Słowo Redemptor

Objawienie Pańskie – uroczystość

 

 

 

Piątek, 06 stycznia 2017 roku, II tydzień po Narodzeniu Pańskim, Rok A, I

 

 

 

CZYTANIA

 

 

 

 

Nieraz słyszeliśmy historie biblijnych postaci, które na wezwanie Boże pozostawiły swoje dotychczasowe życie i wyruszyły do miejsc – często nieprzyjaznych – by poznać i doświadczyć Boga. Abraham, który wyruszył ze swojej ziemi rodzinnej, usłyszawszy Boży nakaz, stał się ojcem narodów w nagrodę za swoje posłuszeństwo i całkowite zaufanie Bogu. Mojżesz, który działając również na polecenie Boga, wyprowadził Izraelitów z Egiptu – co przecież nie było zadaniem łatwym – dostąpił łaski rozmawiania z Bogiem tak, jak się rozmawia z przyjacielem (por. Wj 33, 11).

 

Liturgia słowa dzisiejszej uroczystości ukazuje nam kolejnych bohaterów, którzy pod natchnieniem Boga wyruszyli ze swoich rodzinnych miejscowości i udali się w daleką podróż, by spotkać Króla i oddać Mu pokłon. Mieli jednak świadomość, że Nowonarodzony jest kimś więcej, niż tylko królem. W przeciwieństwie do Heroda zdawali się to rozumieć. Jeżeli nie przed przybyciem do Betlejem, to na pewno odchodząc od stajenki, wiedzieli, że Jezus nie jest jedynie królem, ale jest Mesjaszem Izraela, Synem Bożym i Zbawicielem Świata (por. KKK, 528). Oddawszy pokłon Nowonarodzonemu – jak pisał św. Augustyn – jako pierwsi z pogan poznali Chrystusa Pana.

 

Co nam mówią ci trzej (jak podaje Tradycja) „magowie”, „królowie” czy też „mędrcy”? Czego możemy się od nich nauczyć?

 

Jeżeli uważnie słuchaliśmy słów kolekty, mogliśmy usłyszeć takie oto sformułowanie:

Boże, Ty w dniu dzisiejszym za przewodem gwiazdy objawiłeś Jednorodzonego Syna swojego poganom, spraw łaskawie, abyśmy poznawszy Cię już przez wiarę, zostali doprowadzeni do oglądania twarzą w twarz blasku Twojego majestatu.

 

Poznanie Boga przez wiarę jest więc warunkiem tego, byśmy mogli oglądać Go twarzą w twarz. „Mędrcy ze Wschodu” uwierzyli znakom na niebie (gwiazda) i, zostawiwszy swoje posiadłości, udali się w daleką podróż, by zobaczyć Boga twarzą w twarz. Pokazuje nam to więc, że trzeba podjąć pewien trud i wyruszyć w drogę, która jest wymagająca. Trzeba zostawić pewną wygodę życia bez zasad i przyjąć na siebie Boże zasady życia. Celem naszej drogi jest zbawienie, określane czasem poetycko jako „oglądanie Boga twarzą w twarz”, zaś drogą jest wiara, która bez uczynków jest martwa (por. Jk, 2, 14-26).

 

Tak jak „Mędrcy ze Wschodu” podążali wspólnie, będąc z pewnością dla siebie wzajemnie oparciem w trudnej drodze do Betlejem, tak i my podążamy razem – we wspólnocie Kościoła. Kościół to nie instytucje i hierarchia, ale to my wszyscy – lud zmierzający do Boga (por. Evangelii gaudium, 111).

Nikt nie zbawia się sam, to znaczy ani jako pojedyncza osoba, ani o własnych siłach (Evangelii gaudium, 113).

 

Wspólnota będąca oparciem jest warunkiem koniecznym, bo przecież droga wiary nie jest drogą łatwą. To droga naznaczona ludzkimi upadkami i niepowodzeniami, to droga naznaczona cierpieniem i zmaganiem. Jednakże cel, jaki stoi u końca tej drogi, przewyższa wszystko. A Bóg, który jest dawcą zbawienia, pozostaje cierpliwy i – w przeciwieństwie do nas – nie zniechęca się naszymi grzechami i naszym narzekaniem. Bóg pragnie obdarzyć każdego z nas swoim zbawieniem i jest w tym bardzo konsekwentny, mimo naszych niewierności. Jak pisał papież Franciszek, Bóg jest cierpliwy wobec naszych ludzkich oczu, które muszą przyzwyczaić się do Jego blasku (por. Lumen fidei, 35). A to wymaga czasu i wysiłku. Gwiazda, która prowadziła „Mędrców ze Wschodu”, od czasu do czasu ukrywała się na chwilę przed ich oczyma właśnie po to – jak pisał św. Efrem – aby nie udali się oni do Betlejem drogą jasną i prostą, ale by droga, którą mieli przemierzyć, kosztowała ich trochę wysiłku.

 

Tak jak Abraham czy Mojżesz, tak i „Mędrcy ze Wschodu” stanowią dla nas, chrześcijan, pewnego rodzaju zachętę, by wyjść odważnie na spotkanie z objawiającym się nam nieustannie Bogiem; z Bogiem, który pragnie obdarzać nas swoją miłością i swoim zbawieniem; z Bogiem, który przychodzi do nas w drugim człowieku. Co oznacza owo „wyjście” dziś, w Roku św. Brata Alberta? To nic innego jak codzienny trud, cicha ofiara ze swojego czasu, swoich sił, swojego zdrowia, to umniejszanie siebie w służbie bliźnim („List pasterski Episkopatu Polski na Rok św. Brata Alberta”).

 

Niech jasny blask gwiazdy, która wskazała mędrcom drogę do Chrystusa, umacnia naszą wiarę, wiedzie nas do poznania Prawdy, doświadczenia żywego i prawdziwego Boga, a w końcu do oglądania Go twarzą w twarz. Amen.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Duszpasterz w Parafii Świętego Klemensa Hofbauera – Warszawa

o. Arkadiusz Buszka CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy