Przez wieki całe, z pokolenia na pokolenie, Boży Kościół przemierzał historię pod czujną władzą pasterką poszczególnych papieży, którzy stali na straży prawości wiary i obyczajów całej wspólnoty. Były momenty świetności i kryzysów, byli papieże święci, męczennicy, ale byli i tacy, którzy traktowali Kościół bardziej w kategoriach państwa aniżeli pokornej wspólnoty odkupionych grzeszników. To wszystko jednak dodaje Kościołowi – temu, że trwa nieprzerwanie od dwudziestu wieków i pomimo różnych przeszkód wydaje owoce świętości – znamion autentyczności.
Chrześcijanin jest nowym stworzeniem, które kieruje się nowymi zasadami, żyje nową sprawiedliwością. … Sporo osób uważa się za sprawiedliwych, może ty także? Nikogo nie zabiłeś, starasz się spełniać tzw. dobre uczynki. Wybacz, że zakłócę twój „święty spokój”. Czy aby na pewno nikogo nie zabiłeś? Jezus podwyższa poprzeczkę, gdy mówi o zabójstwie, po to abyśmy się nie łudzili. Według logiki Jezusa zabić można nie tylko fizycznie, ale także „duchowo” czy też „w sercu”. Dlatego mówi, że każdy, kto gniewa się na swego brata podlega sądowi; a każdy kto powiedział swemu bratu „Raka” (tzn. kretynie) podlega Wysokiej Radzie.
Nie musisz kochać twojego nieprzyjaciela. Takie przekonanie wyrażone w Prawie panowało pośród Izraelitów. Ale czy to tylko historia ze Starego Testamentu? Jaki jest twój stosunek do tych, którzy uczynili ci krzywdę? Jak traktujesz swoich nieprzyjaciół? Po ludzku najprościej jest odrzucić, zapomnieć, zmarginalizować tych, którzy przeszkadzają, którzy w czymś zawinili, których nie lubisz z różnych powodów czy też wprost nienawidzisz. A po Bożemu? Jak Bóg traktuje swoich nieprzyjaciół, w tym także ciebie, gdy przez grzech odwracasz się od Niego?
Z Ewangelii dowiadujemy się, że wejście na górę opłaciło się apostołom. Byli świadkami niewiarygodnego cudu. Zauważyli, że odzienie Jezusa stało się białe jak światło. Mogli podziwiać, że Jezus jest prawdziwym Bogiem. To doświadczenie zrobiło na nich tak wielkie wrażenie, że Piotr, zapominając o wszystkim, zawołał do Jezusa: Panie, dobrze, że tu jesteśmy. Jezus oczarował apostołów i wskazał, że droga do przemienienia prowadzi przez wysiłek podejmowania nieustannego codziennego nawrócenia. Jezus udowodnił, że jeżeli będziemy iść przez życie z Bogiem, jeżeli Bogu zaufamy, to wtedy dokona się w nas prawdziwa przemiana. I nasze choroby i nasze cierpienia kiedyś przeminą i zamienią się w radość i szczęście. A ciemności śmierci zamienią się w światło życia wiecznego.
Teraz to nie tłumy, nie apostołowie, nie czytelnik Ewangelii stawia pytanie, kim właściwie jest Jezus z Nazaretu. W Cezarei Filipowej to Jezus pyta: Za kogo ludzie mnie uważają? To pytanie zostaje także postawione mnie i tobie. Za kogo ludzie z twojego środowiska uważają Jezusa? Za kogo mają Go twoi domownicy, współpracownicy, sąsiedzi? Przecież znasz odpowiedź na to pytanie.
Grzech jest największym nieszczęściem człowieka. Sprowadza niepokój, wyrzuty sumienia, sprawia, że choć świat jest piękny, człowiek nie potrafi się nim cieszyć. Traci radość życia. Co gorsza, często naśladuje Adama z Raju i chowa się przed Tym, który najbardziej go kocha i jako jedyny może temu nieszczęściu zaradzić.
Niektórzy ludzie miesiącami, a nawet latami nie przystępują do spowiedzi św., bo się wstydzą i lękają wyznać swoje grzechy. Żyją jak więźniowie spętani ciężkimi kajdanami, które odbierają im wolność. A Bóg mówi: „Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone były jak purpura, staną się jak wełna” (Iz 1.18).
W sercu każdego człowieka rozgrywa się walka między złem i dobrem. Wielu ludzi podejmuje trud, wysiłek, cierpienie a nawet śmierć dla dobra innych. Często jednak doznają niezrozumienia. Tak było z życiu proroka Jeremiasza, tak było z Jezusem niezrozumianym przez swoich uczniów, tak może być również w twoim życiu.
Dzisiejszy fragment Ewangelii, który mówi o oczyszczeniu świątyni, jest nam dość dobrze znany. Jezus działała tutaj jako prorok, dlatego Żydzi domagają się od Niego znaku, który by potwierdził, że jest On posłany przez Boga. ... Dzięki zmartwychwstaniu Chrystusa każdy z nas stał się świątynią Boga. Wyobraźmy sobie, że Chrystus wchodzi do świątyni naszego serca. Co tam zastanie? Być może powtórzą się słowa z dzisiejszej Ewangelii: Zabierzcie to stąd! Co się nazbierało w świątyni mojego serca, ile tam jest obojętności, słabości, nieuczciwości, zakłamania, lenistwa, obłudy, grzechów…?
Przychodzą w życiu takie momenty, czy to choroba, czy jakieś inne nieszczęście, z którymi człowiek nie jest w stanie sobie poradzić o własnych siłach. I wtedy, albo idzie po rozum do głowy i szuka ratunku u Boga, albo nie widząc ratunku dla siebie czyni największe głupstwo, pozbawiając się życia. Tak się dzieje, gdy w życiu człowieka nie ma Boga. A przecież Bóg jest, i to bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki.