Niedziela, 08 kwietnia 2018 roku, oktawa Wielkanocna, Rok B, II
Obchodzona dziś Druga Niedziela Wielkanocna została ustanowiona dla całego Kościoła przez św. Jana Pawła II w 2000 r. Niedzielą Miłosierdzia Bożego. Święto dzisiejsze ma służyć uwielbieniu Bożego miłosierdzia i ponownemu zanurzeniu się w tej bezgranicznej miłości Boga, z jaką wciąż wychodzi w naszą stronę na spotkanie z nami. Nawet gdyby to święto nie było nałożone na tę drugą niedzielę wielkanocną, to teksty słowa Bożego tejże niedzieli przepełnione są treściami o nieskończonym Bożym miłosierdziu.
Boże miłosierdzie objawiło się najpełniej we Wcieleniu Syna Bożego, w Jego solidaryzowaniu się z naszym ludzkim życiem we wszystkim oprócz grzechu. Szczytem Bożego miłosierdzia, które objawiło swoją pełnię, są: męka, śmierć i zmartwychwstanie naszego Pana Jezusa Chrystusa. Bowiem z tej paschalnej ofiary wypłynęły zdroje Bożego miłosierdzia, które rozlewają się obficie w Kościele dla każdego człowieka.
W dzisiejszej Ewangelii ponownie objawione jest nieskończone miłosierdzie, właśnie w tym zjawieniu się Chrystusa Zmartwychwstałego i przekazaniu pokoju, który wysłużył nam On, nasz Odkupiciel, oraz przekazał wspaniały owoc swojej Paschy, a mianowicie źródło, w którym będzie nam nieustannie przebaczał, a jest nim sakrament pojednania. W zwięzłych obrazach ewangelista pisze:
Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: „Pokój wam!” A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 19-26).
Miłosierdzie jest miłością, która kocha nieustannie i wciąż wychodzi w stronę człowieka, aby przebaczać, napełniać pokojem i nowym życiem. Chrystus Zmartwychwstały przecież żyje pośród nas i we wspólnocie Kościoła wychodzi naprzeciw gromadzących się na modlitwę i przeżywanie sakramentów, objawiając się nam w doświadczeniu wiary, pragnie nas napełniać pokojem, przebaczając nam.
W drugiej części dzisiejszego fragmentu Ewangelii jest opis, który jakże mocno świadczy o miłosiernej miłości Boga, bowiem Chrystus jakby specjalnie zjawia się po raz drugi, aby wyjść w stronę wątpiącego ucznia Tomasza. Tomasz zwątpił. Jego wątpienie otarło się o rezygnację z oczekiwania na miłość, która objawiła się jeszcze raz.
Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana!” Ale on rzekł do nich: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”.
A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: „Pokój wam!” Następnie rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: „Pan mój i Bóg mój!” Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 27-30).
Zamknięte drzwi ze strachu przed ludźmi i otwarte rany z miłosierdzia do ludzi. Te dwa obrazy ujawniają jeszcze wyraźniej wolę Boga, który nie godzi się na pozostawienie człowieka bez możliwości zbawienia. Miłosierdzie jest otwarte jak nigdy niezabliźniająca się rana. Ona nie zabliźnia się nie dlatego, że jest nieuleczalna, ale dlatego, by zawsze leczyć raniących niedowierzaniem. Jezus wszedł do wnętrza zamkniętego z obawy przed ludźmi, ale uczniów wpuścił do wnętrza swego życia przez otwarte z miłosierdzia rany.
