Słowo Redemptor

XIII niedziela zwykła

 

 

 

Niedziela, 02 lipca 2017 roku, XIII tydzień zwykły, Rok A, I

 

 

 

 

 

 

 

CZYTANIA

 

 

 

 

Niejednokrotnie jako ludzie wierzący i kochający Boga zanosimy do Boga przeróżne prośby. Bóg wysłuchuje ich, a my jesteśmy Mu za otrzymane łaski niezmiernie wdzięczni. Rodzą się nam pomysły, jak by się Bogu odwdzięczyć za otrzymane dary. Dlatego przynosimy wota do sanktuariów albo budujemy jakąś kapliczkę w dowód wdzięczności Bogu. Jest to wszystko bardzo dobre i godne pochwały. Bo taka jest nasza ludzka natura, że chcemy być wdzięczni Bogu za dobro od Niego otrzymane.

 

Jest jednak coś, co posiadamy na własność i nikt nam tego odebrać nie może; coś, co tylko do nas należy i czego nikt nam zabrać nie może, ani ukraść, ani my przekazać nikomu nie możemy; coś, czym tylko my dysponujemy i nikt inny; coś, czego z zazdrością strzeżemy i nawet Bogu nie chcemy tego oddać. Myślę w tym miejscu o czasie. Czas bowiem należy tylko do nas.

 

 

Dlaczego tak ważne jest, aby potrafić Bogu w ramach chociażby wdzięczności poświęcić czas? Bo z pewnością nigdy nie jest on tracony bezowocnie. Jest zawsze inwestycją w swój własny rozwój i tak naprawdę to my, konkretnie ja, potrzebuję oddać Bogu czas, aby przemienić swoje życie, aby stało się ono życiem człowieka w pełni realizującego swoje człowieczeństwo, tak jak Bóg je uczynił w swoim zamyśle względem każdego z nas.

 

Aby się to stało, potrzebne jest moje osobiste nawrócenie. Czyli mówiąc językiem biblijnym, chodzi o zmianę swojego sposobu myślenia, a przez to odrzucenie – jak dobrze wiemy – wszelkiego zła w życiu. Nawrócenie nie jest więc łatwą sprawą w życiu człowieka. Bo nie jest łatwo przyznać się przed samym sobą do swojego grzechu. Wystarczy sobie przypomnieć, jak ja osobiście czynię rachunek sumienia, i zadać sobie pytanie, czy wielokrotnie nie jest tak, że usprawiedliwiam się przed samym sobą ze zła, jakie uczyniłem, twierdząc, że przecież to nic takiego, że swojej żonie czy mężowi powiedziałem przykre słowa. W sumie należało mu się czy jej się należało. A to, że ukradłem z zakładu pracy papier do drukarki, to tylko taka rekompensata za wykorzystywanie mnie i niską płacę. I tak można w nieskończoność wymieniać. A przecież w nawróceniu chodzi o to, bym – pomimo swoich oporów, lęku, wstydu – potrafił stanąć przed sobą i przed Bogiem, i powiedzieć, że taki jestem, nie inny. Wiąże się to oczywiście z bólem serca, ponieważ trzeba zrezygnować w takich momentach z własnego wyobrażenia o sobie. A my lubimy mieć dobre zdanie o sobie, pielęgnować wyobrażenie o sobie samych, a odpychamy, a wręcz odrzucamy od siebie urealnienie owego obrazu. Takiej naszej postawie nie należy się dziwić, jest naturalna i myślę, że każdy z nas to przeżywa. I tylko zapraszając do swojego życia Chrystusa, otwierając Mu drzwi i wpuszczając w ciemne zakamarki swojego serca, jesteśmy w stanie przemienić swoje życie i uporać się ze złem, bólem, poczuciem krzywdy, zranieniami, które niejednokrotnie tak wpływają na nasze myślenie, że prowadzą nas do grzechu, który zaczyna nam się wydawać jedynym dobrym rozwiązaniem. I zaczynamy brnąć w zło, które powoli, acz systematycznie trawi nas od środka, a nam coraz trudniej oderwać się od niego, bo pielęgnuje ów grzech swoją dobrą relację z naszym ja, schlebia mu i łechcze nasz egoizm, skupienie się na sobie i swoich trudnościach, doświadczeniach, przeżyciach. W konsekwencji grzech zamyka nas na budowanie więzi z Bogiem i czynienie dobra, a kieruje w stronę układania sobie życia zgodnie z własną wolą.

 

A dzisiejsza Ewangelia zachęca nas przecież do zupełnie innej postawy, do postawy bycia godnymi Chrystusa. Co przez to mamy rozumieć? Mianowicie to, iż mamy wydać owoce nawrócenia, jak czytamy we wcześniejszym fragmencie Mateuszowej wersji Ewangelii. Dlatego tak bardzo ważne jest w naszym życiu nawrócenie. Dopóki człowiek nie przyjmie postawy nieustannie nawracającego się w swoim życiu, dotąd nie będzie potrafił otworzyć się na głęboką relację z Jezusem. Ciągle będzie błądził, próbując ułożyć sobie życie po swojemu, co w konsekwencji doprowadzi go do wielu rozczarowań, a nawet frustracji. Nawrócenie wiąże się również z zaakceptowaniem siebie w konkretnej sytuacji, nieukrywaniem przed sobą – ani tym bardziej przed Bogiem – swojej kondycji duchowej. Owszem rodzi to opór w człowieku – jak bowiem mam się przyznać do tego, że tak naprawdę jestem może nawet w bardzo opłakanej kondycji duchowej. Niemniej jednak staranie się o to, by stanąć w prawdzie o sobie samym sprawia, że człowiek powoli otwiera się na relację z Bogiem i zaczyna realnie nieść krzyż swojego życia na wzór Jezusa. Owocem osobistego nawrócenia jest także umiejętność autentycznego słuchania głosu Boga i układania zgodnie z tym głosem swojego życia. Takiego człowieka cechuje prawdziwa pokora i zrozumienie, że prawdziwej chwały godny jest tylko Bóg, a On sam staje się godnym Boga właśnie poprzez swoje nawrócenie. Uznając bowiem swoje grzechy i pragnienie odbycia za nie pokuty, staje się współpracownikiem Jezusa w zbawianiu świata. Zaczyna więc realizować to, do czego zachęca nas również dzisiejsza Ewangelii, aby pomimo trudności, niezgody oraz odrzucenia ze strony bliskich z powodu wierności Ewangelii, wytrwać w swojej postawie do końca. Bez silnej więzi z Jezusem będzie trudno sprostać wymaganiu tej Ewangelii. Dlatego bądźmy ludźmi nawrócenia i wiernego naśladowania Jezusa przez branie na swoje barki tak jak On ciężaru krzyża swojego życia. Amen.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Drukuj...

Redemptorysta Prowincji Warszawskiej, duszpasterz oraz katecheta w Parafii Matki Bożej Królowej Polski
(Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy) – Elbląg

o. Bogusław Nawracaj CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy