Dzisiejsza liturgia słowa prowadzi nas ku kontemplacji sceny uzdrowienia człowieka głuchego, który poza tym, mówił z trudnościami (Mk 7, 32). Kontekst, w którym rozgrywa się scena dzisiejszej Ewangelii, to: Tyr, Sydon, Dekapolis, czyli terytorium pogańskie.
Dla Hebrajczyków poganie byli ludźmi nieczystymi, oddzielonymi od historii zbawienia, ponieważ nie znali prawdziwego Boga, nie wypełniali przykazań, adorowali bożków i uważani byli za ludzi pełnych wad, błędów i przesądów.
W tym fragmencie Ewangelii widzimy Jezusa, który uzdrawia jednego z nich, a cała scena kończy się uwielbieniem Boga przez tłum słowami proroka Izajasza odnoszącymi się do czasów mesjańskich (pierwsze czytanie): Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy jak jeleń wyskoczy i język niemych wesoło krzyknie... Tłum podziwia Jezusa, ponieważ uczynił te rzeczy i wypełnił proroctwa.
Należy pamiętać, że Jezus przychodzi uleczyć nas ze wszystkich naszych dolegliwości.
Nie ma gorszego niewidomego... niż ten, który nie chce widzieć Boga.
Nie ma gorszego głuchego... niż ten, który nie chce słuchać słowa Bożego.
Nie ma gorszego niemowy... niż ten, który nie chce dać odpowiedzi Bogu, który pyta o nasze życie, który nas wzywa i nas oczekuje.
To jest bez wątpienia najgorszy sposób bycia ślepym, głuchym i niemym. I Jezus, Bóg Zbawca, przychodzi leczyć w sposób definitywny te dolegliwości duchowe.
Generalnie, Jezus realizuje swoje cuda poprzez swoje wszechmocne słowo: Chcę, bądź oczyszczony. I natychmiast został oczyszczony z trądu (Mt 8, 3). Natomiast w opisanym dzisiaj cudzie zauważamy wiele gestów: Jezus wkłada palce do uszu, dotyka śliną języka, wzdycha, wypowiada słowa w swoim języku.
Co to wszystko oznacza?
Ojcowie Kościoła podkreślają w tym czynie uczestnictwo natury ludzkiej Jezusa Chrystusa, jej pośrednictwo, które realizuje się w dwóch kierunkach. Z jednej strony „uniżenie” i bliskość Słowa Wcielonego z człowiekiem (dotyk Jego palców, Jego głębokie spojrzenie, Jego ciepły i miły głos), z drugiej zaś strony, próba obudzenia w człowieku zaufania, wiary i nawrócenia serca.
Bóg, aby nas odkupić i zbawić, nie daje wskazówek z Nieba, tylko do nas przychodzi, wchodząc w naszą historię, przyjmując naszą śmiertelną naturę ze wszystkim (z wyjątkiem grzechu, z powodu którego właśnie przychodzi, aby nas uleczyć). Jezus nie odczuwał do nas wstrętu, tylko stał się jednym z nas, aby nas zbawić.
W efekcie, uleczenia chorych, które czyni Jezus, oznaczają o wiele więcej aniżeli tylko ulgę w bólu czy przywrócenie zdrowia. Są skierowane do tych, których On kocha, aby spowodować wyzbycie się ślepoty, głuchoty czy paraliżu, które osaczają ducha. I w ostateczności, aby człowiek wszedł w prawdziwą komunię wiary i miłości. Jednocześnie widzimy, że ci, którzy otrzymali Boski dar, przepełnieni łaską dobroci, pragną by wszyscy poznali miłosierdzie Boga i dlatego stają się jego nieposkromionymi apostołami i świadkami (Mk 7, 36). Świadczą o dobroci Boga, doświadczają głęboko w swoim jestestwie Jego miłosierdzia i napełniają się głęboką i szczerą wdzięcznością.
Zapytajmy się dzisiaj samych siebie o to, jacy jesteśmy przed Bogiem?
Dlaczego kiedy On do nas mówi..., wielokrotnie pozostajemy głusi na jego głos...
Kiedy On oczekuje naszej odpowiedzi..., pozostajemy niemi...
A kiedy On ukazuje nam swoją Miłość..., zachowujemy się jak niewidomi.
Jezus chce wejść w relację z nami. I dlatego dotyka nas przez swe sakramenty: obmywa nas w wodach chrzcielnych, oczyszcza nas przez słowo przebaczenia w sakramencie pojednania, karmi nas swoim Ciałem i swoją Krwią. W taki sposób nas zbawia, ożywia, tak odtwarza, odnawia w nas obraz i podobieństwo Boga, które my niszczymy przez nasze grzechy i przekształca nas w świątynię swojej chwały.
Ewangelia dzisiejsza powinna prowokować nas do myślenia o tym, co wydarzyło się podczas naszego chrztu, kiedy w rycie liturgicznym zwanym dokładnie Effata, kapłan, dotykając uszu i ust, zaprosił nas do słuchania słowa i wyznawania wiary...
Maryja mówi niewiele w Ewangelii, a kiedy to czyni, czyni, aby uwielbiać Boga, czego wyrazem jest hymn Magnificat.
Jest to dobry przykład, który nas pobudza, abyśmy nie stawali się niemi w godzinie, w której należy uwielbiać... i abyśmy pamiętali, że drugą twarzą uwielbienia jest radość. Amen.
Wychowawca i wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Redemptorystów w Tuchowie
o. Adam Kośla CSsR