Już wschodzi zorza poranna, Zabrzmiało niebo weselem I ziemia śpiewa radośnie, A piekło jęczy w udręce. Bo Król tak bardzo potężny Zniweczył moce śmiertelne, Podeptał władzę Otchłani I więzy jeńców rozerwał.
Dobra nowina dzisiejszej Niedzieli Zmartwychwstania jest dla nas taka: Bóg posłał na świat swojego Syna – Jezusa, który umarł z miłości dla nas na drzewie krzyża i trzeciego dnia zmartwychwstał. Każdy, kto w Niego uwierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów.
W tym niepewnym, trudnym czasie Chrystus przychodzi ze swoim pokojem. W dzisiejszym fragmencie Ewangelii, trzykrotnie usłyszeliśmy „Pokój wam!”. Chrystus mówi to nie tylko do zalęknionych uczniów, ale także do nas. Pragnie, by Jego pokój przeniknął serce każdego z nas, by zagościł w naszych rodzinach, w każdej sytuacji, którą przeżywamy. Spotkanie ze Zmartwychwstałym powinno wnieść nową jakość w nasze życie, nie możemy żyć jak umarli. Pierwsze czytanie jest wezwaniem, byśmy jak Apostołowie mogli z mocą świadczyć o zmartwychwstaniu Jezusa. Może dzisiaj stajemy przed Jezusem z wątpliwościami jak św. Tomasz. Dobrze będzie, gdy to spotkanie skończy się naszym wyznaniem: „Pan mój i Bóg mój!”.
Prawda. Czym jest? Jaka jest? Jest jedna, obiektywna, czy jest jej wiele? Kreowana do danych potrzeb, czy ponadczasowa i uniwersalna? Wiele pytań, różne odpowiedzi. Dlaczego jest ona aż tak istotna w życiu? Jezus sam o sobie powiedział, że jest Prawdą i to już powinno być dla każdego chrześcijanina dostatecznym argumentem, dla którego w życiu powinien się kierować prawdą. Ale czy taka odpowiedź nie jest zbyt prosta i naiwna?
Czwarta Niedziela Wielkanocna nazywana jest Niedzielą Dobrego Pasterza. Rozpoczyna ona tydzień modlitw o powołania kapłańskie i zakonne (Paweł VI, 1964). Jezus, Syn Boży, przedstawia się jako Dobry Pasterz, który troszczy się o swoją owczarnię. Jednocześnie Jezus, odrzucając wszelkie posłannictwo socjo-polityczne, ogłasza Królestwo Boże oparte o przykazanie miłości Boga i bliźniego, którego granicę stanowi wiara w Niego – Jedynego Odkupiciela i Zbawiciela człowieka. Do swojego królestwa zaprasza każdego człowieka, który pragnie radykalnie wypełniać wolę Ojca – „jako w niebie, tak i na ziemi” – wyrażoną w ewangelicznej nauce i posłudze.
Skąd czerpać siłę i moc do tego, aby wytrwać do końca? W kim znaleźć pocieszenie i nadzieję w dobie pandemii? Odpowiedzi udzielił sam Chrystus w dzisiejszej Ewangelii: Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać [...]. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni.
Miłość Boża do świata i człowieka przejawiła się w sposób najwspanialszy w zbawczym dziele Chrystusa. Przez Niego – jedynego Pośrednika – staliśmy się przyjaciółmi Bożymi, nie sługami, ale przyjaciółmi. W słowach dzisiejszej Ewangelii chrześcijaństwo głosi niezwykłe wywyższenie człowieka, który jest współpracownikiem samego Boga. Współpracownikiem nie tylko przez zewnętrzną aktywność i twórczą obecność w świecie, ale również przez heroiczną miłość – nawet nieprzyjaciół.
Kościół święty kilka razy w roku zaprasza nas do myślenia o niebie. Dziś jest właśnie taki dzień, kiedy chcemy popatrzeć w niebo i pomyśleć o niebie. Dzisiaj coraz rzadziej myślimy o niebie. Jest nam coraz lepiej na ziemi, coraz lepiej się czujemy, w zasadzie niczego nam nie brakuje poza pewnymi drobiazgami. Przynajmniej u nas, w Polsce. Gdzieś indziej pewnie jest trochę inaczej, bo ludzie cierpią głód, bo toczą się konflikty zbrojne itd. Ale u nas? Dlatego dobrze, że dziś w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego jesteśmy zaproszeni, aby pomyśleć choć przez chwilę o niebie.
Pierwsze czytanie z Dziejów Apostolskich mówi nam o tym, co zdarzyło się, kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy. Św. Łukasz, opisując to wydarzenie, zwraca uwagę na znaki, jakie mu towarzyszyły: szum, powiem wiatru, i ogień, który w postaci języków spoczął na apostołach. Duch Święty nie był w szumie ani w ogniu. Były to znaki, które miały skierować uwagę wszystkich ku temu, co tak naprawdę stało się w sercach uczniów Jezusa. To tak jak w historii z Eliaszem, który przyszedł do Bożej góry Horeb, by spotkać się z Bogiem. Boga nie było w ogniu ani w gromach, ale w lekkim powiewie wiatru (por. 1 Krl 19, 1-14).