Słowo Redemptor

Narodzenie Pańskie – uroczystość – Msza w dzień

 

 

 

Niedziela, 25 grudnia 2016 roku, Uroczystość Narodzenia Pańskiego, Rok A, I

 

 

 

 

Zwiastuję wam radość wielką […], dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan.

Przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli!

 

Bracia i Siostry w Chrystusie Panu, uczestnicy tej Tajemnicy!

 

Święta Bożego Narodzenia przeżywamy kolejny raz w życiu. Niby wiemy, co było, co jest i co będzie. Była wigilia, była pasterka, są choinki i jest szopka. Będzie sporo radosnych spotkań, będzie dużo dobrego jadła tudzież napojów, czasem mocno osłabiających człowieka.

 

Może jest trochę rozczulania się nad biedą Maryi i Dziecięcia, jakaś nieokreślona tęsknota do przeżyć sprzed lat, kiedy to ponoć wszystko było inaczej i lepiej. Tu rodzi mi się wątpliwość, albo lepiej – ciśnie się pytanie, może nieco prowokujące: Czy nam trochę nie wstyd za Boże Narodzenie? Za takie Boże Narodzenie i za takie święta!

 

Spróbujmy pokusić się dziś o nieco inne spojrzenie na rzeczywistość Wcielenia i świętowania. Swoiste porównanie.

 

1. Gdy Syn Boży miał stać się człowiekiem…

 

– Ochotnym sercem przyjęła Go pod swoje serce Dzieweczka z Nazaretu. Wszedł w ludzką naturę, w początek istnienia bez kłopotów, że tak się wyrażę. Nie był dla Maryi „problemem” do rozwiązania, jak to się dziś zdarza. Był oczekiwany z radością, jako Ktoś przez Boga dany na zbawienie świata.

 

– Syn Boży stał się człowiekiem… By jednak pojawić się na tym świecie, musiał przejść przez stajnię, bo człowiek, do którego i dla którego przychodził, nie znalazł dla Niego miejsca w domu. Trudno nam sobie wyobrazić upokorzenie i wstyd, jakie przeżyli Maryja z Józefem. Szopa bydłu przyzwoita nie kryła przed okiem ciekawskich, zero intymności, brak poczucia bezpieczeństwa – oto jakie było wejście Syna Bożego, który przychodził do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli.

 

– Gdy Syn Boży stał się człowiekiem…, niewielu Go witało! Owszem, zjawili się pasterze, prości ludzie ze snu wyrwani przez anielskie śpiewy. Nie narzekali, że im spać nie dają te anielskie pienia, jak dziś narzeka wielu na kościelne dzwony. Dla przykładu w Toruniu w jednej parafii ksiądz proboszcz dostał polecenie wyciszenia dzwonów, bo jakiemuś niedowiarkowi (albo nadwrażliwcom) przeszkadza ich hałas. Widocznie coś tam w sumieniu nie tak i ten głos dzwonów niepokoi. Pasterze chcieli zobaczyć, chcieli sprawdzić, o czym im ci niebiańscy posłańcy mówili. Poszli jak stali, byle jak odziani, ale z wiarą w prawdziwość orędzia z nieba. To orędzie głosiło, że Słowo stało się Ciałem, a oni mogą je oglądać na własne oczy. Tradycja nasza każe tym pasterzom składać dary, bo nie wypada w takie odwiedziny iść z pustymi rękami.

 

– Gdy Syn Boży stał się człowiekiem…, aniołowie zwiastujący to wielkie wydarzenie zadziwili się zapewne wielkością uniżenia Boga. Ten, co stworzył świat wspaniały, dziś jest bezbronny jako Dziecię, bo chce z niewoli grzechu wyrwać ludzkie plemię. A tylko tą drogą mógł dotrzeć do zatwardziałych ludzkich serc. Wiedział Bóg, że na widok dziecka miękną nawet najtwardsi, najmniej czuli. Stał się więc dzieckiem, by wszystkich do nieba wprowadzić, by wszystkim dać szansę na niekończące się szczęście.

 

– Gdy Syn Boży stał się człowiekiem… Musimy wspomnieć jeszcze Heroda, tego na zawsze kojarzonego ze zbrodnią. On tak naprawdę uznał, że ten Nowonarodzony to jest Ktoś! Co prawda szpetnie pomylił się, gdy posądził, że Jezus zagrozi jego – herodowemu – panowaniu. Przecież królestwo Jezusa nie jest z tego świata. Zostaje jednak Herod tym, który w lęku wielkim uwierzył w moc przychodzącego z wysoka. Ten lęk popchnął go do zbrodni, która staje się wstydem na pokolenia.

 

2. Tośmy sobie poopowiadali rzeczy znane, trochę językiem Biblii, trochę kolędowej poetyki. Czas na spojrzenie na siebie, na wspomniane porównanie.

 

– Jezus przez stajnię wchodził w świat. On tę stajnię czy grotę rozjaśnił swoim blaskiem, bo jest Światłością świata.

 

A my dziś uzyskanie blasku powierzyliśmy technice. Wystarczy spojrzeć na witryny sklepowe, na inne miejsca jak najmniej godne symboli religijnych, na telewizję. Wszędzie tam pełno świątecznych gadżetów, ale nie ma miejsca dla Jezusa. My tu także w rozświetlonym kościele, przy jarzących się choinkach, przy muzyce i śpiewie kolęd.

 

Czy jednak istotnie to sam Pan rozjaśnia nasze wnętrza? A przecież powiedział nam, byśmy byli światłem świata. Winniśmy błyszczeć, jaśnieć! A tymczasem bywa, że dla kogoś przyjście tu w te święta jest swoistym gadżetem, bo została tradycja, i trochę – aż strach  powiedzieć – wstyd, bo ciemność wciąż w sercu.

