Ewangelia, czytania pozostałyby zabawą w słowa, jeśli nie staną się ciałem, czyli nie przybiorą kształtu w moim, naszym człowieczeństwie. Nie chodzi o to, abyśmy wiedzieli, o co w nich chodzi, ale o co chodzi Bogu w moim życiu, aby stało się ono bardziej tajemnicą „wcielenia Słowa”.
Ewangelista Jan daje piękny obraz uczty weselnej. My tę historię słyszeliśmy już tyle razy, że już przy pierwszych słowach często nasze myśli biegną gdzieś indziej, do naszych spraw, trosk, marzeń… Przecież to znamy… Słowo Boże jest jednak aktualne, jest żywe i skuteczne, skierowane właśnie dzisiaj i właśnie do mnie, w tym nastroju, samopoczuciu, w którym jestem. Z moimi radościami, problemami, pokojem, cierpieniem
Uwierzyć w Jezusa! To jest chrześcijaństwo.Czynić wszystko, cokolwiek On mówi… Tak się stało w Kanie Galilejskiej… I uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
Stwórca wpisał w każdego z nas pragnienie szczęścia i radości. Równocześnie wskazał nam źródło, w którym może ono znaleźć swoje zaspokojenie. To On sam – Jego słowo, Jego bliskość, Jego miłość. Prawdziwa radość jest w Panu! I to ona jest naszą siłą!
Dzisiejszy człowiek jest tak zapatrzony w siebie, że nie zauważa już, albo może nie chce zauważyć również i Boga. Dla wielu ludzi Bóg umarł, jak to twierdził w swoich filozoficznych wywodach Nietzsche. Nie brakuje w dzisiejszym świecie też i takich, którzy w kulcie własnej osoby wystawiają sobie pomniki.
Zdarza się niekiedy, że człowiek w poczuciu swojej ludzkiej słabości, świadomy stojących przed nim bardzo wzniosłych zadań i obowiązków, stwierdza: „Ja się do tego nie nadaję”. „To mnie przerasta”. Dzisiejsza liturgia słowa zawiera trzy osobiste świadectwa ludzi wezwanych przez Boga, którzy odkrywają swoją nieadekwatność, ludzką słabość. Trzech bohaterów: Izajasza, Pawła i Piotra łączy poczucie słabości, świadomość grzeszności, które każdy z nich wyraża w nieco inny sposób.
Trójca Święta jest Miłością. Ojciec jest tym, który miłuje; Syn jest tym, który jest miłowany, a Duch Święty jest miłością. Życie chrześcijanina jest nierozłącznie powiązane z Trzema Osobami Boskimi. W imię i w dialogu z Nimi kształtowane jest całe nasze życie wiary – od kołyski aż po grób.
Poganin udaje się do Jezusa, aby uratować swego sługę − uczynił się sługą swego sługi i przełamał uprzedzenia, zerwał z przesądami, aby zbliżyć się z pokorą do Żyda (owszem, możemy potraktować to jako przypadek desperacji), który może go odrzucić, nim pogardzić, lecz on wie, że w ten sposób może pomóc swojemu słudze… Ten setnik, anonimowy chrześcijanin, jest jasnym znakiem tego, czego Jezus szuka w nas, tzn. wiary od każdego, kto szuka z nim spotkania, a także zaufania bez potrzeby widzenia.
Ewangelia dzisiejsza pokazuje nam niezwykle dramatyczny obraz. Oto naprzeciw siebie idą dwie procesje: z jednej strony Jezus z uczniami, z drugiej strony idzie wielki tłum ludzi, żegnający zmarłego młodzieńca, jedynego syna wdowy z Nain. Opis dramatyczny, ponieważ kobieta wraz ze śmiercią syna straciła wszelką nadzieję. Straciła nadzieję na spokojne życie, nadzieję na to, by godnie żyć. Nic więc dziwnego, że kobieta była zrozpaczona. I to właśnie bezgraniczna rozpacz matki wywołała współczucie Jezusa. Współczucie, które skłoniło Mistrza z Nazaretu do działania. Czytamy: Pan zlitował się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz».
Jezus chodzi na wesela i przyjęcia, mówi o nich w przypowieściach. Jego zaś uczty, te z przypowieści czy z rzeczywistości, nie są spokojne. Zawsze bywają zakłócone jakimś zdarzeniem – czy to niedostatek wina, człowiek bez szaty godowej, czy inne... Dzisiejszy ewangeliczny opis pobytu Jezusa na uczcie zakłóca publiczna grzesznica, a dokładniej kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne (por. Łk 7, 37).