Rozpoczynamy dziś Wielki Tydzień – może i przygotowani przez nabożeństwa wielkopostne, przeżyte rekolekcje, modlitwę, post i jałmużnę. Wielu także przez sakrament pojednania. Stoimy jak tłumy i wiwatujemy – taki obrzęd przecież. Wielki Tydzień szybko się skończy, znowu będzie to samo, przeżyjemy, a potem spokojnie poświętujemy.
Każdy z nas doświadcza takich sytuacji, gdzie jest tragedia grzechu, przepaść zdrady, gdzie jest niewierność… Jednak obyśmy potrafili usłyszeć delikatne wezwania miłości Bożej, gdy nasze kroki zaczynając zmierzać w niewłaściwym kierunku. Obyśmy umieli odczuć czułość Bożych napomnień. Zanim nie będzie za późno.
Miłość Boża nie wzdraga się wejść tam, gdzie już człowiek zamknął dla niej drzwi, sięgnąć nawet dna piekła, byle tylko jeszcze raz okazać czułość, ufając wbrew jakiejkolwiek nadziei... Judasz jest zdeterminowany delikatnością miłości Jezusa. Poczucie zawodu sprawia, że nie chce mieć nic wspólnego z tym, którego jeszcze raz, za kilka godzin, w Ogrodzie Oliwnym nazwie, już po raz ostatni, swoim Mistrzem.
Ostatni obraz naszego „Tryptyku miłości i zdrady” nie jest obrazem przegranej. Jest krzykiem miłości Boga, która nie cofnie się przed niczym. W rozpiętym na krzyżu Synu Bożym odda wszystko, do ostatniej kropli krwi, do ostatniego oddechu, do ostatniego jęku samotności i opuszczenia, żeby uratować człowieka. odbudowującej straconą godność.