Maryi jako Bogarodzicy, sformułowanego na Soborze Efeskim. Natomiast w religijności ludowej możemy znaleźć wiele faktów, które wskazują na głębokie rozumienie tego trudnego i drażliwego tematu – rozumienie może tylko instynktowne, co jednak nie zmniejsza jego wartości. Pobożność maryjna chrześcijańskiego ludu nie jest tu czynnikiem przypadkowym, ubocznym – nie, to właśnie Maryja uczy nas, jak widzieć i przeżywać w twórczy sposób naszą cielesność.
W niektórych rejonach krajów niemieckojęzycznych w pobożności ludowej przyjęło się nazywanie święta Wniebowzięcia Maryi „wielkim dniem kobiet”. To pokazuje, że dowartościowanie ciała nie jest możliwe bez dowartościowania kobiety – tej, która wydaje na świat ludzkie ciało i później troszczy się o zaspokajanie jego potrzeb, zarazem kształtując ducha dziecka. Gdzie indziej (między innymi u nas) jest zwyczaj błogosławienia ziół i kwiatów; jest to pokłon przed tym wszystkim, co matka ziemia daje nam dla zdrowia ciała, a pośrednio dla pomyślności ducha. Zaś w krajach śródziemnomorskich dni w okolicach 15 sierpnia są wielkim świętem radości życia i odpoczynku – zarówno cielesnego, jak i duchowego. Dziś może świadomość tego już zanika, ale w chrześcijańskiej tradycji przeżywano te dni (choćby tylko instynktownie) jako dziękczynienie Stwórcy, którzy w darze życia związał ze sobą tak wspaniale ciało i duszę.
Jeśli udaje nam się przeżyć godność naszego ciała i jego jedność z duszą, to nie sądźmy, że to tylko szczęśliwy, lecz przemijający przypadek – nie, to odzwierciedlenie tego, co Pan Bóg zamierzył, stwarzając człowieka. I tego, o czym mówi tak mocno święto Wniebowzięcia Maryi.
Pracownik redakcji kwartalnika „Homo Dei” i wydawnictwa Homo Dei – Kraków
o. Janusz Serafin CSsR