Tam gdzie pieśń, tam zwykle jest radość. Tym razem nie byle jaka to radość. Otóż wyroki oddalone, a król już jest pośród narodu. Zatem i powód do radości niezaprzeczalny. Można wyśpiewywać, można również wznosić okrzyki radości.Takim okrzykiem radości powitała Elżbieta Maryję. Błogosławiona jesteś!
To nasze adwentowe spotkanie ze świętym Józefem może i nas zachęcić do głębszej refleksji nad własną wizją życia. Ku czemu zmierzam? Jakie są cele, która stawiam sobie w życiu? Jakie miejsce zajmuje w nim Bóg i Jego plany wobec mnie? Czy jestem gotów je podjąć? Św. Józef pomimo swoich wątpliwości i niezrozumienia, podjął decyzję, by otworzyć się na Boże zamiary i „uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański”. A co ja uczynię?
Dopełnił się czas dla Elżbiety i ten zapowiedziany w świątyni pojawia się na świecie. Niby nic nadzwyczajnego. Przecież tyle dzieci się wtedy urodziło w różnych miejscach, a jednak to narodzenie jest szczególne. I to z racji ojca jego, Zachariasza. Dla niego skończył się czas „znaku”. Gdy tylko dopełnił formalności, wypełnił to, co powiedział mu anioł wskazując imię jakie ma otrzymać jego syn – następuje pieśń.
Wielka to sprawa mieć pewność, że mój ród nigdy nie wyginie. Że po wieczne czasy będzie ktoś, kto do tego rodu przyznawał się będzie. Ktoś, kto ma władzę nad czasem i wiecznością. Przyjdzie co prawda jako bezbronne dziecko, przejdzie całą ludzką drogą wraz z tułaczką i bezdomnością. Doświadczy odrzucenia i nienawiści, a wreszcie zakończy swe życie na krzyżu. Jednak to nie koniec! On żyje na wieki, zgodnie z obietnicą – jako Zmartwychwstały.