Piątek, 14 grudnia 2018 roku, II tydzień Adwentu, Rok C, I
Wspomnienie św. Jana od Krzyża, prezbitera i doktora Kościoła
Dzisiejsza Ewangelia stawia przed nami ciekawy, a zarazem smutny obraz zachowania wobec Jezusa. Kiedy wreszcie przychodzi na świat oczekiwany Mesjasz, Izraelici zaczynają wątpić i wysuwać oskarżenia, że nie tak powinien zachowywać się ten, który ma zbawić naród wybrany. Przy swoich oskarżeniach nie są jednak obiektywni, bo wobec Jana Chrzciciela również mieli pretensje, że poprzez swoją ascezę nie spełniał ich oczekiwań.
Możemy nie do końca rozumieć Żydów, którzy są tak blisko Zbawiciela, a zachowują się jak małe krnąbrne dzieci. Zanim jednak osądzimy w sercu tych ludzi, popatrzmy na naszą codzienność i naszą wiarę.
Niestety czasem zachowujemy się tak, jak rodacy Pana Jezusa. Ciągle mamy jakieś pretensje do Boga – bo nie zauważa naszych potrzeb, bo nie wysłuchuje naszych modlitw, bo nie jest taki, jak byśmy chcieli, żeby był. Co człowiek to inne pretensje.
Jezus dzisiaj, podobnie jak dwa tysiące lat temu, zadaje każdemu z nas konkretne pytanie: Z kim mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni?
Do kogo jesteśmy podobni? Czy w naszym zachowaniu nie jesteśmy tak bardzo podobni do rodaków Jezusa?
Dobrze tę sytuację opisuje pewna historia.
W jednym z francuskich katolickich tygodników zamieszczono felieton zatytułowany „Miejsce Chrystusa w moim życiu”. W owym artykule autor napisał takie słowa: „Często zastanawiam się, jak postrzegam na co dzień Chrystusa w moim życiu. Czy tak jak Izraelici dwa tysiące lat temu, czy jak ludzie, którzy swoim życiem przyjmują Boga i Go kochają? Niestety często jestem bardziej podobny do tych pierwszych. Dlaczego tak się dzieje? Być może moje myślenie na temat Boga nie jest właściwe. Czy to myślenie może się zmienić? A co by było, gdyby Jezus przyszedł na świat jeszcze raz? Obawiam się, że historia mogłaby się powtórzyć. Być może byłoby tak: Jezus przemienił wodę w wino i właściciele winnicy zaczęli krzywo na niego patrzeć. Wskrzesił umarłego, a spadkobiercy omal nie poumierali z irytacji. Przywrócił zdolność chodzenia paralitykowi, a paralityk zaczął kraść, bo nikt mu już nie dawał jałmużny. Tyloma rybami napełnił sieci, że popękały i dla rybaków nic już nie zostało. Rozkazał uschnąć drzewu figowemu, które właśnie miało pierwszy raz owocować po wielu wysiłkach ogrodnika. Wypędził kupców ze świątyni i handel zamożnego miasta podupadł. Kiedy powiedział: «Jestem Synem Bożym», wszyscy uśmiali się, chyba że stali zbyt daleko, żeby móc usłyszeć. Ukrzyżowali Go w końcu, żeby mieć spokój. Po trzech dniach zmartwychwstał. Ludzie szeptali: «Znowu On»”.
Nasze wyobrażenie Boga, a co za tym idzie, przyjęcie Go do swego życia, może być różne. To od każdego z nas, od naszej osobistej relacji zależy, jak będziemy postrzegali Boga. Czy będziemy postrzegać Go jako tego, na którego czekamy, czy jak na nieproszonego gościa? W ostatnim czasie w wielu społeczeństwach, również w Polsce, teolodzy zauważyli, że pojawia się pewien nurt myślenia, który staje w opozycji do chrześcijaństwa, a który w skrócie nazwać można MDT, czyli Moralistyczny Deizm Terapeutyczny.
Założenia tego sposobu myślenia sprowadzają się do tego, że co prawda Bóg istnieje, ale nieproszony – nie powinien mieszać się do ludzkiego życia, oraz że ludzie mają być dla siebie dobrzy i mili, a ich główny cel stanowi dobre samopoczucie. A zatem myślenie sprowadza do tego, że Bóg nie jest celem, ale środkiem, pomocą w osiąganiu celów formułowanych przez człowieka.
Takie niestety myślenie powoduje, że stajemy się pokoleniem ludzi, do których pasują stanowcze słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii. Jako ludzie uważający się za wierzących musimy podjąć trud spotkania Boga w swoim życiu. Przy tym musimy pamiętać, żeby szukać prawdziwego Boga, a nie Boga naszych łatwych wyobrażeń i łatwego życia. Tym prawdziwym Bogiem jest Bóg, którego spotykamy w sakramentach świętych, słowie Bożym i w przestrzeganym Dekalogu.
I pamiętajmy o jednym, że na tej drodze szukania Boga, jak mówił teolog Karl Rahner: „Bóg może uczynić w naszym kierunku tysiące kroków, ale ten jeden w Jego kierunku – musimy wykonać sami”.
Drukuj...
Duszpasterz w Parafii św. Józefa i Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Toruniu (Toruń – Bielany)
o. Łukasz Baran CSsR