Środa, 01 kwietnia 2020 roku, V tydzień Wielkiego Postu, Rok A, II
Kiedy czytam dzisiejsze czytania mszalne, mam wrażenie, że słowem, które spaja je w jedno jest słowo wolność. Jedną z podstawowych wartości na jakiej nam ludziom najbardziej zależy – jest właśnie: wolność. Tę wartość bardzo sobie cenimy. Jej utrata doskwiera każdemu człowiekowi. Nie zależnie od tego w jakich czasach żyjemy – pragniemy być wolni. To znaczy, chcemy móc wybierać, decydować o sobie samym. Wielu ludzi w przeszłości, ale także i dziś za wolność oddawało swoje życie. Wolności pragnie przede wszystkim młodzież, która nie znosi wydawanych im poleceń, która buntuje się przeciw: autorytetom, rodzicom, nauczycielom, społeczeństwu.
Wolność można rozpatrywać w dwóch aspektach.
Pierwszy zewnętrzny lub fizyczny. Dziś każdy z nas, mniej lub bardziej doświadcza ograniczenia tej wolności. Jest to szczególnie dotkliwe, gdyż nie możemy poruszać się po ulicach naszych miast i wsi. Każdy z nas może zobaczyć z okna swojego mieszkania smutny widok – puste chodniki, bez przechodniów, którzy jeszcze do niedawna, zawsze gdzieś biegli, za czymś gonili, gdzieś się śpieszyli. Możemy zobaczyć puste ulice bez samochodów, bez korków i nerwów, że nie zdążymy do pracy, szkoły, urzędu. Dziś nie możemy swobodnie udać się do miejsc, tak zwyczajnych jak kościół, park, kino, czy teatr. Chwilowo utraciliśmy tę możliwość. W tych dniach nie możemy się spotykać ze znajomymi czy przyjaciółmi – naturalnie rozumiemy, że to ograniczenie, choć trudne, koniecznym jest dla naszego i innych bezpieczeństwa. Musimy pozostawać w domach i mieszkaniach, rezygnując dobrowolnie z naszego prawa wolności zewnętrznej.
Drugim aspektem w którym możemy rozpatrywać wolność jest jej charakter wewnętrzny, lub lepiej powiedzieć duchowy. Tego nie można nam łatwo odebrać, przez ograniczenie poruszania się. Nikt nie zabroni mi myśleć jak chcę i o czym chcę. W moich marzeniach wciąż mogę podróżować dokądkolwiek zechcę – wystarczy, że zamknę moje oczy. Dlatego właśnie wielu więźniów w obozach koncentracyjnych wewnętrznie pozostawało wciąż wolnymi – tego nikt im nie mógł odebrać.
Kiedy zatem tracimy wolność wewnętrzną – duchową?
Paradoksalnie sami ją sobie odbieramy przez nasze kompleksy i przez lęk: „co inny o nas pomyślą?”, lub co gorsza, „co o nas powiedzą?”. Wszyscy biomy się, że zostaniemy wytknięci palcami, że za naszymi plecami, ktoś powie szeptem: „czy słyszał Pan…, czy słyszała Pani…?”. Ten lęk, że zostaniemy ocenieni, że ktoś zasugeruje, że nie pasujemy do środowiska w pracy, w szkole, na dzielnicy. Boimy się, że ktoś na ośmieszy…
Rosyjski pisarz Fiodor Dostojewski napisał kiedyś: „jedyna wolność to zwyciężyć siebie”. Dziś kiedy czytamy księgę proroka Daniela i tę przepiękną historię męczeństwa: Szadraka, Meszaka i Abed-Nego – zachwyca mnie ich poczucie wolności wewnętrznej, choć ich ręce i nogi były zewnętrznie skrępowane przez więzy – jednak ich dusze pozostawały wolne. Ile odwagi i wolności potrzeba, aby łatwo nie ulec pokusie postępowania tak jak inni, bo to prostsze i wygodniejsze – choć nie odpowiednie i sprzeczne z sumieniem. Ile odwagi kosztuje powiedzieć – ja tak nie będę robił, bo to nie uczciwe. Ja nie będę kradł. Ile odwagi potrzeba, by wśród kolegów powiedzieć – dziękuję nie palę, nie piję, nie biorę… Ile odwagi wreszcie potrzeba, aby stanąć po stronie kogoś, kto jest obmawiany, lub wyśmiewany. Ile odwagi dziś trzeba, aby stanąć w obronie tego, w co się wierzy. Ile odwagi potrzeba, aby dać świadectwo prawdzie…
Podziwiam Szadraka, Meszaka i Abed-Nego za te słowa: Nie musimy tobie, królu, odpowiadać w tej sprawie. Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, zechce nas wybawić z rozpalonego pieca, może nas wyratować z twej ręki, królu! Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie będziemy czcić twego boga ani oddawać pokłonu złotemu posągowi, który wzniosłeś… Oni nie krzyczą do Boga: musisz! musisz nas uratować!, lecz jeśli chcesz.., – to Jego rzecz i nic nam do tego. Niech się dzieje Jego wola. Naszym zadaniem jest pozostać mu wiernym. Tak może powiedzieć tylko człowiek prawdziwie wolny. Św. Siostra Faustyna w dzienniczku zapisała: Jestem zupełnie spokojna, bo wiem, że rzeczą Oblubieńca – jest myśleć o mnie.
