Słowo Redemptor

Sobota trzeciego tygodnia Wielkiego Postu

 

 

 

Sobota, 05 marca 2016 roku, III tydzień Wielkiego Postu, Rok C, II

 

 

 

 

 

Dzisiejsze słowo Boże w swych radykalnych antytezach pragnie nam przypomnieć najważniejsze prawdy i postawy względem Boga i drugiego człowieka: miłość czy krwawa ofiara, poznanie Boga czy całopalenia, zadufany i zadowolony z siebie faryzeusz czy pokorny i skruszony celnik.

 

 

„Chodźcie, powróćmy do Pana! Dołóżmy starań, aby poznać Pana!”. Jakże ta wspaniała zachęta ze strony proroka Ozeasza („Oszua” – „Jahwe jest zbawieniem”; VIII w. przed n. Chr.) wpisuje się doskonale w nasze wielkopostne zamyślenia i przygotowanie do radosnego świętowania zwycięstwa Jezusa Chrystusa nad złem, grzechem i śmiercią. Po grzechu naszych prarodziców historia ludzkości stanowi smutny i tragiczny w skutkach podręcznik indywidualnego i wspólnotowego odchodzenia od Boga. Również Naród Wybrany uczestniczy w tym odstępstwie. Bóg w swoim przebogatym miłosierdziu nie opuszcza jednak swojego umiłowanego ludu, lecz w twardych słowach dopomina się tego, co Jemu i Jego ludowi należy się: „Dlatego ciosałem ich przez proroków, słowami ust mych zabijałem, a Prawo moje zabłysło jak światło”. Co oznaczają te tajemnicze słowa? Bóg przez słowa i czyny swoich wybranych – proroków pragnie, aby Jego Odwieczna Wola Zbawienia zawarta w Jego Prawie (zwłaszcza w Dekalogu), gwarantującym wiarę, wierność i życie narodu oraz każdego człowieka wierzącego, była realizowana na zasadzie miłości, sprawiedliwości i wzajemnego poszanowania siebie tak, jak w miłującym się małżeństwie (o czym mówi Księga Ozeasza). Prawo Boże jest zatem światłem dla Narodu Wybranego (oblubienica) i dla każdego, który zawierzył i zaufał jak dziecko Bogu, ukochanemu Ojcu, pełnemu miłosierdzia. Niestety niewierność, niesprawiedliwość i chęć nieuczciwego bogacenia się kosztem ubogich i bezbronnych sprawiają, że lud, jak i poszczególni ludzie odchodzą, od Boga, traktując Go przedmiotowo i czysto rytualnie jako „piękną tradycję”, „historyczny rytuał” lub „konieczne spoiwo” w strukturze polityczno-społecznej. Jeśli ktoś z takim nastawieniem przychodzi do świątyni, aby zadośćuczynić jedynie tradycji, składając przepisane rytualne ofiary lub płacąc nakazane dziesięciny, to jego serce jest już daleko od Boga, jego modlitwa nie dociera do Pana Niebios, a w końcu uzna – o czym wspomina Ozeasz – że Pan odszedł i nie ma Go już tutaj. Co należy uczynić? Powrócić do Pana, a wtedy i Pan do nas na pewno wróci. Powrócić, znaczy „poznać” i „miłować”, bo Bóg i prorok wciąż nam przypominają o tym, co najważniejsze w naszym życiu wiarą:

„Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń”.

 

„Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść”. Wydaje się, że Pan Jezus powiedział tę wymowną w treści i postawie przypowieść o faryzeuszu i celniku również do nas, którzy teraz stoimy przed Jego ołtarzem słowa i chleba. Dlaczego ten „dobry” i „pobożny” faryzeusz, który zachowuje posty i składa dziesięciny nie został przez Boga usprawiedliwiony, czyli nie uzyskał przebaczenia i jego modlitwa nie została wysłuchana? Przypomnijmy, że w czasach Jezusa faryzeusze (grecka nazwa pharisaios, od hebrajskiego peruszim, znaczy tyle, co odróżniający się, odosobniony), dzięki swojej narodowo-konserwatywnej orientacji polityczno-religijnej uznawani byli w Izraelu za prawowiernych, przestrzegających literę Prawa, tzn. skrupulatnego wykonywania przepisów rytualnych w celu osiągnięcia rytualnej czystości. Tym samym wyraźnie odcinali się od tych wszystkich, których uznawali za nieczystych. „Modlitwa faryzeusza”, przytoczona przez Pana Jezusa w przypowieści o faryzeuszu i celniku, w pełni oddaje ich mentalność. Ale Jezus idzie jeszcze dalej i głębiej w charakterystyce tej mentalności, z której rodzi się niewłaściwa, błędna i zafałszowana postawa, tak względem Boga, jak i względem drugiego człowieka. Po pierwsze, Jezus nie uogólnia, nie chcąc nikogo skrzywdzić, a tym bardziej poniżyć, ponieważ „powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili”. Jezus zatem mówi tylko do tych, którzy uważają się lub co więcej są przekonani, że są sprawiedliwi, tzn. doskonali, perfekcyjni w tym, co czynią i mówią, dlatego konsekwentnie, w butnej postawie stojącej, wyrażającej równość z Tym, do Którego zwracają swoją „modlitwę”, przypominając jedynie o swoim idealnym i nienagannym postępowaniu, oczywiście jedynie na płaszczyźnie rytualno-wizualnej. Widzisz, Panie, jestem prawie jak Ty. Zostań sobie w niebie, a mi na ziemi wystarczy tylko Prawo i rytuał, aby czuć się dobrze, być doskonałym i usprawiedliwionym w nieczynieniu nic więcej, co przepisał mi Mojżesz i czego uczą nas „uczeni w Prawie”.

