Czwartek, 01 grudnia 2016 roku, I tydzień Adwentu, Rok A, I
Słowo Boże skierowane do nas dzisiaj pragnie nam wskazać podstawowe kryterium bycia człowiekiem roztropnym lub nierozsądnym oraz wejścia w rzeczywistość królestwa niebieskiego: „Kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie”.
On poniżył przebywających na szczytach, upokorzył miasto niedostępne. Mieszkańcy Jerozolimy słusznie chlubili się swoim pięknym, potężnym i warownym miastem. Ponadto byli przekonani, że grube mury, obronne przedmurze i wspaniałe baszty wystarczą do skutecznej obrony przed jakimkolwiek wrogiem zewnętrznym. Zapomnieli jednak, że największym wrogiem miasta są jego mieszkańcy, którzy grzesząc pychą i niewiernością, odeszli od Pana, swojego największego i najwierniejszego Obrońcy, a tym samym narazili siebie i swoje miasto na zniszczenie. Odrzucili również Boga jako „wiekuistą Skałę”, czyli jedyny i prawdziwy fundament swojej tożsamości, a zaufali tymczasowym i kruchym murom, dziełom swoich rąk, oraz niestałym przymierzom z pogańskimi narodami.
Bóg zatem poniżył zuchwałych i pysznych mieszkańców, „przebywających na szczytach”, i „upokorzył miasto niedostępne, upokorzył je aż do ziemi, sprawił, że w proch runęło”. Teraz przez otwarte bramy „wejdzie naród sprawiedliwy, dochowujący wierności”. Nowy lud żyjący w pokoju – „w pokoju, bo zaufał Panu” – stanowią ludzie pokorni, ubodzy i biedni: uprzywilejowani przez Boga („anawim”), a upokarzani i odrzuceni przez pysznych i zuchwałych władców narodu i miasta.
„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie”. Biblijne pojęciem „anawim” – „ubogich Boga Jahwe” – wskazuje na pokorę, świadomość własnych ograniczeń i ubóstwo egzystencjalne ludzi prawdziwie wolnych w relacji do posiadania czegokolwiek. „Anawim”, bogaci Bogiem, całkowicie ufają tylko Panu Bogu, wiedząc, że są od Niego całkowicie zależni oraz w oparciu tylko o Boga – Skałę budują swoje ubogie, lecz błogosławione i szczęśliwe życie. To nie „coś”, ale „Ktoś” stanowi sens i cel ich błogosławionego życia już tu na ziemi.
Kto tych słów moich słucha. Myślę, że każdy z nas, stojąc teraz przed amboną, nie ma większych problemów ze słuchaniem słowa Bożego. Znamy większość pięknych Jezusowych przypowieści, co więcej, często cytujemy znane fragmenty Ewangelii. Najtrudniej przychodzi nam wprowadzanie Ewangelii w prozę naszego życia małżeńskiego, rodzinnego, zawodowego czy społeczno-politycznego. Dlaczego? Bo już na tym pierwszym etapie może pojawić się nasza (moja) selektywna cenzura Bożego słowa, a zwłaszcza Bożych przykazań. No tak, Jezus „to powiedział”, ale... życie jest bardziej skomplikowane. „Nie kradnij”, ale... wszyscy kradną, zwłaszcza ci „u góry”. Dlaczego ja mam przebaczyć, skoro ona mnie pierwsza obraziła... I tak dalej... i tak dalej...
Jednoznaczne i radykalne słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii nie pozostawiają żadnych złudzeń. Kto słucha Boga i wypełnia Jego wolę, „dom swój zbudował na skale”. Niestraszne mu wtedy różne zawieruchy, przeciwności czy manipulacje. Taki człowiek nie tylko ostanie się, bo wie Komu zawdzięcza swoją niezwykłą stałość i męstwo, ale przede wszystkim będzie nazwany dobrym mężem i ojcem, wspaniałą żoną i matką, niezłomnym bohaterem narodowym, mężem stanu lub świętym.
Selektywność w przyjmowaniu i wcielaniu Bożego słowa oraz Bożych przykazań wpływa bezpośrednio na jakość fundamentu i materiału „mojego domu”, czyli mojego życia. Jeżeli już na początku „budowy mojego domu” pojawiły się poważne braki w położeniu fundamentu, który nie posiadał stałej i bezpiecznej struktury, to nie mogę przede wszystkim lub wyłącznie winić padającego deszczu, wezbranego potoku czy wiejącego wichru, że działając według swojej natury przy okazji zrujnowały mój karciany lub tekturowy domek, zbudowany na miałkim piasku mojej ideologii, polityki czy subiektywnych przekonań.
Każdy zrujnowany dom można odbudować lub po prostu można zbudować nowy, trwalszy i piękniejszy. Podobnie jest z naszym ludzkim życiem. W świetle Bożego miłosierdzia nie istnieje życie całkowicie zrujnowane, nieudane lub pozbawione jakiegokolwiek sensu i celu. Trzeba jednak, jak marnotrawny syn, zastanowić się nad dotychczasowym stylem życia, powstać z upadku czy nałogu, przyjść do czekającego na nas zawsze miłosiernego Ojca, wyznać swoje winy i grzechy, a na pewno otrzymamy szansę na nowe życie, bo przecież jestem nadal Jego dzieckiem.
Profesor nadzwyczajny Istituto Superiore di Teologia Morale (antropologia filozoficzna
– specjalność bioetyka), Accademia Alfonsiana – Rzym
o. Edmund Kowalski CSsR