Piątek, 30 marca 2018 roku, Wielki Tydzień Rok B, II
Jest taki zadziwiający fragment w Piśmie Świętym, gdy człowiek targuje się Panem Bogiem. W Księdze Rodzaju, czyli można by powiedzieć, że na samym początku historii zbawienia, Abraham podejmuje z Bogiem rozmowę na temat Sodomy. Na miasto ma spaść okrutna kara za jego grzechy. Patriarcha zapytuje, czy gdyby znalazło się np. pięćdziesięciu sprawiedliwych, to ludność miasta mogłaby zostać ocalona. Bóg zgadza się. Abraham zapytuje więc ponownie, obniżając liczbę do czterdziestu pięciu, na co Pan znowu się zgadza. I tak coraz niżej: czterdziestu, trzydziestu, dwudziestu, dziesięciu. W sumie sześć razy.
Dziwi nie sam fakt targowania się z Bogiem – co przecież sami często robimy – ale to, że Abraham i Bóg zatrzymują się. Dlaczego nie poprosił jeszcze raz? Dlaczego Bóg sam z siebie nie ocalił Sodomy? Dlaczego musiała na nie spaść kara?
Abraham, będąc człowiekiem, nie mógł prosić już kolejny raz wobec ogromu zła popełnionego przez mieszkańców. Bóg, najsprawiedliwszy ze wszystkich, nie mógł po prostu odwołać kary należnej za grzechy, by nie rozmywać granicy między dobrem a złem, której wymaganiom poddał się człowiek w ogrodzie rajskim, zjadając owoc z drzewa poznania, oraz by nie zakłamywać wielkości uczynionych przez nas krzywd.
W Piśmie Świętym liczba sześć jest liczbą niedoskonałą, bo to jest o jeden mniej niż siedem, liczba doskonała, liczba pełni i Boga. Musiał więc zjawić się ten „Siódmy”, który mógł jako człowiek poprosić o darowanie kary i jednocześnie jako Bóg sam ją na siebie przyjąć oraz objawić Boże Miłosierdzie, by ono zatriumfowało nad sądem. To Jezus Chrystus, który staje przed swoim Ojcem obciążony ludzkimi winami, przełamujący swą śmiercią ogrom mojego grzechu, przykrywający sprawiedliwość miłością Boga i wlewający w moje serca obfite Odkupienie.
Na tym właśnie polega śmierć Jezusa na krzyżu i Jego zmartwychwstanie – to nie Syn, który bierze na siebie gniew Ojca i Bóg „płacący” za grzechy ludzi komuś jakoby mocniejszemu od Niego. To Bóg, który wobec nieuchronności kary za nasze winy, sam ją na siebie przyjmuje i nam daruje przebaczenie i wolność. To opisywany przez Izajasza Sługa Pański, przed którym zakrywa się twarze, bo tak został oszpecony, ale w Jego ranach jest nasze zdrowie. To ten, który daje świadectwo prawdzie o moim powołaniu i przeznaczeniu. To ten, który wykupuje mnie z pradawnej niewoli, w którą sam wszedłem za podpuszczeniem szatana. To mój Najświętszy Odkupiciel, który nabywa mnie na nowo na własność za cenę swojej Krwi.
Przez cały Wielki Post śpiewaliśmy w gorzkich żalach i po zakończonej liturgii także będziemy śpiewać:
Upał serca swego chłodzę, gdy w przepaść męki Twej wchodzę.
Bóg, biorąc krzyż na swe ramiona i oddając na nim swe życie za nas jako ten „Siódmy”, schodzi w głębię swej miłości. Wprowadza nas w przepaść swej męki i jednocześnie łaski. Schodzi także w otchłań mojej nieprawości, do każdego grzechu, winy, doznanej i uczynionej przeze mnie krzywdy, żalu, wątpliwości, niewiary i wyprowadza do nowego życia. Rozrywa kajdany wiążące moje serce umysł i wolę, i gasi pożar, który mnie trawi oraz nie pozwala kochać.
Będziemy za chwilę zanosić prośby do Boga za Kościół i cały świat. Zostanie uroczyście odsłonięte narzędzie męki Chrystusa, bo stało się dla nas miejscem ukrzyżowania, pojednania, zjednoczenia Boga z nami, grzesznikami, i ołtarzem Odkupienia. Ucałujemy je z wiarą i czcią jako miejsce już nie mojego kolejnego targu z Panem Bogiem, ale święte drzewo, gdzie zawisło zbawienie świata i skąd wypuszcza gałęzie moja miłość do ludzi i Boga.
Drukuj...
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Toruń
o. Mariusz Mazurkiewicz CSsR