Sobota, 01 kwietnia 2017 roku, IV tydzień Wielkiego Postu, Rok A, I
Występować jako prorok, jako rzecznik Pana Boga mówić współziomkom to, czego nie chcą słuchać – nigdy nie było rzeczą łatwą, a na pewno zawsze było ryzykownym przedsięwzięciem. Prorok Jeremiasz doświadczył w swoim życiu wielu niebezpiecznych i gorzkich chwil z tego powodu. Kapłani i prorocy z Jerozolimy prześladowali go, krewni próbowali się go pozbyć. Pan Bóg jednak go ostrzegł. Nie na darmo przecież powiedział do niego w momencie powołania:
Nie lękaj się ich, gdyż Ja jestem z tobą, aby cię ochraniać (Jr 1, 8).
Wiele z tego, co wycierpiał Jeremiasz, było jakby preludium do męki Jezusa.
Takiego „preludium” doświadczył Jezus osobiście w sporach z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami. Jego słowa zaiste robiły wrażenie:
Nigdy jeszcze nikt tak nie przemawiał jak ten człowiek (J 7, 46).
Jeszcze bardziej jednak budziły sprzeciw i wrogość:
Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty (J 7, 47-49).
Stąd tak skrupulatne próby dowodzenia, że Jezus nie może być oczekiwanym Mesjaszem:
Zbadaj i zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei (J 7, 52).
Ale ani nauka, a jeszcze mniej powszechne mniemanie, wiedzą i mogą nam powiedzieć, kim On naprawdę jest. Istnieje natomiast jeden podstawowy, najpewniejszy „wskaźnik” – nakaz miłowania nieprzyjaciół.
Uszy nasze, od zawsze pojone nakazem miłości nieprzyjaciół, może ranić wezwanie Jeremiasza do pomsty na wrogach. Prośba ta pokazuje jak odległą była jeszcze wtedy – siedem wieków przed Chrystusem – droga do przykazania miłości nieprzyjaciół.
Jednakże jedynie wtedy, gdy jesteśmy zdolni do miłości nieprzyjaciół i modlitwy za nich, możemy powiedzieć, że znamy Jezusa. Ale czy czasem nie dzielą nas od tego jeszcze wieki?
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów posługujący jako Kustosz Sanktuarium Matki Bożej
Wspomożycielki w Neumarkt – Niemcy
o. Witold Szamburski CSsR