Poniedziałek, 11 marca 2019 roku, I tydzień Wielkiego Postu, Rok C, I
Z pewnością każdy z nas wie, jak wygląda rozprawa sądowa. Na początku ma miejsce przedstawienie i rozpoznanie wniosków, zostaje przesłuchany oskarżony oraz świadkowie. Później następują głosy obrońcy i oskarżyciela. Na koniec sędzia po naradzie zgodnie z prawem w imieniu państwa wydaje wyrok skazujący lub uniewinniający. Tak w uproszczonym schemacie wygląda sąd tworzony przez ludzi.
Dzisiaj w Ewangelii słyszymy o całkowicie innym sądzie. Trybunał sądu nie znajduje się na ziemi, ale w niebie. Sędzią nie jest żaden człowiek, ale sam Bóg. W tej rozprawie sądzony jest człowiek. Jego adwokatem jest jego życie i codzienne świadectwo jego miłości wobec drugiego człowieka. Na tej wokandzie sądowej sądzony będzie każdy z nas. Dowodami w tej sprawie będą nasze dobre uczynki lub ich brak. Na tym sądzie samo twierdzenie, że jestem wierzący, to będzie jeszcze za mało…
Dobrze o tej prawdzie opowiada krótki filmik ewangelizacyjny, który w niedługim czasie zyskał dużą popularność w Internecie. Nagranie przedstawia sprawę o udowodnienie wiary młodej dziewczyny.
Jenny Smith zostaje wezwana na świadka. Podkreśla, że nic złego nie zrobiła. Sędzia przypomina jej, że świadek tylko odpowiada na pytania. Dziewczyna dostaje tylko dwa pytania: czy nazywa się Jenny Smith i czy jest katoliczką. Na oba odpowiada twierdząco, po czym słyszy, że adwokat nie ma więcej pytań.
Dziewczyna została oskarżona o bycie katoliczką. – Czy to przestępstwo? – pyta i słyszy odpowiedź, że tak.
Nagle do sali wbiega obrońca dziewczyny i zaczyna wyjaśniać sprawę. Podkreśla, że połowa katolików w USA nie praktykuje swojej wiary i do tej grupy należy również Jenny. Następnie obrońca po serii kilku pytań udowadnia Jenny, że o byciu katolikiem nie decyduje tylko to, że rodzice są katolikami i fakt, że chodziło się do katolickiej szkoły. W końcu dziewczyna zarzuca swojemu adwokatowi sensowność oskarżeń. Ten prosi Jenny, aby odpowiedziała na pewne pytania. Adwokat pyta ją, kiedy ostatnio wspierała ubogich, nakarmiła głodnych, odziała nagich. Sugeruje jej, że te słowa powinna gdzieś słyszeć. Dziewczyna ze wstydem, wyznaje, że te słowa brzmią jakoś znajomo… Brzmią znajomo? – z sarkazmem pyta adwokat i przytacza wtedy słowa z Ewangelii:
Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie (por. Mt 25, 34-36).
Po tych słowach adwokat stwierdza: – Jeśli jesteś naprawdę katoliczką, te słowa powinny naprawdę brzmieć znajomo! Jenny próbuje jeszcze podać kilka argumentów, że jest katoliczką, ale te są od razu zbijane przez adwokata. Na końcu adwokat stwierdza: – Możesz mówić, że jesteś katoliczką, ale nie ma na to żadnych dowodów!
Sędzia wydaje wyrok: – Orzekam, że oskarżona jest niewinna bycia katoliczką!
W tym momencie dziewczyna budzi się ze strachem. Okazuje się, że jest to na szczęście tylko sen. Filmik stawia widzowi ważne pytanie: Co tak naprawdę udowadnia, że jesteś wierzącym i co świadczy o twojej przynależności do Jezusa?
W kontekście dzisiejszej Ewangelii każdy z nas powinien postawić sobie również pytanie: Po której stronie bym się znalazł, jeśli byłbym osądzony przez Boga? Czy znalazłbym się w gronie sprawiedliwych, którzy w swoim życiu karmili głodnych, przyjęli przybyszów, odwiedzili chorego, a przede wszystkim w drugim człowieku zawsze widzieli Jezusa? Bóg kiedyś dokona sądu nad nami. Będzie sądził nas z miłości. Jest to najtrudniejsze zadanie, jakie człowiek musi wykonać.
Miłość to nie tylko piękne słowa, ale przede wszystkim czyny. Stąd niewielu z ręką na sercu może powiedzieć, że zawsze jest dobrym mężem, ojcem, matką. Zbyt często odkrywamy, jak wiele nam brakuje do pełnej miłości i to nawet najbliższych. Miłość to trudna sztuka i nieliczni otrzymują z niej ocenę bardzo dobrą. Najczęściej popełniany błąd polega na tym, że kochamy danego człowieka za późno. Kochamy wówczas, gdy go już zabrakło, gdy miłość staje się bólem straconej szansy.
Na szczęście sąd jeszcze się nie zaczął. Jest przed nami. Wiemy poprzez słowo Boże, czego oczekuje od nas Jezus i co mamy czynić. Naszym zadaniem jest zapracować swoim życiem na wyrok otwierający nam bramę do nieba. Każdy dzień jest nam dany po to, abyśmy wykorzystali go na miłość, która objawia się w pomocy i służbie drugiemu człowiekowi. Jest to o tyle ważne, że służąc drugiemu człowiekowi, służymy samemu Jezusowi. W pięknych słowach wyraziła to św. Matka Teresa z Kalkuty, która swoim siostrom często przypominała: „Kiedy służymy ubogim, służymy Jezusowi. Ja służę mu 24 godziny na dobę. Cokolwiek czynię dla innych, czynię to dla Jezusa. Z miłości ku Niemu miłuję ubogich”.
Cokolwiek uczyniliśmy jednemu z tych najmniejszych, to uczyniliśmy dla Jezusa. I za to będziemy kiedyś sądzeni. Obyśmy kiedyś na sądzie byli tymi sprawiedliwymi, którzy w drugim człowieku zawsze widzieli Jezusa. Amen.
Drukuj...
Duszpasterz w Parafii św. Józefa i Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy
w Toruniu (Toruń – Bielany)
o. Łukasz Baran CSsR