 

Niestety, po drugie, z tej butnej i wprost bezczelnej postawy względem Pana Zastępów, wypływa, a raczej konsekwentnie wynika, pogarda do innych: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie”. Inni to tylko „zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik”. A jak zachowuje się i modli ten pogardzany i odrzucony przez faryzeusza celnik? Stoi daleko od ołtarza, ze spuszczoną głową, bije się w piersi i wciąż powtarza tylko jedno zdanie: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”. Skulony w kącie świątyni celnik nie przeocza i nie przemilcza swych zapewne wielu grzechów. Być może łatwiej przychodzi mu ujrzeć i uznać swoje grzechy, gdyż są publiczne (stąd zastępcza nazwa publikanin), ewidentne i wytykane palcami przez innych (publiczny grzesznik, celnik-grzesznik). Jednak przed Bogiem celnik nie wdaje się w porównywanie siebie z innymi ludźmi, nawet z tym aktualnie obecnym, stojącym przed nim. Nie słychać, by osądzał innych i wskazywał na nich palcem. Uwagę Boga kieruje zdecydowanie ku sobie, jedynemu autorowi swojej grzeszności. Nie próbuje nawet jakoś usprawiedliwiać swoich grzechów i zachowań. Z pokorą wyznaje swoją grzeszność, zawodność swego serca-sumienia i czeka – jak marnotrawny syn – na odpowiedź ze strony Boga, swojego Ojca.

 

 

Znamy już odpowiedź ze strony Boga, naszego Ojca, przekazaną nam przez swojego umiłowanego Syna Jezusa Chrystusa: „Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten”. Jaka nauka dla nas, uczniów Jezusa z XXI wieku? Myślę, że Jezus chce nas dzisiaj zachęcić do uważnego wglądu w siebie (rachunek sumienia) i do refleksji nad tym, jaka postawa dominuje w moim sposobie myślenia i wartościowania. Czy myślę i postępuję bardziej jak zadufany i zadowolony z siebie faryzeusz, pogardzający innymi ludźmi? Czy raczej jak pokorny i skruszony celnik, świadomy własnej grzeszności i nieosądzający innych? Moja postawa względem Boga i drugiego człowieka będzie zatem, zależała od tego, jaka mentalność i jakie postępowanie będą dominowały w moim życiu. „Mój faryzeusz”, wmawiając mi, że jestem bezgrzeszny i już usprawiedliwiony, odgradza mnie od Boga. „Mój celnik” natomiast otwiera mnie na Jego zbawcze działanie: przebaczenie i miłosierdzie. „Mój faryzeusz”, wmawiając mi, że jestem doskonały, wabi mnie albo gorzkim smakiem górowania nad innymi, albo co gorsze pogardy dla tych, którzy nie są jak ja. „Mój celnik” jest mi bliższy, bo mówi prawdę o mnie i o moich braciach i siostrach – „innych ludziach”, podobnych do mnie i przede wszystkim równych mi co do godności. Takiego warto przygarnąć i zaprzyjaźnić się z nim, bo on potrzebuje, tak jak ja, tylko „trochę więcej czasu”, pomocnej dłoni, a przede wszystkim bezmiaru przebaczenia i miłosierdzia ze strony Boga. Wydaje się, że takich ludzi lubi również Pan Bóg.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Profesor nadzwyczajny Istituto Superiore di Teologia Morale (antropologia filozoficzna
– specjalność bioetyka
), Accademia Alfonsiana – Rzym

o. Edmund Kowalski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy