Czwartek, 09 sierpnia 2018 roku, XVIII tydzień zwykły, Rok B, II
Bóg ma swój własny czas i sposób objawiania człowiekowi siebie, swojej miłości. Każdy człowiek prowadzony jest przez Ducha Świętego inną do drogą do poznania i przyjęcia tej miłości. Dla jednych będzie to droga spokojna, rozwijająca się od dzieciństwa. Wiara jest w ich życiu niejako „od początku”, „od zawsze”, przekazana wraz ze słowami, a przede wszystkim przykładem rodziców, dziadków, stopniowo rozwijająca się wraz z codziennym pacierzem, uczestnictwem w Eucharystii, katechezą, przygotowaniem do przyjęcia kolejnych sakramentów: Komunii św., bierzmowania, małżeństwa. Płynie ich wiara spokojnym nurtem, mały strumyk początkowo, potem coraz szerzej rozlewająca się rzeka, wpadająca w końcu do oceanu wieczności.
Dla niektórych rzeka ta przebijać się musi przez skały, łamie gwałtownie swój nurt na wodospadach potknięć i wątpliwości, by potem znów odnajdywać swój spokojny, równy bieg. U innych bywa jak te rzeki okresowe, które pojawiają się na pustyniach. Płyną, potrafią nawet – w deszczowej porze – rozlać się szeroko. Ale gdy deszcze ustaną, powoli gasną, by w końcu zniknąć w martwym, gorącym piasku pustyni życia. Lecz bywa, że na takiej właśnie pustyni woda przebije się spod skał i piachu, wystrzeli fontanna, wynosząc wodę wysoko pod niebo, zalewając wszystko dookoła. I wtedy wokół pojawia się życie, spod martwego pozornie piasku wyrasta trawa, a czasem nawet pojawia się oaza, pełna życia, roślin, palm...
Wydaje się, że tak było w życiu dzisiejszej świętej. Edyta Stein, bo tak nazywała się z domu, córka Izraela, urodzona we Wrocławiu. Wychowana w wierze przodków – ale szybko okazało się, że wiara ta nie stała się dla niej ową życiodajną rzeką, która określałaby kierunek i nadawała sens jej życiu. Można wręcz powiedzieć, że wyszła na pustynię - jak usłyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Pustynię, która pochłonęła nikły strumień jej starej wiary, pozostawiając ją z pustką – w niej samej i wokół niej. Nie poddała się jednak. Zwróciła się ku filozofii, wierząc, że mądrość ludzka, właściwa człowiekowi zdolność zadawania pytań, pomoże jej w odnalezieniu prawdy.
I tak się stało. Tyle że nie w filozofii znalazła odpowiedzi. Filozofia przygotowała jej umysł, otworzyła w niej ową tajemniczą przestrzeń, w której do serca człowieka przemawia Duch Prawdy. I gdy była gotowa, z głębi tej wytrysnął gejzer, wulkan wręcz miłości, wiary i nadziei, skupionych w Tym jednym jedynym, Tym, który sam o sobie powiedział, że jest drogą i prawdą, i życiem – w Jezusie Chrystusie. Potęga tej wezbranej, spienionej całą gwałtownością odnalezionej miłości rzeki wiary kazała jej zostawić wszystko, wstąpić do klasztoru. A w końcu, wzorem Tego, którego umiłowała, oddać życie za lud, ten lud, z którego wyszła. Jako Żydówka, córka tego ludu, ginie w obozie koncentracyjnym.
Życie Edyty Stein czy też siostry Teresy Benedykty od Krzyża, bo takie imię zakonne przyjęła, z pewnością było niezwyczajne. Dziękować Bogu, większości z nas oszczędzono tak gwałtownych zwrotów, nocy wątpliwości, wewnętrznego cierpienia w poszukiwaniach, a wreszcie konieczności złożenia męczeńskiego świadectwa. Niemniej, jest coś, czego każdy z nas może się od niej nauczyć, co wyraża dzisiejsza Ewangelia. Siostra Teresa Benedykta była właśnie ową panną mądrą, która wiedziała, że na przyjście Oblubieńca trzeba się przygotować, zaopatrzyć w oliwę do lampy życia. Oliwą tą jest cierpliwość miłości. Jest nią nadzieja oczekiwania i trwania tam, gdzie wydaje się, że wszystko chwieje się czy może nawet niknie. Jest odwaga poszukiwania prawdy, zagłębiania się w słowie Bożym, w nadziei na usłyszenie głosu Oblubieńca. Jest to zrozumienie, że o wiarę trzeba się troszczyć, dbać, czasem nawet o nią walczyć.
Niech dzisiejsza święta – św. Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein), patronka Europy, swoim życiem łącząca wiarę i nadzieję ludu Starego i Nowego Przymierza, tę troskę o naszą wiarę, wytrwanie w niej, nam wyprasza. Amen.
Drukuj...
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Tuchów
o. Jacek Dembek CSsR