Wtorek, 12 grudnia 2017 roku, II tydzień Adwentu, Rok B, II
Słuchając dziś liturgii słowa, można odnieść nieodparte wrażenie, że dokonuje się pewna niespotykana rzecz. Prorok woła o przygotowanie drogi dla Mesjasza, który ma przyjść, już nadchodzi. Zaangażowanie w Jego przyjście ma być ponad naturalne – prostowanie ścieżek, obniżanie pagórków, a to wszystko po to, aby mógł przyjść i…
…szukać tych, którzy nie do końca na Niego czekają. I w tym momencie ja, jak i większość praktykujących katolików, może sobie pomyśleć, że to nie do końca sprawiedliwe. Wypatrujemy siebie wśród tych, którzy mają prostować ścieżki, równać pagórki albo wśród tych 99 owiec, które pasterz pozostawia, gdy idzie szukać tej jednej. Odnajdujemy siebie w tych sprawiedliwych, nigdy pogubionych. Ale czy tak jest naprawdę?
Od dawna wiadomo, że pierwszym i podstawowym grzechem, z którego jak z korzenia wyrastają wszystkie pozostałe grzechy, jest pycha. To ona stała na początku wszystkich grzechów. Gdy powrócimy do raju, to nie usłyszymy z ust węża-kusiciela nic innego, jak zapewnienie „będziecie jak Bóg”. To to zapewnienie sprawiło, że przestałem traktować Boga jak kochającego ojca, a zacząłem patrzeć na Niego z podejrzliwością i nieufnością, jak na kogoś, dla kogo jedyną rozrywką jest ograniczenie mojej wolności i swobody. Bóg i mój kochający Stwórca, stał się tyranem i satrapą. To pycha, która jest głęboko we mnie, sprawia, że jestem niepokorną owcą, która chodzi własnymi drogami. Z jednej strony należę do stada, bo jestem wierzący, ale z drugiej układam wszystko po swojemu, nie zważając na wskazania Pasterza. To o niej mówi dziś prorok, gdy wskazuje na łatwość, w jakiej Pan demaskuje ją i niweczy (trawa usycha więdnie kwiat). Słowo Boże, które Jezus nieustannie do mnie kieruje podczas każdej liturgii, pozwala mi siebie zobaczyć w jego świetle. Im bardziej wydaje mi się, że ja to jednak jestem ten dobry, sprawiedliwy i uczynny, tym bardziej mogę być przekonany, że spod mojej owczej skóry zaczynają wyrastać rogi, a sam znajduję się już za niejednym pagórkiem, daleko od stada. Ale właśnie wtedy muszę sobie uświadomić, że wychodzi po mnie Pasterz, który chce mnie wziąć na ramiona i sprowadzić z powrotem do reszty.
Bóg jest DOBRY, Bóg jest miłością, powie nam święty Jan w swoim liście (1 J 4, 8). Ta nieracjonalność Bożego zachowania wynika właśnie z tego, Bóg jest dobry i chce, aby każde Jego dziecko doświadczyło tej dobroci. Jeżeli nie mamy tego doświadczenia, doświadczenia Boga, który kocha, miłuje, który jest miłosierny, wtedy nie będziemy potrafili być miłosiernymi dla bliźnich. A na innym miejscu Jezus powie nawet dobitniej: Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą (Mt 7, 11).
Dlatego właśnie Bóg dokonuje tak niezrozumiałych czynów, bo jest DOBRY.
Dobroć Boga nie wyklucza Jego innych przymiotów np. sprawiedliwości, i o tym też należy pamiętać. Bóg okazuje nam dobroć i miłosierdzie na ziemi, abyśmy mogli się nieustannie nawracać, bo gdy przyjdzie moment sądu i spotkania z Nim twarzą w twarz, wtedy nie będzie już czasu na kolorowanie i usprawiedliwianie się. Bądźmy Bogu wierni, korzystajmy z tego, że Bóg jest dobry, nie zuchwale grzesząc, ale szczerze żałując i pokutując za dotychczasowe grzechy i unikając okazji do następnych. Bo Bóg udziela nam miłości i dobroci nie po to, by się nią tylko cieszyć, ale po to, by się nią dzielić z innymi, aby inni zagubieni i odłączeni mogli również powrócić z wielką radością do stada.
Drukuj...
Redemptorysta Prowincji Warszawskiej, obecnie duszpasterz w Parafii Ducha Świętego – Szczecinek
o. Wacław Zyskowski CSsR