 

– Pasterze byli byle jak odziani na tej pierwszej audiencji, ale przyszli z wiarą. My dziś pięknie wystrojeni, panie z podkreślającym urodę makijażem, panowie odświętni, dzieci jak aniołki. I tak przez cały dzień począwszy od pasterki!

 

I znowu jawi się wątpliwość, czy stoimy tu z podobną jak pasterze wiarą w prawdziwość orędzia z nieba? Słowo stało się Ciałem tam w Betlejem. Tu chleb i wino staną się Ciałem i Krwią – bo ołtarz to miejsce nieustannego przychodzenia Boga do człowieka. I znowu rodzi się pytanie, czy zachowujemy tę tradycję, by nie przychodzić w odwiedziny, albo lepiej – na spotkanie bez daru. Można się lękać, że to zewnętrzne piękno nie przekłada się na piękno wewnętrzne, że czasem brak tego daru, o który najbardziej Jezusowi chodzi. Bo brak serca czystego nie tylko od święta, wiary nie od pasterki do rezurekcji – ale takiej na co dzień, głębokiej.

 

Można się lękać, że brak nam miłości, która nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, nie szuka swego, gniewem się nie unosi.

 

Patrząc na Ojczyznę, na miasto, wspólnoty i rodziny, mam wrażenie, że została tradycja… Trochę wstyd.

 

– Aniołowie zadziwili się wielkością uniżenia się Boga, a my dziś tak często nie jesteśmy w stanie uniżyć się przed wielkością, przed majestatem Boga. Człowiek czuje się panem świata, sięga okiem teleskopów i sond w dalekie rejony kosmosu. Wydaje mu się, że jest również uprawniony do nieograniczonego ingerowania w mikrokosmos, jakim jest człowiek. Ponieważ czuje się panem świata, wydaje mu się, że może zawładnąć i dziełem stwórczym, że to on będzie stwarzał człowieka! Tak to niestety człowiek próbuje być Bogiem. A przecież dziś świętujemy to, że BÓG STAŁ SIĘ CZŁOWIEKIEM. Zauważmy dobrze, jakież to odwrócenie porządku!

 

Aniołowie śpiewali Bogu: Chwała na wysokościach, a ludziom pokój na ziemi. Jednak człowiek wciąż wznieca wojny i na nic zdają się apele o pokój. Ten światowy, ale może bardziej jeszcze o ten pokój w rodzinach we wspólnotach, tak zwyczajnie między ludźmi. Niewiele tu zmienia Boże Narodzenie. Może tylko na chwilę przycichły waśnie i spory. Jedno jest pewne – wielkiej części chrześcijańskiego świata została tradycja Bożego Narodzenia i… wstyd, że nic z tego nie wynika.

 

– Herod widział zagrożenie w tym Nowonarodzonym. A wielu ludzi początku XXI wieku to Dziecię ani parzy, ani ziębi. Boże Narodzenie?

 

Znowu trzeba iść do kościoła – rzeknie niejeden młodzian. Znów mnie będą zmuszać do spowiedzi – zawtóruje dziewczę. Jakże często niestety nie widzimy większego sensu w tych obrzędach.

 

Jakże często nie dostrzegamy głębi tego święta, nie dostrzegamy albo nie wierzymy, że dla tego momentu, dla Wcielenia zaistniał świat.

 

Nie dostrzegamy albo nie wierzymy, że dzięki człowieczeństwu Jezusa mogło dokonać się odkupienie świata.

 

Nie dostrzegamy albo nie wierzymy, że dopełnieniem Betlejem jest Kalwaria, gdzie było podobne niezrozumienie i opuszczenie.

 

Bywa, że również w ten świąteczny czas, mimo atmosfery pewnej (czasem niestety powierzchownej tylko) serdeczności, przyjaźni i sympatii, serca nasze bywają zimne jak lód.

 

I kto wie, czy nie ma w nas pokusy, by się tego Chrystusa tak po cichu pozbyć, jak to sobie uplanował Herod.

 

Może i nam się czasem wydawać, że Jezus zagraża naszej wolności, naszej kulturze, naszej cywilizacji. Chcemy tworzyć ją bez Niego. Została jednak dawna tradycja i całkiem nowy wstyd.

 

Proszę wybaczyć, jeśli zbyt gorzko jak na taki dzień. Ufam jednak, że bywalcy kościoła przełkną to bez problemów, bo dostrzegą z radością, że to ich w niewielkim stopniu dotyczy, gdyż żyją na co dzień tą tajemnicą Odkupienia.

 

Jednak ci, którzy próbują tak tradycyjnie i tylko od czasu do czasu, niech poczują się wezwani do przemiany. By przypadkiem nie pozostał wieczny wstyd na twarzach i hańba, bo zbuntowali się przeciwko Panu, jak mówi prorok Pański.

 

Jednak wszystkich nas dzisiejsza uroczystość wzywa do tego, byśmy przynajmniej w jakimś stopniu odczuli w sobie:

– szczęście Matki, nawet bezdomnej i biednej, ale wypełniającej Boży plan względem Niej i świata;

– radość Aniołów, którzy wiedzą, że to uniżenie Boga ma prowadzić do wywyższenia człowieka;

– zdziwienie pasterzy, tych ze skromnym darem, ale otwartym sercem i umysłem przyjmujących niebios Dar.

 

Zwiastuję wam radość wielką […], dziś narodził się nam Zbawiciel, którym jest Jezus Chrystus.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Duszpasterz w Parafii Św. Józefa i Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy
w Toruniu (Toruń – Bielany)

o. Marian Krakowski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy