„Medytujmy nad chwałą naszego Odkupiciela, który przez swoją śmierć i zmartwychwstanie zwyciężył szatana, uwalniając ludzi z jego niewoli. … Zmartwychwstanie Jezusa jest pewną rękojmią naszego zmartwychwstania i naszej chwały, którą mamy nadzieję cieszyć się kiedyś w niebie, z duszą i ciałem”.
Tym, co nas chrześcijan odróżnia od innych ludzi być może znacznie bardziej od nas zaangażowanych w walkę o życie, jest to, co nagliło Marię Magdalenę do wyruszenia w drogę. To nie idea ekspansywnej siły życia jako takiego, nie przekonanie o przenikającej wszystko kosmicznej energii, to nie miłość do ludzkości, tak często pozorna, zwodnicza i nadużywana, ale ten Jezus z Nazaretu, który wyzwolił Marię Magdalenę z jej zniewolenia ku życiu, który wyzwala także nas, jakże często zniewolonych, bezradnych w swoich tęsknotach, słabych w swojej miłości.
Bóg, aby przypomnieć o Swoim miłosierdziu, w naszych czasch wybrał prostą zakonnicę (siostrę Faustynę), by stała się apostołką Jego miłosierdzia dla współczesnego świata pogrążonego w morzu zła i występku. Wiedząc jednak, że współczesny, sceptyczny człowiek może nie przyjąć poważnie głosu prostej, niewykształconej zakonnicy, powołał na Stolicę Piotrową człowieka, który autorytetem całego Chrystusowego Kościoła potwierdzi przekazane jej przez Boga prawdy dotyczące nabożeństwa do Bożego miłosierdzia i ogłosi ją świętą, a więc rzeczywiście wybraną przez Boga.
Apostołowie idą łowić ryby z Piotrem jako swoim przywódcą, nie każdy oddzielnie. Bo słowo Jezusa, Jego misja będzie powierzona nie każdemu z nich oddzielnie, ale wszystkim razem Jezus nie chce swego Kościoła jako luźnego zbioru pojedynczych osób, lecz chce wspólnoty, tak jak Jahwe, Bóg Starego Przymierza, powołał do życia wspólnotę ludu wybranego, by realizowała Jego misję.I nie istnieje żadna wiara chrześcijańska inna niż we wspólnocie Kościoła, żadna „prywatna” wiara sama z siebie i tylko dla siebie.
Św. Łukasz opisuje niezwykłą podróż uczniów z Jerozolimy do Emaus pod koniec tego najważniejszego pielgrzymkowego święta Izraela, jakim była Pascha. Uczniowie, którzy wyruszyli w drogę w złym stanie ducha: są smutni, przygnębieni, pozbawieni nadziei, a nawet rozczarowani, gdyż Ten, za którym dotychczas szli (oddali Mu trzy lata swojego życia), został przez arcykapłanów i przywódców narodu żydowskiego wydany na śmierć i ukrzyżowany: „…arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało” (Łk 24, 20-21).
Okres Paschalny w Kościele prowadzi nas ku obecności Jezusa w tajemnicy Eucharystii – tego chleba, który daje życie w obfitości.Natomiast w dzisiejszej Liturgii Słowa, Jezus Chrustus – Dobry Pasterz przypomina nam, że tylko On może nam jest pokarmem na życie wieczne.
Gdy pytamy Jezusa Chrystusa, co mamy czynić, o czym mamy myśleć i do czego mamy dążyć. On nam odpowiada: „Ja jestem drogą, i prawdą, i życiem!”. Ludzkość miała wielu nauczycieli, ale żaden nie głosił takiej nauki jak On. Żaden nie ośmielił się powiedzieć o sobie czegoś podobnego. Wielu starało się naprostować tak często kręte ścieżki ludzkiego życia, ale nikt nie powiedział o sobie, że: „jest drogą, i prawdą, i życiem”. Dlatego jeżeli Chrystus jest drogą, to każdy, kto nie idzie za nim błąka się po manowcach bez celu. Jeżeli Chrystus jest prawdą, to daremnie szukamy tej prawdy poza Nim, nie znajdziemy! Jeżeli Chrystus, jest życiem, to zginie każdy, kto zechce żyć bez Niego.
Każdy z nas otrzymał dary Ducha Świętego na chrzcie świętym, otrzymaliśmy Go podczas bierzmowaniu, kapłani w czasie święceń kapłańskich, a małżonkowie przyzywali Go i prosili o Niego, podczas sakramentu małżeństwa. On uzdalnia nas do pogłębiania naszej wiary, rzuca światło na nasze życie, nasze czyny, nawet w tych najtrudniejszych sytuacjach.
„Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 19-20)
Jesteśmy w okresie wielkanocnym. Siedmiu tygodni potrzebuje Kościół, aby stopniowo wprowadzać nas w rzeczywistość daru udzielonego nam wraz ze zmartwychwstaniem Jezusa: to zwycięstwo nad śmiercią oraz właśnie życie wieczne. I jeśli ja – jak jest to powiedziane w mowie pożegnalnej Jezusa – przyjmuję życie wieczne jako coś, co już jest dostępne, to okazuje się, że nie jest to kwestia eschatologicznej przyszłości, lecz ta żywa świadomość pozwala lepiej przeżywać doczesność. Bóg nie chce niczego innego, jak tylko tego, abym żył, żył radośnie i szczęśliwie, bez niepokoju i przygnębienia.