Niejednokrotnie w wielu przypadkach naszego życia potrzebujemy świadka jakiegoś wydarzenia. Czasem chodzi o bycie świadkiem naszego chrztu czy sakramentu małżeństwa, a czasem bardzo prozaiczne sytuacje życiowe zmuszają nas do tego, aby ktoś o czymś dla nas zaświadczył. Wydaje się wręcz dziwne, lecz prawdziwe, że Bóg, Jezus Chrystus też takiego świadka potrzebował. W czasach Jezusa był nim Jan Chrzciciel, a obecnie świadkami Jezusa jesteśmy my, którzy wypełniamy Jego przykazania i pełnimy wolę Ojca.
I znów dzisiejsza Ewangelia. Jezus przechodzi obok Jeziora Galilejskiego i widzi prostych ludzi, ciężko pracujących i mówi im pójdźcie za mną. A oni, ku zdumieniu wszystkich, może nawet sami się sobie dziwią wewnętrznie i jak podkreśla ewangelista natychmiast zostawiają wszystko i idą za nim. To bardzo ciekawa scena. Zostawiają miejsce pracy, zostawiają dom i rodzinę jak w przypadku Piotra. Zostawiają Ojca i najemników jak to uczynili Jakub i Jan. Ten fragment jest szczególnie interesujący. Nie wszyscy mamy doświadczenie przemysłowego łowienia ryb. Również ja go nie mam, ale może niektórzy z nas doświadczyli wakacyjnej pracy przy żniwach albo przy wykopkach ziemniaków na wsi u dziadków, rodziców, lub u wujostwa.
Szukajcie Pana… – tymi słowami zaczerpniętymi z Księgi proroka Sofoniasza rozpoczyna się dzisiejsza liturgia słowa (So 2, 3). Poszukiwanie Boga, odkrywanie Jego prawdziwego oblicza, kształtowanie w sobie właściwego obrazu naszego Stwórcy jest jednym z podstawowych zadań, wyzwań, jakie stają przed każdym z nas. W natłoku informacji, jakimi jesteśmy zewsząd zasypywani każdego dnia, nie jest to zadanie łatwe. W tym szumie informacyjnym, w którym przyszło nam żyć, trudno bowiem czasem odróżnić prawdę od fałszu.
Życie Ewangelią to zaproszenie do tego, by być światłem dla innych. Czy moje życie wnosi w życie moich bliskich światło? Czy moje postępowanie, stosunek do ludzi, do świata, dokonywane wybory, wnosi w mój świat dobro, miłość, szacunek? Czasem tracimy życie na to, co tak naprawdę nikomu nie jest potrzebne. Tracimy pieniądze, tracimy zdrowie, tracimy cenny czas. Co tak naprawdę liczy się w życiu? Co tak naprawdę jest ważne? To pytanie musi każdy z nas zadawać sobie codziennie.
Trudno nam zachować Boże przykazania, choć w większości obecni tutaj znamy je doskonale. Uczyliśmy się przecież ich treści od najmłodszych lat. Nawet niektórzy pewnie w porannym pacierzu recytowali ich treść jako swoją modlitwę zanoszoną do Boga. Rodzice, księża, katecheci od najmłodszych lat tłumaczyli nam ich treść. Jednak pomimo wszystko, w dalszym ciągu mamy problem z ich zachowywaniem. To jedna strona medalu. Z drugiej strony, wśród ochrzczonych znajdą się takie osoby, które nie przykładają większej wagi do słów Dekalogu. Jedni traktują te słowa i ich przesłanie jako treść historyczną, inni twierdzą, że są one dzisiaj już nieaktualne i stosują je w swoim życiu wybiórczo.
Bądźcie świętymi, jak ja jestem święty (Kpł 19, 2). Wielu ludziom świętość kojarzy się z czymś, co jest odległe od codziennego życia. Święci to ludzie uważani za wzory i przykłady życia, jako jakaś elita. A co z resztą ludzi? Pismo Święte, nauczanie Kościoła mówi nam tymczasem co innego: świętość to droga dla wszystkich.
Pan Bóg powołuje pośrodku życia i różnych codziennych zajęć, nie dla nagrody i odpoczynku, ale właśnie do życia w pełni. Nie ma Ewangelii na „czas wolny”, jakoś „pomiędzy sprawami”. Ta Msza św. nie jest na obrzeżu niedzieli czy tygodnia, ale w centrum, by tym słowem i Eucharystią żyć.
Możemy śmiało stwierdzić, że nie ma nic gorszego w naszym życiu, niż stwierdzenie, że wszystko było na nic. Włożyłem swój wysiłek, włożyłem dużo pracy, nerwów i sił, poświęciłem swój cenny czas, a upragniony sukces nie nadszedł. Możemy powiedzieć – wszystko było na próżno!!! I wtedy często rodzi się w nas frustracja. To jedna strona medalu. Kiedy jednak odwrócimy medal, to nagle nie ma nic przyjemniejszego niż „za darmo”. Wiele razy w naszym życiu dzieje się coś niespodziewanie, jesteśmy czymś zaskoczeni. I wtedy rodzi się w naszym życiu coś przeciwnego do frustracji. Wtedy zamiast niej pojawia się radość z łaski, którą otrzymaliśmy.
Niech liturgia słowa dzisiejszej niedzieli będzie dla nas pomocą w dokonaniu dobrych (najlepszych) wyborów, by „wygrać” życie doczesne, a nade wszystko życie wieczne.
Liturgia dzisiejszej trzynastej niedzieli zwykłej podaje nam jakże niezwykłą propozycję pójścia za Kimś, kto naprawdę nadaje sensu ludzkiej egzystencji, kto przedstawia się jako Prawda i kto pokazuje Drogę po której można pewnie kroczyć. To Chrystus. Po wyborze dwunastu apostołów, Jezus mówi o królestwie Bożym, daje im odpowiednie instrukcje, poucza ich i posyła, aby i oni słowem i czynami świadczyli o zbliżającym się królestwie Bożym. Misja ta powinna być zakorzeniona w wierze i w miłości do Chrystusa, która jest doskonalszym wyrazem tej miłości, która powinna być obecna w rodzinie, w Kościele, w społeczeństwie i w świecie: Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10, 37).