Jezus w dzisiejszej Ewangelii przypomina nam, że sami możemy dać się zamknąć w niewoli – w więzieniu, które jest o wiele gorsze niż słynne Alcatraz. Tym więzieniem jest grzech, który ogranicza naszą wolność. Każdy grzech śmiertelny zrywa łączącą nas z Bogiem więź i zamyka nas szczelnie na Boga i relację z nim, na drugiego człowieka w końcu na nas samych – każda z tych płaszczyzn zostaje zraniona i ogołocona z miłości. Do tego dochodzą wyrzuty sumienia, poczucie winy i rezygnacji, bo przecież już tysiąc razy próbowałem i zawsze to samo, ten sam grzech znów upadnę. To przyciska do ziemi i nie pozwala nam zaczerpnąć powietrz otwartymi ustami. To sprawia, że czujemy się obciążeni. Jak bardzo cierpią osoby, które popadły w grzech, który stał się ich nałogiem – one próbują, walczyć, chcą się wyrwać „z sidła ptasznika”, lecz nie potrafią, utknęły i cierpią. Jak bardzo boli wstyd, kiedy idziemy do spowiedzi. Wile razy widziałem osoby czekające w kolejce do konfesjonału – jakieś takie nerwowe, bały się tego, co ksiądz sobie o nich pomyśli, co powie, czy nie oceni, nie oskarży czy nie wytchnie palcem…
Ksiądz nie zrobi tego wszystkiego z kilku powodów: to Jezus za mnie i za Ciebie umarł na drzewie krzyża, a on nie wytykał palcami. To w sakramencie Pokuty i Pojednania sam Jezus odpuszcza Ci grzechy – za darmo, ale On wymaga od Ciebie i ode mnie tylko jednego abyśmy trwali w jego nauce i prawdziwie byli Jego uczniami. On – Jezus daje nam obietnicę, że wówczas poznamy prawdę, a ona nas wyzwoli. Kiedy czynimy rachunek sumienia poznajemy prawdę, często, tę bolesną. Poznajemy prawdę o nas samych o naszym życiu i o miłość, a raczej o jej braku.
Jezus chce, abyśmy w konfesjonale stanęli w prawdzie o nas samych, abyśmy się przyznali najpierw przed sobą samym do grzechów, które popełniliśmy – czasami to, to właśnie boli najbardziej, że oczekiwania jakie mamy wobec nas samych, nijak nie pasują do obrazu jaki sobą w tym momencie sobą reprezentujemy. I sami się sobą rozczarowujemy. Bóg patrzy na nas inaczej. On patrzy na nas z miłością i chce nas przyjąć i przygarnąć takich, jakimi w tym momencie naszego życia jesteśmy. On nigdy się nie nudzi okazywaniem nam miłosierdzia, to my mamy problem, aby o nie po raz kolejny poprosić.
Wiele razy sam czułem niesamowitą wolność i radość, gdy odchodziłem od kratek konfesjonału, czułem się jakbym zrzucił z siebie ogromny ciężar. Poczułem się jakbym wyszedł na wolność, na światło dzienne z jakiejś ciemnej, wilgotnej i zatęchłej piwnicy. Wiele razy widziałem ludzi, którzy z radości doświadczonego przebaczenia w tym wyjątkowym sakramencie wręcz wybiegali w podskokach z konfesjonału.
„Jedyna wolność to zwyciężyć siebie”, każdego dnia na nowo.
Rozważania (kazania-homilie): Środa piątego tygodnia Wielkiego Postu
o. Edmund Kowalski CSsR (28 marca 2012 rok)
o. Paweł Drobot CSsR (20 marca 2013 rok)
o. Piotr Andrukiewicz CSsR (09 kwietnia 2014 roku)
o. Stanisław Mróz CSsR (25 marca 2015 roku)
o. Marcin Zubik CSsR (16 marca 2016 roku)
o. Mariusz Simonicz CSsR (05 kwietnia 2017 roku)
o. Sylwester Pactwa CSsR (21 marca 2018 roku)
o. Krzysztof Wąsiewicz CSsR (10 kwietnia 2019 roku)
Drukuj...
Duszpasterz w parafii św. Szczepana oraz świętych Ulricha i Afry – Kreuzlingen (Szwajcaria)
o. Stanisław Paprocki CSsR