Ojcowie Kościoła ten wspaniały symbol ukazany w tej Ewangelii, a mianowicie otwarty bok i serce Jezusa po zmartwychwstaniu tłumaczą w kluczu nieskończonego miłosierdzia Bożego, które objawiło się w Najświętszym Odkupicielu. Rany Jezusa Chrystusa, szczególnie ta po włóczni, która przebiła Jego bok i serce, nie zabliźniły się po zmartwychwstaniu po to, abyśmy my dzisiaj rozumieli i pamiętali, że mamy przystęp do źródeł zbawienia, że możemy zawsze, ile razy tylko pragniemy, zbliżyć się do Niego, zanurzyć się we wciąż otwartym Boskim Sercu, aby się obmyć i napić zdrojów łaski nowego życia. Przecież wszystkie sakramenty Kościoła wypłynęły z przebitego boku-serca Chrystusa – o czym pouczają nas święci Ojcowie i Doktorzy Kościoła.
Główny bohater dzisiejszej Ewangelii św. Tomasz jest nam bardzo bliski. Przede wszystkim przez swój realizm. Tomasz nie żyje w obłokach ani w świecie iluzji, ale twardo stąpa po ziemi. Tomasz ma serce wrażliwe na Jezusa i Jego tajemnice, ale jest człowiekiem praktycznym; ufa swemu rozsądkowi. I dlatego opiera się, waha, ma wątpliwości… Nie wierzy kobietom, gdy mówią o zmartwychwstaniu i nie wierzy apostołom. Tomasz nie ufa nawet swoim oczom. Chce wszystkiego dotknąć. Wielu ludzi może się z nim utożsamić, gdyż można być nominalnie chrześcijaninem, a nawet apostołem, i jednocześnie nie dowierzać Bogu. Można należeć do Kościoła i nie uczestniczyć w jego życiu. Taka dwoistość jest dość powszechna, a przecież bez uczestniczenia w życiu Kościoła trudno mówić o czyjejś wierze. Trudno otwierać się na kogoś, kto nam nie dowierza, nie ufa albo zamyka się w sobie. Niewiara zamyka, odcina i pozostawia gdzieś na zewnątrz. Nie wierząc czy choćby nie dowierzając, odcinam się i dryfuję w nieznane, coraz bardziej gubiąc nadzieję. Podziwiam Jezusa, który nie godzi się na utratę Tomasza i objawia się specjalnie dla niego. Prawdziwie. Tomasz nie zaryzykowałby wiary, gdyby nie usilne namowy jego przyjaciół. Inni mówili mu z wielką mocą: widzieliśmy Pana, i stało się to modelem wszelkiego głoszenia zbawienia.
Św. Tomasz Apostoł jest symbolem wiary niedokończonej, która się rozwija i rozpoczyna od tego, co mizerne. Okazuje się, że wystarczy ludzkie „troszeczkę”, by doświadczyć przemieniającej mocy Boga. Tym „troszeczkę” w życiu św. Tomasza było pragnienie dotknięcia ran Nauczyciela. Jezus nie pozwolił mu ani na moment być obojętnym. Tomasz więc wątpił, pytał i wyciągał rękę, by dotknąć Jezusa i przez te proste akty Jezus zbudował jego wiarę.
Oczekiwanie Jezusa na uczniów, na to, aż dojrzeją do wiary, jest dla nas pociechą i nadzieją. Chociaż w naszym życiu są wątpliwości, albo wręcz niewiara, możemy być pewni, że Jezus czeka na nas, podobnie jak czekał na Tomasza. Ma dla nas czas, szuka nas, zanim Go zawołamy. Bóg „traci dla nas czas”. A nawet więcej, „dostosowuje się” do naszego czasu dojrzewania i wzrostu.
Rozradowani nieskończonym Bożym miłosierdziem, pozwólmy, by nas szukał Zmartwychwstały Jezus, aby nas zapraszał do dotknięcia Go w doświadczeniu wiary i sakramentach, traćmy czas dla Niego, a zostaniemy napełnieni owocami Bożego Miłosierdzia.
Drukuj...
Wykładowca teologii pastoralnej w Wyższym Seminarium Duchownym Redemptorystów w Tuchowie oraz w Wyższym Seminarium
Duchownym Franciszkanów w Krakowie, rekolekcjonista sióstr zakonnych i księży – Kraków
o. Kazimierz Fryzeł CSsR