Słowo Redemptor

Świętego Łukasza, Ewangelisty – święto

 

 

 

Piątek, 18 października 2019 roku, XXVIII tydzień zwykły, Rok C, I

 

 

 

CZYTANIA

 

 

 

 

Dzisiejsze słowo Boże i postać patrona dnia św. Łukasza Ewangelisty uświadamia nam, że Ewangelia ma być niesiona na cały świat. Nie możemy spocząć na laurach, zadowoleni tylko z tego faktu, że my jesteśmy wierzący. Bo przecież Ewangelia nie jest przeznaczona tylko dla tych, którzy są blisko Boga, ale także dla tych, którzy Boga nie znają. Swoim życiem ukazał to św. Łukasz, który swoją Ewangelię napisał dla potrzeb gminy chrześcijańskiej złożonej z wiernych nawróconych z pogaństwa. Chciał tym samym, aby cały świat usłyszał Dobrą Nowinę.

 

Ewangelista Łukasz spisał słowa Pana Jezusa: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo (Łk 10, 2). Te słowa pomimo upływu wieków, są aktualne. Nikt z wierzących w Chrystusa nie może przejść obojętnie obok nich.

 

Bo głoszenie Ewangelii w powołaniu, które otrzymaliśmy od Pana Boga, jest naszym moralnym obowiązkiem. Niestety, czasami w naszym zapale może pojawić się zwątpienie. Mimowolnie nasuwają się nam pytania: Czy dam radę?, Co będzie, jeżeli mi się nie uda? Niektórzy chrześcijanie z góry zakładają, że im się nie uda. Mówią: Nie posiadam zdolności do dawania świadectwa, nie potrafię nikogo zainteresować Ewangelią, wolę zostawić to innym, oni to lepiej zrobią…

 

Problem polega na tym, że inni też tak samo się wymawiają. Taka postawa jest jednym z największych niebezpieczeństw, które doprowadzają chrześcijan do rezygnacji ze swego zaangażowania w świadczenie o Chrystusie, ponieważ nasze zaangażowanie jest uzależnione od powodzenia w tej dziedzinie.

 

Nigdy nie powinniśmy obawiać się, że osoba, wobec której głosimy, odrzuci Ewangelię. Nawet jeśli tak się stanie, to nie jest to porażką. Porażką w głoszeniu Ewangelii jest rezygnacja z głoszenia. Sukcesem w głoszeniu Dobrej Nowiny jest podjęcie inicjatywy i trudu dla Ewangelii. Musimy wiedzieć, że nieudane ewangelizacje nie istnieją, ponieważ Bóg czuwa nad swoim słowem, aby wydało właściwy plon we właściwym czasie. Nie powinniśmy rezygnować z głoszenia Ewangelii, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie wydaje ona spodziewanych owoców.

 

Dobrze o tej prawdzie opowiada historia, która wydarzyła się blisko 80 lat temu.

W przedwojennej Warszawie znana była wszystkim pani Zofia Kadras. Była prywatną nauczycielką. Podjęła pracę nauczycielki w żydowskiej rodzinie. Żyd, ojciec rodziny, zapytał panią Zofię we wstępnej rozmowie o jej dane personalne. Zapytał również o wyznanie. „Jestem katoliczką” – odpowiedziała pani Zofia. Żyd zamyślił się i po chwili powiedział: „Dobrze, będzie pani nauczycielką moich dzieci, ale pod jednym warunkiem: niech pani pamięta, że nie wolno Pani ani jednym słowem wspomnieć moim dzieciom o Chrystusie”. Nie mając innego wyboru pracy, pani Zofia zgodziła się na ten warunek. Rozpoczęła pracę nauczycielki. Poprzez swoją dobroć, miłość oraz uczciwość, pani Zofia podbiła serca nie tylko dzieci, które uczyła, ale i całej żydowskiej rodziny. Traktowano ją więc jak najlepszego przyjaciela, a nawet tak jak jednego z członków rodziny. W sposób szczególny dała dowód swojej miłości i oddania w czasie ciężkiej choroby żydowskich dzieci. Swoją troskliwością i poświęceniem przyczyniła się do ich wyzdrowienia. Poświęcenie i troska o innych nadszarpnęły w końcu jej wątłe zdrowie. Została wzięta do szpitala. Odwiedzana przez wielu przyjaciół i otoczona ich troską i miłością w krótkim czasie umarłą. Przygotowując jej ciało do złożenia w trumnie, rodzina zdjęła z jej szyi zamykany medalion. Po otworzeniu medalionu znaleziono w nim karteczkę, na której wypisana była tajemnica jej życia, miłości i poświęcenia: „Nie wolno mi było głosić Chrystusa słowem, chciałam głosić Go życiem”.

Żyjemy w takich czasach, gdzie Chrystus głoszony słowem nie zawsze jest przyjmowany. Tak niestety już jest, że wielu ludzi na słowa o Chrystusie jest głuchych. Może znamy takich ludzi w szkołach, w sąsiedztwie, w miejscach pracy. Na samo słowo o Chrystusie takie osoby zmieniają temat rozmowy lub wręcz mówią, że oni w Chrystusa nie wierzą, bo tego „nie czują”. Jest jednak sposób na ten problem. Żyj tak, aby inni, patrząc na twoje życie, zadawali sobie pytanie: dlaczego tak żyjesz – tak uczciwie, nie oszukując, nie kradnąc, potrafiąc przebaczać nawet tym, którzy na to przebaczenie nie zasługują. I może przez to w końcu dojdą do tego, że robisz to dlatego, że jesteś chrześcijaninem – jesteś wierzącym. Dobrym podsumowaniem takiego sposobu głoszenia są słowa św. Franciszka z Asyżu, który powtarzał do swoich współbraci: „Zawsze głoście, a kiedy potrzeba używajcie słów”.

 

Głoszenie słowa Bożego czasami wydaje się rzeczą niemożliwą, ale są święci, którzy pokazali nam, że jeśli są trudności, to tylko dlatego, żeby je pokonać. Wspomniany wcześniej św. Franciszek z Asyżu, który na polu ewangelizacji dokonał w swoim życiu rzeczy niemożliwych jak na ówczesne czasy, mówił do współbraci: „Zacznij od robienia tego, co konieczne. Potem rób to, co możliwe i nagle okaże się, że robisz rzeczy niemożliwe”. Bądźmy wierni tym słowom, a dzięki temu przybliży się do nas królestwo Boże. Żyjmy tak, aby nasze świadectwo życia stało się piątą Ewangelią mówiącą o chrześcijańskiej miłości do Boga i człowieka. Amen.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Drukuj...

Redemptorysta Prowincji Warszawskiej obecnie duszpasterz w Parafii Świętego Klemensa Hofbauera oraz kapelan
Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego – Warszawa

o. Łukasz Baran CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy