Słowo Redemptor

Wtorek trzeciego tygodnia Wielkiego Postu

 

 

 

Wtorek, 21 marca 2017 roku, III tydzień Wielkiego Postu, Rok A, I

 

 

 

 

 

 

CZYTANIA

 

 

 

Zdarza mi się czasem słyszeć wypowiadane z autentycznym bólem stwierdzenie:

„Ojcze, ja nie potrafię przebaczyć...”.

Pytam wtedy:

„Nie potrafisz przebaczyć czy zapomnieć?”.

I tu często okazuje się, że w osobie tej przebaczenie już dawno się dokonało, a jedynie dręczą ją wspomnienia doznanej krzywdy i właśnie niemożność pozbycia się tych wspomnień bierze za brak przebaczenia.

 

 

Przebaczenie nie utożsamia się z zapomnieniem, choć czasem używamy starego polskiego zwrotu „puścić coś w niepamięć”. Przebaczenie musi zależeć od naszej woli, bo jak Bóg mógłby stawiać jako warunek udzielenia swojego przebaczenia coś, co od nas nie do końca zależy? A, jak usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, przebaczenie bratu jest absolutnym, nienegocjowalnym warunkiem uzyskania Bożego przebaczenia. Gdy się modlimy, mówimy „jako i my przebaczamy naszym winowajcom”, czyli niejako zgadzamy się, by nasze prośby zostały wysłuchane na tyle, na ile w nas przebaczenia.

 

Przebaczenie to rezygnacja z zemsty, darowanie – nawet jeśli nie wyklucza to szukania sprawiedliwości, gdy to konieczne, ale nie na własną rękę, na własnych warunkach, gotowość nawet do okazania dobra temu, kto nas skrzywdził. Niepowracanie do nieustannego wypominania drugiej osobie: „A ty uczyniłeś mi to, zraniłeś mnie, skrzywdziłeś”.

 

Z zapomnieniem jest inaczej. Nasza pamięć nie do końca zależy od nas. Czasem nie pamiętamy tego, co chcielibyśmy lub nawet powinniśmy zapamiętać, a z drugiej strony wspomnienia podsuwają nam bez końca sytuacje, które dawno już chcielibyśmy wyrzucić z naszej pamięci. Owszem, można spróbować odsuwać te wspomnienia, nie drążyć ich, ale gdy się nie uda... Czy Bóg sprawiedliwy może sądzić nas za coś, co nie do końca jest w naszej mocy?

 

 

Co więc robić w takiej sytuacji, gdy chcemy zachować się tak, jak tego oczekuje od nas Chrystus, a wspomnienia krzywdy nie dają nam spokoju?

 

Jednym ze sposobów, znanym od wieków, jest modlitwa błogosławieństwa. Gdy wraca wspomnienie osoby, która wyrządziła ci krzywdę, uraziła cię, dotknęła – powiedz w swym sercu, myśląc o niej, ale zwracając się do Boga: „Boże, pobłogosław mu”. Pobłogosław tej osobie.

 

Taka prosta, krótka modlitwa jest przede wszystkim znakiem dla Boga i dla ciebie samego, że jest w tobie wola przebaczenia. Bo, jak powiedział Jezus, nie będzie zaraz złorzeczył, kto błogosławi. Życzysz tej osobie największego z dóbr, Bożego błogosławieństwa, bo to ono przecież jest podstawą wszystkich innych darów. Życzysz jej więc dobrze. A to jest pewny znak woli przebaczenia, a nawet już gest przebaczenia. Jest to zwłaszcza ważne wtedy, gdy nie możemy bezpośrednio wyrazić naszego przebaczenia jakiejś osobie, bo nie mamy już z nią kontaktu lub gdy ona już nie żyje – bo bywa i tak, że ktoś zachowuje w sobie żal do kogoś, kto przeszedł już do wieczności.

 

Ale też jest coś takiego w tej prostej modlitwie, że tworzy ona w nas samych, w naszych sercach, przestrzeń dobra, która powoli zaczyna otaczać tę osobę, uzdrawia nasze własne wnętrze, wspomnienia, sposób, w jaki myślimy o tym, kto wyrządził nam krzywdę. Powoli buduje most nad przepaścią żalu. A to przecież przechowywany w sercu żal jest tym, co najbardziej nas rani, niszczy wewnętrznie.

 

Oczywiście, nie jest to magiczne zaklęcie. Czasem potrwa to nieco dłużej. Ale jeśli pozostaniesz wierny tej prostej praktyce, to najpierw ty sam odkryjesz w sobie spokój, z jakim zaczynasz myśleć o tej osobie. Ból wspomnień przestanie cię ranić. Sumienie przestanie wyrzucać ci brak przebaczenia. A pewnego dnia... spotkacie się, być może w całkiem zaskakujący sposób, na moście stworzonym przez Boże błogosławieństwo.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  Drukuj...

Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Tuchów

o. Jacek Dembek CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy