Słowo Redemptor

Świętego Andrzeja Apostoła – święto

 

 

 

Sobota, 30 listopada 2019 roku, XXXIV tydzień zwykły, Rok C, I

 

 

 

 

CZYTANIA

 

 

 

 

Nie jest takie proste, zostawić wszystko i zacząć od nowa. Każdy już ma swoje sprawy tak poukładane, że trudno jest powiedzieć sobie – od dzisiaj będzie inaczej. Zostawić dom i iść gdzieś w nieznane, zaufać komuś, kogo się nie zna. Może to byłoby ciekawe, ale nigdy nie wiadomo, co dalej. Od zawsze jesteśmy ostrzegani, żeby nie ufać nieznajomemu, obcemu nie wierzyć. Dlatego trudno czasem wyobrazić sobie kogoś, kto ucieka z domu, idzie gdzieś w nieznane, ślad po nim ginie i nie wiadomo, co się z nim dzieje.

 

Czasem tak bywa z powołaniem. Ono rodzi się gdzieś w sercu człowieka, dojrzewa, a po jakimś czasie daje o sobie wyraźnie znać i odzywa się głosem: „idź!” Często nie wiadomo, co wtedy zrobić lub za kim iść. Co wybrać, jak postąpić, kiedy to burzy mój cały ułożony porządek, mój świat? Co z nim zrobić? Są tacy, którzy wyjeżdżają w poszukiwaniu pracy, organizują sobie życie na miejscu. Ale powołanie to nie decyzja na chwilę, to nie wyjazd na trzy miesiące, po którym można wrócić. To decyzja o rozpoczęciu nowego życia. A do tego potrzeba czasem uciec od tego, co stare i sprawdzone.

 

W Ewangelii obserwujemy dzisiaj braci Piotra i Andrzeja oraz synów Zebedeusza. Przyszedł do nich Jezus i zaproponował im nową pracę, nowe życie, nową tożsamość – Odtąd będziesz łowił ludzi… Mieli zostać apostołami.  Znali Tego, który ich powoływał. Nie pierwszy raz się spotkali. Ale po raz pierwszy otrzymali propozycję zerwania ze wszystkim. Te lata, które spędzili razem, miały być tylko przygotowaniem do pracy przez całe życie. Jakub i jego brat poszli za Nim. Zostawili swojego ojca. Jak to zniósł? Pewnie z trudem. Czy myślał, że wrócą? Być może. Bo nigdy przecież nie wiadomo, co może się stać.

 

Powołanie to walka. Trzeba walczyć o wybór własnego powołania. Trzeba iść drogą swojego powołania i codziennie je wybierać. Wtedy możemy uzyskać spokój sumienia, gdy będziemy wierni temu, co wybraliśmy.

 

Dziś Chrystus postawił przed apostołami dwie drogi: drogę spokojnego życia, prostych rozwiązań i swoich przyzwyczajeń oraz drogę trudnego życia według Ewangelii i zdobywania dla niej ludzi. Poszli za tym drugim rozwiązaniem, za Kimś, kto głosił im naukę. Może stawiali sobie pytanie: „Co z tego będziemy mieli? Czy będziemy mieli lepiej niż gdzie indziej?” Jednak Ewangelia to nie stanowiska i władza. To trud służby.

 

Trzeba sobie jasno odpowiedzieć na pytanie, jakie plany ma wobec mnie Bóg. Jak mogę je poznać? Kto może mi pomóc? Powołania rodzą się na modlitwie i z modlitwy, i tylko dzięki modlitwie mogą wytrwać i przynieść owoc. Dlatego pamiętajmy o modlitwie o powołania. W kościele są rodzice. Właśnie wam, drodzy ojcowie i matki, Bóg powierzył poprzez sakrament małżeństwa także i to ważne zadanie, by pomagać rodzącym się powołaniom. Rodzina jest bowiem pierwszym miejscem, gdzie wzrasta człowiek powołany przez Boga.

 

W 1920 r. Angelo Roncali, przyszły papież Jan XXIII, po uroczystości swoich święceń biskupich pokazał swojej matce pierścień biskupi, który otrzymał. Wtedy jego matka mu odrzekła: „Synu, nie miałbyś dziś tego pierścienia, gdyby nie moja obrączka”. Dla biskupa Roncaliego właśnie dom rodzinny, przykład miłości jego rodziców był glebą, na której wzrastało jego powołanie do kapłaństwa. Drodzy rodzice, nie wstydzie się ze swoimi synami klęknąć wspólnie do modlitwy. W domu twórzcie atmosferę życia chrześcijańskiego opartego na Dekalogu. A wtedy włożycie swój piękny wkład w dzieło powołań.

 

Słowo powołanie może wydawać się słowem patetycznym i zarezerwowanym tylko dla księży i sióstr zakonnych. Ale przecież najbardziej powszechnym powołaniem jest powołanie do małżeństwa. Istotą tego powołania jest świętość, która w małżeństwie polega na codziennym okazywaniu sobie miłości poprzez życzliwe słowo i wzajemną pomoc, którą okazują sobie małżonkowie.

 

Ukazali nam to małżonkowie Alojzy i Maria Quatrocchi, którzy kilka lat temu razem zostali wyniesieni na ołtarze jako błogosławieni.  Są oni dla nas świadectwem, że świętość w małżeństwie jest możliwa i jest czymś normalnym. Na zewnątrz Maria i Alojzy prowadzili życie typowe dla zamożnej rzymskiej rodziny pierwszej połowy XX wieku. On robił postępy w karierze zawodowej i był cenionym prawnikiem, ona zaś zajmowała się domem i czwórką dzieci. Wyjeżdżali na urlopy, chodzili do opery i teatru. Można powiedzieć, że żyli według zwyczajów i zasad właściwych dla ich epoki i środowiska. Swoją miłość okazywali sobie także poprzez listy, które do siebie pisali. Prawie 200 z nich posłużyło jako świadectwo w ich procesie beatyfikacyjnym.

 

Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi... Jezus świadomy swojego posłannictwa staje nad brzegiem Jeziora Galilejskiego i rozpoczyna tworzyć wspólnotę uczniów, którzy gromadzą się wokół Niego, a w przyszłości będą stanowić Jego Kościół. Ze słowem powołania zwraca się do rybaków. Z łódki, która służyła do połowu ryb, wzywa do wejścia na pokład łodzi Kościoła, której celem będzie połów ludzkich dusz i dotarcie do portu zbawienia. Do każdego z nas Bóg kiedyś zawołał: „Pójdź za mną i dobrze realizuj swoje powołanie w kapłaństwie albo w życiu rodzinnym”. W tym powołaniu, które Bóg ci dał, bądź rybakiem ludzi i głoś poprzez świadectwem swojego życia królestwo Boże. Amen.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Drukuj...

Duszpasterz w Parafii Świętego Klemensa Hofbauera – Warszawa

o. Łukasz Baran CSsR

Powrót do strony głównej

Czytelnia

Polecamy