Środa, 16 maja 2018 roku VII tydzień wielkanocny, Rok B, II
W święto tego wielkiego męczennika pragniemy przyjrzeć się jego życiu apostolskiemu, które może stać się dla nas aktualnym wzorem. Św. Andrzej Bobola żył w bardzo niespokojnych czasach, na przełomie XVI i XVII wieku. Europa był wówczas rozdarta podziałami religijnymi i politycznymi. Toczyły się wojny religijne. Boga i Jego Kościół wykorzystywano do osiągnięcia politycznych wpływów. Taka sytuacja powodowała wielkie osłabienie jedności Kościoła. Bardzo wielu wiernych, których wcześniej siłą wcielono do Cerkwi, z powrotem powracało do wspólnoty Kościoła katolickiego. Jednym z głównych promotorów nawróceń na Polesiu był właśnie św. Andrzej Bobola. Urodził się on w 1591 roku. W 1611 roku wstąpił do nowicjatu jezuitów w Wilnie, gdzie w kolejnych latach otrzymał solidną formację duchową i intelektualną. Studiował na założonej przez jezuitów Akademii Wileńskiej. Święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1622. Apostołował w Wilnie, Pułtusku, Nieświeżu, Warszawie, Łomży, a następnie – przez wiele lat – w Pińsku. Spełniał funkcję przełożonego i wychowawcy. Zawsze starał się dbać o ubogich, wspierał chorych, odwiedzał więźniów. Będąc w Braniewie, w kolegium jezuitów, w sposób szczególny opiekował się biednymi. Dostrzegając na swojej drodze wielu opuszczonych chrześcijan, którzy byli jak owce niemające pasterza, św. Andrzej zrozumiał, iż Jego pierwszorzędnym powołaniem jest szukać opuszczonych i ubogich, aby udzielać im wszelkiej pomocy – zwłaszcza tej duchowej. Współbracia, którzy mieszkali razem z nim, podkreślali jego dobroć i pogodę ducha oraz codzienną troskę o modlitwę.
Nasz święty na co dzień doświadczał trudów misjonarskiej pracy. W ostatnim okresie swojego życia był zawsze w drodze. Ciągle się spieszył – jakby świadom był czekającej go rychłej śmierci. Cały przejęty był misją głoszenia Ewangelii. Trwał w łączności z Chrystusem jak latorośl złączona z winnym krzewem. Codziennie odprawiał Eucharystię, uczestnicząc w tajemnicy Jezusowego krzyża.
Święty Andrzej ufał Jezusowi i powierzał Mu każdy kolejny dzień swojego życia, wypełniony głoszeniem słowa i udzielaniem sakramentów świętych. Troszczył się o wychowanie młodzieży. Pocieszał ludzi zmagających się z rozmaitymi problemami, udzielając im rad, jak należy je rozwiązać lub po prostu godnie przeżyć. Niósł pociechę i ulgę chorym przez odwiedzanie ich i głoszenie im ewangelii cierpienia. Nie zniechęcał się trudnościami, lecz podejmował coraz to bardziej odważne misje, nie bacząc na czekające go niebezpieczeństwa i przeciwności. Zyskał sobie miano „duszochwata”. Pomimo zacieśniającego się wokół niego kręgu nieprzyjaciół i wciąż narastającego zagrożenia dla życia pełen ufności powtarzał za św. Pawłem: „I w życiu, i w śmierci należę do Pana!” (por. Rz 14, 8). Św. Andrzej był rozpalony ogniem miłości, którym zapalał innych. W 1657 roku poniósł śmierć męczeńską, całkowicie oddany Bogu w ofiarnej żertwie!
Święty Andrzej pozostał przy prawdzie Jezusowej Ewangelii, postępując w zgodzie z własnym sumieniem. Pragnął leczyć rany rozdartego brakiem jedności Kościoła. Nie złamały go nawet najokrutniejsze katusze, jakie zadawali mu rozwścieczeni Kozacy w Janowie Poleskim. Swoje męczeństwo przeżywał w duchu modlitwy zanoszonej przez Jezusa w Wieczerniku do Ojca: „Aby byli jedno!” (por. J 17, 21-22).
Także dzisiaj potrzeba Polsce „ludzi sumienia” – mówił do nas w Skoczowie w 1995 roku św. Jan Paweł II. Bowiem „walka duchowa” wciąż trwa! Ludzie, objęci „tajemnicą pobożności”, toczą bój na śmierć i życie z przeciwnikami Boga, będącymi na usługach „tajemnicy bezbożności” (por. 2 Tes 2, 7). Dzisiaj, podobnie jak w XVII wieku, potrzebni są „świadkowie wiary”, świadkowie Boga żywego troszczący się o jedność Kościoła, a koniecznością staje się jednoczenie nas – mimo dzielących nas różnić – w naszych rodzinach, środowiskach i całej Ojczyźnie.
Spotkanie ze świętym męczennikiem przemienia! Powinno więc ono wyrywać nas z postawy ospałości i zniechęcenia, prowadząc do spotkania z Chrystusem. Tylko On jest bowiem pewną drogą do wiecznego szczęścia, prawdą, która wyzwala, i życiem napełniającym nas radością.
Ten święty to patron niewygodny! Niektórzy twierdzą, że był za mało ekumeniczny… Nic bardziej mylnego! On był świadkiem całej Ewangelii i przypomina nam, że Pan założył jeden Kościół na skale – na Piotrze!
Jan Paweł II pisał o ekumenizmie męczenników. W XX wieku męczennicy ci powrócili w relikwiach, a wraz z nimi powrócił i św. Andrzej. Powrócił – po swojej długiej pośmiertnej tułaczce – do Ojczyzny w pamiętnym roku 1938. Bóg chciał przez niego umocnić naszych rodaków w obliczu prób, jakie czekały na nich w czasach II wojny światowej i w okresie komunistycznego zniewolenia. Powrócił św. Andrzej i pozostał z nami jako patron naszej „trudnej wolności”, która nieustannie domaga się ofiarnego życia! Na początku XIX wieku przepowiedział on odzyskanie przez Polskę niepodległości po wielkiej wojnie. Nastąpiło to po ponad stu latach oczekiwań, trudów i modlitwy pełnej nadziei, w 1918 roku. Dlatego 16 maja 2002 roku św. Andrzej Bobola został słusznie ogłoszony głównym patronem Polski.
Drukuj...
Rekolekcjonista sióstr zakonnych i księży oraz wykładowca teologii pastoralnej
w Wyższym Seminarium Duchownym w Tuchowie – Kraków
o. Kazimierz Fryzeł CSsR