Słowo Redemptor

XIV niedziela zwykła

 

 

 

Niedziela, 08 lipca 2018 roku, XIV tydzień zwykły, Rok B, II

 

 

 

 

 

 

 

CZYTANIA

 

 

 

 

Słowo nam dziś odczytane, zwłaszcza pierwsze czytanie, prowokuje do myślenia bardzo poważnego. Musimy stanąć w prawdzie i spojrzeć na siebie, czy gotowi jesteśmy przyjąć to słowo jako „własne”. A może będziemy próbować podążać ścieżką dawnego Izraela, który wolał iść swoimi własnymi drogami, niż przejmować się Bogiem Jahwe oraz Jego słowem głoszonym przez proroków? Łatwiej im było iść z duchem czasu i okoliczności, niż stawać w obronie swojej wiary, czci Boga oraz Jego praw.

 

Dlatego to szczególne słowo, skierowane do Ezechiela, to słowo, które i dziś drażni nasze uszy: „To lud buntowników, lud oporny, o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach”… Oj, burzy się tu nasza wrażliwość. Czujemy, że blisko do przekroczenia pewnej granicy, gdy zostanie naruszone poczucie naszej godności – wszak jesteśmy teraz delikatni, jesteśmy przewrażliwieni na swoim punkcie… W takim razie nawet Bóg poprzez Pismo Święte może nas dotknąć! A jednak prorok ma iść do tego ludu – czy im się to podoba, czy nie – i ma mówić w imieniu Boga, i ma mówić tylko po to, by oni wiedzieli, „że prorok jest wśród nich” (Ez 2, 5). Sytuacja wydaje się powtarzać. Historia jakby zatoczyła koło.

 

Przecież i dziś nie brak takich, którzy mienią się wierzącymi, składają takie deklaracje, ale życiem daleko są od Bożych dróg. Bóg dla wielu stał się – w ich rozumieniu – przeszkodą w drodze do szczęścia. Dla innych jest tylko dodatkiem, swoistym folklorem, którym można urozmaicić monotonię czy to tygodnia, czy roku, czy też wydarzeń życiowych. Dla jeszcze innych Bóg wyszedł z mody jak ubiegłoroczne kreacje, już niepotrzebne, którymi może się zainteresować tylko pospólstwo, ale nie wyższe sfery!

 

Myślę, że nie trzeba daleko szukać, by znaleźć przykłady.

To nie tylko Francja ze swoją fobią na tle religii.

To nie tylko Szwecja, gdzie muezin może głośno co piątek wzywać na modlitwy muzułmanów, ale katolikom nie wolno używać dzwonu w kościele.

To nawet nie tylko Irlandia, gdzie w referendum wyrzuca się z konstytucji zapis o ochronie życia od poczęcia.

 

Tego doświadcza również nasza Ojczyzna, tego doświadczają parafie, tego doświadczają nasze rodziny – i to dotyka wielu z nas. Nie mamy ochoty na słuchanie proroka przemawiającego w imieniu Boga, bo bywamy podobni do mieszkańców Nazaretu.

 

Jezus, którego na pewno wyprzedziła sława i rozgłos Jego czynów, przychodzi do swojej rodzinnej miejscowości. Musiała to być nie lada sensacja. Wszyscy spodziewali się specjalnego „programu”: liczyli, że po znajomości przysługiwać im będą szczególne względy i prawo do oglądania nadzwyczajnych cudów. Jednak Jezus nie przyszedł z rozrywkowym show ani magiczną różdżką do robienia sztuczek. Przyszedł z prawdą i mądrością; przyszedł ze słowem Bożym. Chciał dać to, co najcenniejsze i najważniejsze w życiu. Tylko że oni tego nie chcieli. Mieli swój własny scenariusz i oczekiwania przykrojone na własną miarę.

 

Proszę sobie wyobrazić, jaki byłby bunt w tym kościele, gdybym zdecydowanie i odważnie – w imię Boga – zażądał czci i poszanowania dla Jego domu, dla tego miejsca świętego, poprzez zawsze stosowny ubiór! Ale czasem trzeba się sprzeciwić, by potem uniknąć zła czy kompromitacji…

Opowiadano mi niegdyś, jak to w jednej z parafii młodzież ubrała się do bierzmowania. Chodzi oczywiście w znakomitej większości o dziewczęta. Przy udzielaniu sakramentu biskup ponoć w jednym i drugim wypadku wyrzekł cicho: „Skandal!”. Gdy zaś jedna tak odziana niosła w procesji dary – biskup ich nie przyjął! Wręczył obrazek chłopakowi, który szedł z nią w parze, a jej powiedział: „Jak się ubierzesz, to dostaniesz!”. Konsternacja i wstyd…

Zabrakło tutaj zdolności przewidywania zarówno po stronie rodziców, jak i duszpasterzy. Oczywiście zapewne i jedni, i drudzy bardzo naraziliby się owej dziewczynie, mówiąc jej, jak ma się ubrać, ale – koniec końców – w ten sposób pomogliby jej uniknąć wstydu, kompromitacji i swoistego skandalu.

 

Proszę sobie wyobrazić, jaki byłby bunt w tym kościele, gdyby zdecydowanie i odważnie – w imię Boga – ponazywać grzechy, które nam spowszedniały. Nie tylko te przedmałżeńskie, ale również małżeńskie, o których coraz ciszej w konfesjonałach.

Proszę sobie wyobrazić, jaki byłby bunt w tym kościele, gdybym zdecydowanie i odważnie – w imię Boga – zażądał poważnego potraktowania wszystkich sakramentów i należytego przygotowania się do nich.

 

Umiemy bardzo pięknie dobudowywać teologię do konkretnych zachowań, potrafimy zbuntować się, jeśli w liturgii coś jest nie po naszej myśli, nawet jeśli racje duszpasterskie przemawiają za inną opcją. Łatwo oskarżyć o niskie pobudki… I nagle pole do popisu mają wszelakiej maści fałszywi prorocy – pozujący na obrońców człowieka, na tych, którzy gotowi są ulżyć doli „uciemiężonych”, „zniewolonych” przez Boga i Jego wymagania. Wymieńmy tylko dla przykładu:

 

1. Prorocy łatwego szczęścia…

Nie brakuje takich, którzy pokazują, że nie warto się poświęcać, nie warto się wysilać ani podejmować trudu kształtowania własnej osobowości. Tacy prorocy głoszą możliwość łatwego osiągnięcia szczęścia: Wystarczy przecież tylko pójść za głosem zachcianek. Wystarczy, jeśli nie do końca przejmiesz się Bożym prawem, a będziesz szczęśliwy. Wystarczy, że zapomnisz o trzecim przykazaniu, a szczęście stanie u twych bram, bo nie będziesz już musiał poświęcać swojego czasu Bogu i przeznaczać go na modlitwę czy na udział we Mszy św. Wystarczy, że zapomnisz o szóstym przykazaniu, a już będziesz szczęśliwy, bo będziesz mógł zawsze, wszędzie i z kimkolwiek zechcesz stworzyć związek – a jak ci się znudzi, zawsze możesz zmienić partnera. Wystarczy, jeśli nie będziesz się za bardzo przejmował obowiązkami, ale raczej będziesz nastawiony na zabawę, na rozrywkę – a wtedy szczęście stanie się twoim udziałem. Wystarczy, że sięgniesz po alkohol czy narkotyki, a zapomnisz o swoich problemach i wreszcie będziesz szczęśliwy…

 

Nie brakuje dziś proroków łatwego szczęścia!

 

A Bóg mówi jak kiedyś: Czy posłuchają, czy nie, to mniej istotne – niech jednak wiedzą, że jest prorok, który mówi niewygodną prawdę w imieniu Boga.

 

2. Prorocy wychowania bez wymagań…

To już temat – rzec by można – nieco „oklepany”, a jednak wciąż aktualny, bo coraz to nowe pokolenia rodziców popełniają ten sam błąd, próbując za wszelką cenę ulżyć swoim dzieciom: Podejmują wszystkie możliwe wysiłki, byle tylko dziecko nie musiało się wysilać. Podejmują wszystkie możliwe prace, byle tylko dziecko nie musiało pracować. Próbują usunąć z drogi dziecka wszelkie przeszkody, byle tylko ono na niczym się nie potknęło i nie nabiło guza.

 

Tymczasem dzieci potrzebują odpowiedzialnej miłości – to znaczy takiej, która wymaga i towarzyszy. Odpowiedzialna miłość wymaga wysiłku, poświęcenia, ofiarowania czasu na rzecz innych, podzielenia się tym, co ma i mieć może. Wymaga również poniesienia konsekwencji swoich czynów. Odpowiedzialna miłość towarzyszy i podpowiada, co będzie dobre, a co będzie lepsze w konkretnych okolicznościach życia.

 

3. Prorocy religii bez zobowiązań…

To kolejny element układanki, gdy chce się być wierzącym, ale nie bardzo ma się ochotę podejmować wymagania, jakie stawia przed nami wiara. Chcielibyśmy osiągnąć szczęście wieczne – ale bez wysiłku, bez pracy, bez ofiary.

 

Tu można pomieścić to wszystko, co dociera do nas od naszych sąsiadów z zagranicy. To usiłowanie odejścia od wymagań dotąd stawianych co do przyjmowania Komunii św. musi niepokoić. Czy możemy zgodzić się na Komunię św. dla rozwiedzionych żyjących w nowym związku? Czy faktycznie możemy zgodzić się na Komunię św. udzielaną protestantom? Niestety nie brakuje takich, którzy chcą uczynić wiarę bardziej „ludzką” – ale czy to będzie jeszcze wiara święta?

 

4. Prorocy głoszący, że patriotyzm, miłość do Ojczyzny to coś nie na te czasy…

Kazimierz Pawlak z filmu Nie ma mocnych mówił, że „koń to przeżytek”. Dziś niektórzy podobnie twierdzą o patriotyzmie – o miłości Ojczyzny, o uczciwej pracy na rzecz naszego wspólnego dobra. Potem stosunkowo łatwo przenieść to już na ojczyznę niebieską i mówić, że nie warto poświęcać się dla czegoś, czego nie można dotknąć, zobaczyć. Nie warto trudzić się w pielgrzymce do nieba, skoro można pielgrzymować za dobrami doczesnymi.

 

„Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony” (Mk 6, 4). Co znaczą te słowa dzisiaj? Spokojnie możemy powiedzieć: Tylko wśród swoich wyznawców może być Jezus tak lekceważony, jak to bywa dziś!

 

Święty Paweł – a raczej Chrystus przez Pawła – podpowiada nam dziś: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12, 9).

 

Nie lękajmy się więc słabości, ale lękajmy się złej woli. Nie lękajmy się słabości, ale lękajmy się postawy przemądrzałych niedowiarków. Nie lękajmy się słabości, ale lękajmy się zadufania w sobie.

 

Niech Maryja wyprasza nam łaskę pokornego uznawania wielkości Proroka z Nazaretu oraz podążania za Jego nauką.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Drukuj...

Duszpasterz w Parafii św. Józefa i Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy
w Toruniu (Toruń – Bielany)

o. Marian Krakowski CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy